Robert Silverberg - Stochastyk

Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Silverberg - Stochastyk» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Gdańsk, Год выпуска: 1993, ISBN: 1993, Издательство: Gold, RYT, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Stochastyk: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Stochastyk»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Kiedy przeszłość krzyżuje się z przyszłością…
Nowy York. Ostatnie miesiące XX wieku. Lew Nicholas — ekspert w dziedzinie prognozowania przyszłości — osiągnął pozycję szarej eminencji, „twórcy królów”, człowieka, który mógłby doprowadzić Paula Quinna do Białego Domu w roku 2004.

Stochastyk — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Stochastyk», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Dziwne? Absurdalne. Która wizja jest prawdziwa?

— Wszystkie.

— To czyste szaleństwo!

— Istnieje wiele poziomów rzeczywistości, Lew.

— Wszystkie nie mogą być prawdziwe. Są absolutnie niezgodne z tym, czego mnie nauczyłeś o raz na zawsze utrwalonej i niezmiennej przyszłości.

— Istnieje jedna przyszłość, która musi nastąpić — powiedział Carvajal. — Jest wiele innych, które się nigdy nie urzeczywistniają. W początkowych stadiach widzenia umysłowi brak jeszcze ostrości, prawda zostaje skażona halucynacjami, a mózg bombardują rozmaite informacje uboczne.

— Ale…

— Być może jest wiele linii czasu — powiedział Carvajal. — Jedna prawdziwa i wiele innych, potencjalnych, poronionych, istniejących jedynie na niejasnych, przygranicznych terenach prawdopodobieństwa. Niekiedy dane z owych linii czasowych zalewają widzącego, jeżeli jego umysł jest zbyt otwarty i nie osłonięty. Doświadczyłem tego na sobie.

— Nigdy mi o tym nie opowiadałeś.

— Nie chciałem cię dezorientować, Lew.

— Więc co mam robić? Jaki jest pożytek z informacji, które otrzymuję? W jaki sposób mogę odróżnić wizje prawdziwe od urojonych?

— Cierpliwości. Wszystko się wyjaśni.

— Kiedy?

— Czy oglądając swoją śmierć zdarzyło ci się widzieć tę samą scenę częściej niż raz? — spytał Carvajal.

— Tak.

— Co to za wizja?

— Każdą z nich przeżyłem co najmniej dwukrotnie.

— A czy jest taka, która powtarza się częściej od innych?

— Tak — powiedziałem. — To była pierwsza scena. Jestem starcem w szpitalu, moje łóżko otaczają skomplikowane urządzenia medyczne. Ta wizja nawiedzała mnie już niejednokrotnie.

— Ze szczególną wyrazistością? Skinąłem twierdząco głową.

— Uwierz jej — powiedział Carvajal. — Reszta to fantomy. Wkrótce przestaną cię niepokoić. Urojone wizje odznaczają się pewnym gorączkowym, nieistotnym charakterem. Załamują się na początku i na końcu. Jeżeli dobrze im się przyjrzeć, można je przebić wzrokiem i ujrzeć ziejącą za nimi nicość. Niedługo ustaną zupełnie. Ostatni raz podobne zjawiska zaprzątały mi głowę trzydzieści lat temu, Lew.

— A wizje Quinna? Czy to także fantomy pochodzące z innej linii czasu? Czy rzeczywiście mogłem wypuścić na wolność potwora, czy może trapi mnie koszmarny sen?

— Na to pytanie nie umiem ci udzielić odpowiedzi. Będziesz po prostu musiał poczekać, nauczyć się oczyszczać swoje wizje, przyjrzeć im się ponownie i starannie rozważyć wszystkie dane.

— I nie masz dla mnie w tej kwestii żadnych bardziej szczegółowych propozycji?

— Nie — odrzekł. — Nie można… Zadzwonił dzwonek do drzwi.

— Przepraszam — powiedział Carvajal.

Wyszedł z pokoju. Zamknąłem oczy i pozwoliłem fali jakiegoś nieznanego, tropikalnego morza obmywać mój umysł, a ciepła, słonawa kąpiel wymazała całkowicie pamięć i ból, szlifując wszystkie chropowatości. Przeszłość, teraźniejszość i przyszłość postrzegałem teraz jako równie nierealne: kłęby mgły, smugi niewyraźnego, pastelowego światła, odległy śmiech, puszyste głosy, urywane zdania. Gdzieś tam wystawiano sztukę, ale ja nie byłem już ani na scenie, ani na widowni. Czas został zawieszony. Zacząłem chyba widzieć. Wydaje mi się, że unosiła się nade mną poważna, surowa twarz Quinna, skąpana w jaskrawym, zielonym i niebieskim świetle punktówek; widziałem chyba starca w szpitalu i uzbrojonych ludzi, maszerujących ulicami; nie narodzone jeszcze imperia, taniec kontynentów, powolne istoty, pełzające po wielkim, ściskającym planetę lodową skorupą gorsecie, u kresu czasu. Potem usłyszałem głosy w korytarzu, jakiś mężczyzna krzyczał, a Carvajal tłumaczył mu coś cierpliwie i czemuś zaprzeczał. Narkotyki, zdrada, gniewne oskarżenia. Co? Co? Wyrwałem się z objęć krępującej mnie mgły. Carvajal stał przy drzwiach oko w oko z niskim, piegowatym mężczyzną o szalonych, niebieskich oczach i nie czesanych, płomiennorudych włosach. Nieznajomy trzymał w dłoniach pistolet — stary, niezgrabny model, granatowoczarną armatę, którą wymachiwał z podnieceniem na prawo i lewo. „Dostawa, gdzie jest dostawa, co to za numery?” — krzyczał bez przerwy. Carvajal wzruszał ramionami, uśmiechał się, potrząsał głową i w kółko powtarzał, że zaszła pomyłka, że to po prostu nieporozumienie. Promieniał. Jak gdyby całe jego życie było kierowane i kształtowane ku tej właśnie chwili łaski, tej epifanii, ku temu niezrozumiałemu i komicznemu dialogowi odbywającemu się w drzwiach jego mieszkania.

Postąpiłem naprzód, gotowy do odegrania swej roli. Przygotowałem sobie tekst. Powiem: „Spokojnie, człowieku, przestań wymachiwać tu tym pistoletem. Pomyliłeś adresy. Nie mamy żadnych narkotyków”. Ujrzałem, jak pewnym krokiem podchodzę do intruza, wciąż mówiąc: „Uspokój się lepiej, odłóż broń, zadzwoń do swojego szefa i wszystko wyjaśnij. W przeciwnym wypadku możesz przysporzyć sobie poważnych kłopotów, i…” Mówię, pochylając się nad małym, piegowatym bandytą, spokojnym ruchem sięgam po pistolet, wyrywam mu broń z dłoni, przyciskam go do ściany…

To nie ten scenariusz. Prawdziwy scenariusz wymagał ode mnie, żebym nie robił nic. Wiedziałem o tym. I nic nie zrobiłem.

Bandyta spojrzał na mnie, potem na Carvajala, a potem znów na mnie. Nie spodziewał się, że wyjdę z pokoju, i nie był pewien, jak ma zareagować. W tej chwili usłyszeliśmy pukanie do drzwi wejściowych. Męski głos zza drzwi pytał Carvajala, czy wszystko jest w porządku. Oczy bandyty zabłysły w zaskoczeniu i strachu. Odskoczył od Carvajala, pociągając go na siebie. Mimochodem, jak gdyby przypadkowo, rozległ się strzał. Carvajal osuwał się już na podłogę, lecz zdołał jeszcze oprzeć się o ścianę. Bandyta przemknął koło mnie, wbiegając do pokoju. Skulony i drżący zatrzymał się w salonie. Ponownie nacisnął spust, po chwili padł trzeci strzał. Potem gwałtowanie odwrócił się do okna. Rozległ się brzęk tłuczonego szkła. Przez cały czas stałem jak wryty, ale teraz udało mi się nareszcie poruszyć. Za późno; intruz wyskoczył już przez okno, zbiegł na dół po schodach przeciwpożarowych i zniknął na ulicy.

Wróciłem do Carvajala. Leżał na podłodze przy wejściu do pokoju, nie poruszał się, milczał, miał otwarte oczy i nadal jeszcze oddychał. Koszula na jego piersiach była zakrwawiona. Strużka krwi spływała też wzdłuż lewego ramienia. Trzecia rana — mała, precyzyjnie zadana — była umiejscowiona z boku głowy, tuż powyżej kości policzkowej. Podbiegłem i podtrzymałem go. Ujrzałem, jak oczy zasnuwają mu się mgłą, zdawało mi się, że na samym końcu się roześmiał, że wydał z siebie króciutki, cichy chichot, ale to chyba ja sam dopisałem do scenariusza kilka drobnych, zręcznych didaskaliów. Tak. Tak. Nareszcie. Dokonało się. Carvajal był spokojny, pogodzony z losem, szczęśliwy, że już się to wszystko skończyło. Po wielu długich próbach scena została wreszcie odegrana.

44

Carvajal zmarł dwudziestego drugiego kwietnia 2000 roku. Piszę te słowa na początku grudnia, zaledwie kilka tygodni przed rozpoczęciem dwudziestego pierwszego wieku i nadejściem nowego tysiąclecia. Zastanie mnie ono w tym niegościnnym domu, w nieokreślonym miasteczku w północnej części New Jersey, gdzie kieruję rozpoczętą niedawno działalnością Centrum Procesów Stochastycznych. Przebywamy w ośrodku od sierpnia, kiedy to ostatecznie stwierdzona została autentyczność testamentu Carvajala, który ustanowił mnie jedynym spadkobiercą swoich milionów.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Stochastyk»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Stochastyk» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Robert Silverberg - He aquí el camino
Robert Silverberg
Robert Silverberg - Rządy terroru
Robert Silverberg
Robert Silverberg - Poznając smoka
Robert Silverberg
Robert Silverberg - The Old Man
Robert Silverberg
Robert Silverberg - The Nature of the Place
Robert Silverberg
Robert Silverberg - The Reality Trip
Robert Silverberg
Robert Silverberg - The Songs of Summer
Robert Silverberg
Robert Silverberg - The Secret Sharer
Robert Silverberg
Robert Silverberg - Good News from the Vatican
Robert Silverberg
libcat.ru: книга без обложки
Robert Silverberg
Отзывы о книге «Stochastyk»

Обсуждение, отзывы о книге «Stochastyk» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x