Jarosław Grzędowicz - Pan Lodowego Ogrodu. Tom II

Здесь есть возможность читать онлайн «Jarosław Grzędowicz - Pan Lodowego Ogrodu. Tom II» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Pan Lodowego Ogrodu. Tom II: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Pan Lodowego Ogrodu. Tom II»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Jarosław Grzędowicz
Azyl dla starych pilotów Oprócz tego pracuje jako dziennikarz „wolny strzelec”, prowadzi stałą rubrykę naukowo-cywilizacyjną w Gazecie Polskiej i tłumaczy komiksy, głównie z serii
i
.
W Fabryce Słów ukazała się
, jego pierwszy autorski zbiór opowiadań grozy.
Pan Lodowego Ogrodu Ilustracje Jan J. Marek

Pan Lodowego Ogrodu. Tom II — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Pan Lodowego Ogrodu. Tom II», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Wstaję i ruszam długimi krokami tam, gdzie stoczono walkę.

Ludzie Ognia odeszli jako wskrzeszone przez mgłę żywe trupy. Odeszli, zostawiając manierkę leżącą przy kamieniu, płaszcz tego wielkiego woja, jego hełm, wciąż spoczywający na ścieżce, ale nade wszystko miecze. Dwa miecze, niewiarygodny kretynie.

Są krótkie, jakość ostrzy przywodzi na myśl bardziej narzędzia ogrodnicze niż dzieła sztuki płatnerskiej, niemniej jest to broń.

Podnoszę miecz należący do pierwszej ofiary mojego nordlanda. Broń wielkiego brodacza. Ten sam, który porwał woj, kiedy jego broń pękła pod ciosem. Oraz jeszcze jeden, należący do kolejnego Człowieka Ognia. Obok rękojeści wciąż leży jego dłoń, zielonkawa, pokryta przez mrówki.

Podchodzę jeszcze do krawędzi przepaści i znajduję zaplątany w korzeń płaszcz chłopaka. Nie jest go łatwo dosięgnąć, ale wystarczy odrobina wspinaczki i długi kij z sękiem na końcu.

Płaszcz Węża służy mi następnie do wykonania odzieży. Najprostszej na świecie. Kiltu.

Wystarczy odciąć odpowiedniej długości pas, okręcić biodra, przerzucić przez ramię i umocować paskiem odpiętym od manierki. Resztę płaszcza przycinam odpowiednio, pośrodku robię trójkątne nacięcie, w które wkładam głowę, i zaimprowizowaną jak poncho bluzę wiążę pod pachami kawałkami rzemieni. Płaszcz olbrzymiego woja jest wielki i porządny, więc narzucam go na ramiona. Wszystkie szmaty, które mam na sobie, są sztywne od lodowatej wilgoci. Płaszcz na domiar złego został obsikany przez wilka.

Naturalnie zabieram też osieroconą strzałę wbitą w łupkową glebę i hełm brodacza.

Podstawowym przygotowaniem do sztuki przetrwania jest tak zwany „test cegły". Umiejętność wymyślenia, co można zrobić z dowolnym, przypadkowym przedmiotem, na przykład z cegłą, poza budowaniem domów, oczywiście. Taki hełm to również kociołek, podręczne kowadło, miednica, prymitywna tarcza, kastet, maska, nieprzemakalny kapelusz i tak dalej. Wystarczy pomyśleć.

Zabieram nawet strzępy szmat, fragmenty pasa, z których robię rzemienie. Z kawałka nogawki produkuję tobołek, w którym umieszczam wszystkie znaleziska, i wiążę go skosem przez pierś.

A potem odchodzę.

Schodzę ścieżką prowadzącą w dół, na północ. Do Ziemi Ognia.

Odchodzę, nie żegnając przytulonych do siebie szczytów ani jednym spojrzeniem, ignoruję moje własne ekspresyjne posągi i drzewa wyglądające niczym powykręcane sylwetki Drakkainenów w ataku tańca świętego Wita. Ślizgam się na mokrych kamieniach, potykam okorzenie, mam na sobie łachmany, ale żyję.

Jestem słaby jak niemowlę, trzęsą mną dreszcze, umieram z głodu. Ale żyję.

Żyję i jeszcze powalczę.

Na dno doliny, ku szumiącemu wśród iglastych krzewów i skał potokowi wędruję ponad godzinę i ledwo trzymam się na nogach. Piję potem wodę na czworakach jak koń, ostrożnie, żeby nie dostać skrętu kiszek, woda jest lodowata i skurcz miażdży mi jelita, pusty żołądek wywraca się na lewą stronę i wywołuje torsje. Płuczę twarz i przez jakiś czas siedzę na mchu, czekając, aż oddech wróci do normy.

Nadal czuję kierunki w głowie czy to tylko złudzenie? Wydaje mi się, że wiem, gdzie znajduje się kraina Ludzi Ognia, gdzie piekielny boschowski Disneyland wzniesiony przez van Dykena i gdzie jego obłąkany Zamek Cierni. Tylko że to może być moje urojenie. Nie umiem aktywować cyfrala. Obawiam się, że został w drzewie. W tym drzewie, które było mną. Może spalił go piorun? Skąd mam wiedzieć, jaka jest mechanika pieprzonego cudu?

Idę potem pod prąd strumienia, dnem doliny, wśród wznoszących się po bokach skał, wśród mżawki i czasem krakania kruków.

Idę.

Pierwszych ludzi spotykam około południa. Martwych.

Najpierw widzę wilka. Jest szary i ogromny, przypomina cielę. Ma pochyły grzbiet, zad niski jak u hieny, ale kłąb i kark wysokie na ponad półtora metra. Każda łapa grubości mojego uda.

Nieruchomieję, powoli spuszczając dłoń na sajdak, jednak przypominam sobie, że łuk jest uszkodzony, a ja mam tylko jedną strzałę. Eksplozja, która uczyniła mnie drzewem, obruszyła rolki, poprzestawiała naciągi cięciwy, łuczysko chyba też jest zwichrowane. Cofam więc dłoń i sięgam po miecze. Stoję czujnie, z dłońmi na krzyż na obu rękojeściach i czekam.

Wilk szarpie coś między kamieniami, przytrzymując łapą, a potem unosi nagle ogromny łeb, nastawiając trójkątne uszy. Jeży futro na karku, wśród burej sierści straszą się pojedyncze długie kolce, niczym u kolczatki.

Potwór.

Wilk fajnie brzmi jednak to bydlę waży ze trzysta kilo Jego czaszka ma z - фото 9

„Wilk" fajnie brzmi, jednak to bydlę waży ze trzysta kilo. Jego czaszka ma z pół metra długości.

Z pyska zwisa mu kawał mięsa, oderwany przed chwilą, lecz na łykanym pospiesznie połciu nie widzę futra. Jest gładka, złotawa skóra.

Basior unosi wargi i pokazuje mi zęby. Obnażają się kły, ogromne jak dłuta, te mniejsze mają długość mojego kciuka. Cały garnitur błyska pod zmarszczoną górną wargą, z gardła zaczyna dobiegać niski grzmot, przywodzący raczej na myśl rodzący się ryk lwa.

Stoję nieruchomo, rozpaczliwie usiłując aktywować cyfrala, choć niewiele z tego wynika. Trudno wyjaśnić, jak to się robi. W normalnym ludzkim organizmie raczej niczego się nie włącza na zawołanie. Lecz obsługa cyfrala jest instynktowna. To się dzieje samo. Nie trzeba zaklęć ani wysiłku. Działa wewnętrznie, naturalnie, jak gniew albo smutek. A mimo to napinam się cały, drżą mi wszystkie mięśnie, zaciskam szczęki, jakbym mógł siłą zmusić mój mózg do wejścia na wyższe obroty.

Wilk bez wysiłku, sprężyście zeskakuje spomiędzy skał i odwraca się w moją stronę, jego warkot czuję gdzieś przeponą, gdy wciąż bezsilnie usiłuję wejść w tryb bojowy, jakbym rozpaczliwie naciskał martwy wyłącznik.

Patrzy na mnie spod opuszczonego łba, prezentując białą palisadę zębów, jego oczy płoną hipnotyzująco brudną, bursztynową barwą.

Patrzę w te ślepia i usiłuję mu narzucić swoją wolę, ale to tak, jakbym chciał zdominować tygrysa. To nie ujadający przy furtce kundel.

Jedynym efektem jest strużka gorącej krwi tocząca się po mojej wardze aż do ust i lodowaty dreszcz tnący ciało. Znowu robi mi się zimno, teraz głównie chyba ze strachu. Wysuwam lekko oba ostrza zza pasa, ale czuję, jakie są śmieszne w porównaniu z tą niemal półtonową górą mięśni i szczęk.

Zimno ogarnia mnie niczym całun, łupie mi w skroniach, widzę tylko oczy wilka, brudnożółte i bezlitosne, lecz pałające jakimś rozumnym okrucieństwem.

Czuję jego ruch, mimo że nawet nie drgnie. Czuję, że wystartuje kilkoma długimi skokami, a potem bez namysłu, na wysokości tamtego kamienia wystrzeli we mnie jak rakieta. Przy pierwszym kroku zwierzęcia wybiję się w lewo, odbiję stopą od skały i rzucę plecami w ścianę, między sterczący głaz i pień wykręconej górskiej sosny. Jeżeli nadal jestem do czegoś takiego zdolny i jeśli zaprę się tam nogami, będę miał już w rękach miecze, a on nie zdoła mnie sięgnąć. Przynajmniej nie od razu. Nos, oczy, gardło. Trzy szybkie cięcia, a potem krótka chwila, by wpełznąć na plecach tam, gdzie jest jeszcze wyżej i ciaśniej.

Powiedzmy.

Widzę to wszystko w jednym, momentalnym błysku, jako jeden układ. Trwa to ułamek sekundy. Wilk zmienia środek ciężkości, pochyla łeb jeszcze niżej, a ja już wiem, że skoczy inaczej, że ruszy z innej łapy i cały układ rozpada się błyskawicznie, zastąpiony przez inny. Teraz unik w drugą stronę, obrotem, jak torreador, tuż przed wyszczerzonymi zębami, z trudnym podwójnym cięciem. Lewa ręka odwróconym ostrzem po gardle, prawa z góry w podstawę czaszki, równocześnie niczym zamknięcie nożyc. Zmieniam chwyt lewej dłoni na odwrotny.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Pan Lodowego Ogrodu. Tom II»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Pan Lodowego Ogrodu. Tom II» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Pan Lodowego Ogrodu. Tom II»

Обсуждение, отзывы о книге «Pan Lodowego Ogrodu. Tom II» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x