Jarosław Grzędowicz - Pan Lodowego Ogrodu. Tom II

Здесь есть возможность читать онлайн «Jarosław Grzędowicz - Pan Lodowego Ogrodu. Tom II» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Pan Lodowego Ogrodu. Tom II: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Pan Lodowego Ogrodu. Tom II»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Jarosław Grzędowicz
Azyl dla starych pilotów Oprócz tego pracuje jako dziennikarz „wolny strzelec”, prowadzi stałą rubrykę naukowo-cywilizacyjną w Gazecie Polskiej i tłumaczy komiksy, głównie z serii
i
.
W Fabryce Słów ukazała się
, jego pierwszy autorski zbiór opowiadań grozy.
Pan Lodowego Ogrodu Ilustracje Jan J. Marek

Pan Lodowego Ogrodu. Tom II — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Pan Lodowego Ogrodu. Tom II», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Tłum pod zamkiem rozpierzchał się rozpaczliwie na podobieństwo drobnych kulek wysypanych z pudełka.

— Spadać! — rozdarł się Drakkainen. — Wiejemy! Już!

Zjeżdżali na łeb na szyję, raniąc dłonie linami, gdy z wirującego nad twierdzą tornada, uderzył pęk błyskawic, bombardując zbocze. Wąż syczącej, srebrnej plazmy ciskał się po szczycie, z góry sypały się kamienie, na karabińczykach lin wykwitły ognie świętego Elma. Łoskot i trzask rozdzierały uszy.

— Naprzód! — darł się Drakkainen na dole, kiedy zjechali i na głowy wśród kamiennych odłamków spadła im płonąca lina. Nie słyszał własnego wrzasku. — Głowy nisko! Daleko od drzew! To tylko błyskawice!

W zapadłej nagle ciemności co chwila migotało jadowite, elektryczne światło, drzewa wokół nich płonęły, trafiane raz po raz.

— Naprzód! Naprzód!

Pioruny tłukły systematycznie, roznosząc wszystko na strzępy, jednak żaden z komandosów nie został trafiony. A potem Grunaldi oberwał odłamkami skały prosto w czoło i runął w biegu, zalany krwią zupełnie czarną w blasku piorunów. Drakkainen podniósł go z ziemi, przewiesił sobie przez plecy. Uderzył kolejny piorun i kolejny. Kaftan na plecach Grunaldiego zapalił się. Vuko zrzucił przyjaciela na ziemię i przetoczył w topniejącym śniegu, a potem powlókł dalej. Grunf ze śmiesznym, niepotrzebnym łukiem w ręku biegł za nimi tyłem, usiłując ich obu osłaniać, jakby mógł strzelać do błyskawic.

— Gdzie te cholerne konie! — wrzeszczał Grunf.

— Grunaldi, nie zdychaj, jebem ti duszu ! — darł się Drakkainen.

Błyskawice nadal tłukły o ziemię i skały, kamienie fruwały w powietrzu z gwizdem, ale tornado zostawało z tyłu.

Brnęli pijanym truchtem, podtrzymując lecącego przez ręce Grunaldiego. Nad nimi huczała ciemność i grzmiała burza.

Konie zobaczyli kawałek dalej, na dnie niewielkiej kotlinki. Stały tam, okryte białymi kropierzami, zbite w trwożną gromadkę. Obok na zalanym krwią śniegu leżało paru Ludzi Węży, kilkunastu kolejnych stało kręgiem wokół, z mieczami w rękach. Spalle i Warfnir klęczeli na ziemi w zbryzganych juchą białych, maskujących strojach. Za każdym z nich stał Wąż przykładający im ostrze do gardła.

Drakkainen stanął jak wryty i opuścił ręce, upuszczając Grunaldiego, który padł bezwładnie niczym worek.

Grunf Kolczaste Serce zatrzymał się tuż za nim, z łukiem w ręku i strzałą na cięciwie.

Milczeli przez parę sekund.

Błyskawice ustały i zapadała ciężka, dzwoniąca w uszach cisza, tylko w oddali huczały płomienie.

A potem powietrze przeciął dziwny dźwięk, przypominający ogłuszający, stalowy świergot albo chichot. Klangor żelaznego żurawia.

Topór przeleciał nad górą i, koziołkując, runął w nich prosto z chmur.

Grunf pchnął Drakkainena, przewracając go na bezwładne ciało Grunaldiego. Rozległ się ostry chrzęst. Kolczaste Serce zwalił się na ziemię, z jego pleców sterczało półksiężycowate ostrze ozdobione rozwartą paszczą węża. Wokół leżących rozlała się ogromna czerwona plama, która stopiła śnieg, zmieniając go w rdzawe błoto.

Drakkainen zerwał się na nogi szybciej niż upadł, ale było za późno. Na wszystko za późno.

— Gruunf! — wrzasnął, a potem wyrwał z jego ciała topór i zawył przeraźliwie „van Dykeen!", chwycił broń w obie ręce i cisnął z powrotem. Berdysz pomknął w niebo, stojący wokół odprowadzili go wzrokiem. Wydawało się, że wróci dokładnie tam, skąd przyleciał, lecz topór wzbił się, koziołkując po łuku, po czym runął gdzieś w śnieg, jak zwykły, martwy kawał żelaza.

— Dosyć tej zabawy — odezwał się stojący na czele oddziału młodzian w czarnym płaszczu. — Na kolana i ręce na głowę, cudaki. Chyba że któryś chce się spotkać ze Żmijowym Żądłem.

Odrzucił niedbale płaszcz, ukazując oplecioną taśmą rękojeść uniwersalnego miecza zwiadowcy produkcji Nordland Aeronautics.

— Chętnie — wycedził Vuko i wydobył oba swoje pałasze. — Bardzo chętnie.

Chłopak przysiadł dziwacznie, po czym wyciągnął miecz i ruszył do przodu. Szczęknęła stal i monomolekularne ostrze zostało uwięzione pomiędzy skrzyżowanymi brzeszczotami pałaszy, a Drakkainen zdzielił Węża głową w nos, posyłając go na ziemię.

— Tego się w ogóle tak nie trzyma — oznajmił. — No, dalej. Jeszcze raz.

Wąż poderwał się z ziemi, ocierając krew toczącą mu się strugami po twarzy, wydał z siebie wściekły, syczący ryk i rzucił się naprzód, zadając kilka błyskawicznych ciosów. Ostrza w dłoniach Drakkainena zamigotały jak łopatki turbiny, stał zadzwoniła, po czym Vuko odbił błyskawicznie trzy kolejne cięcia, obrócił się wokół osi, ciął chłopaka dwa razy przez pierś, odrąbał mu dłoń i przeciął poziomo brzuch, wypuszczając jelita. Nieszczęsny Wąż zwinął się w kłębek i padł na kolana, niezdolny nawet do krzyku. Drakkainen stał nad nim, trzymając już swój shinobi ken.

— Niech tam — powiedział. I ciął chłopaka krótko w kark, odrąbując głowę.

A potem odwrócił się do stojących wokół kotlinki Węży.

— Który jeszcze chce zostać bohaterem? — zapytał. Miał spokojny głos, ale z okopconą twarzą i w białym stroju zbryzganym krwią wyglądał strasznie. Węże cofnęli się odruchowo.

— Ktoś jeszcze chce być bohaterem? — zapytał ponownie z lekkim odcieniem histerii w głosie.

— Ty! — zawył Wąż stojący za Spalle, trzymający dygocące ostrze przy jego szyi. — Rzuć broń, bo go zabiję!

Świsnęło krótko. Wąż podskoczył w miejscu i nagle wypuścił miecz zupełnie bezwładnie. Usiłował spojrzeć w górę, na własne czoło, w którym tkwiła stalowa gwiazdka i skąd toczyły się strugi krwi, po czym usiadł zdziwiony na ziemi. Spalle targnął głową i zdzielił go w twarz. Klęczący chwiejnie, wciąż oszołomiony Grunaldi upuścił drugą gwiazdkę i przewrócił się na bok. Równocześnie Warfnir chwycił nadgarstek Węża trzymającego ostrze przy szyi, drugą ręką złapał go za kołnierz, rzucił przez plecy i wbił mu wyrwany miecz w pierś, przybijając do ziemi.

— Kto następny?! — zawył histerycznie Drakkainen, a potem skoczył na Węży i uniósł miecz. Tak to przynajmniej wyglądało. Trzech najbliżej stojących wojowników zastygło w bezruchu, po czym jeden upadł nagle, obracając się wokół własnej osi, drugi prychnął krwią z ust i zwalił się bezwładnie jak mokra koszula, a trzeci zwisł w ramionach stojących za nim, chwytając się kurczowo za czyjś kaftan. Tamci zaczęli się cofać. Spalle i Warfnir stanęli po bokach Vuka, a wtedy Węże rzucili się do ucieczki.

Spalle przyprowadził konie. Grunaldiego posadzili normalnie, pozwalając mu opaść na szyję wierzchowca i przytrzymując z boków, Grunfa Kolczaste Serce, sternika Atleifa przewiesili przez siodło.

— Nikt nie zostaje... — wyszeptał Drakkainen, ocierając łzy toczące się po okopconej twarzy.

— Zabiliśmy go przynajmniej? — zapytał Spalle.

— Nie. Był tam jeszcze inny Pieśniarz, który chciał umrzeć. Ściągnął Włócznię na siebie.

— To niedobrze.

— Tak.

— Co teraz? — zapytał Warfnir.

— Teraz — powiedział ochryple Wędrowiec — do domu. Prosto do Ziemi Ognia. Nie zatrzymujemy się.

— A jeśli ktoś stanie nam na drodze?

— Nie zatrzymujemy się — powtórzył Drakkainen, schylił się po pochwę swojego miecza i oczyścił ją śniegiem. Gnali jak szaleni nie dbając już o kamuflaż Spod kopyt pryskał lód i kłęby - фото 34

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Pan Lodowego Ogrodu. Tom II»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Pan Lodowego Ogrodu. Tom II» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Pan Lodowego Ogrodu. Tom II»

Обсуждение, отзывы о книге «Pan Lodowego Ogrodu. Tom II» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x