Jarosław Grzędowicz - Pan Lodowego Ogrodu. Tom II

Здесь есть возможность читать онлайн «Jarosław Grzędowicz - Pan Lodowego Ogrodu. Tom II» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Pan Lodowego Ogrodu. Tom II: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Pan Lodowego Ogrodu. Tom II»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Jarosław Grzędowicz
Azyl dla starych pilotów Oprócz tego pracuje jako dziennikarz „wolny strzelec”, prowadzi stałą rubrykę naukowo-cywilizacyjną w Gazecie Polskiej i tłumaczy komiksy, głównie z serii
i
.
W Fabryce Słów ukazała się
, jego pierwszy autorski zbiór opowiadań grozy.
Pan Lodowego Ogrodu Ilustracje Jan J. Marek

Pan Lodowego Ogrodu. Tom II — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Pan Lodowego Ogrodu. Tom II», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Widziałem, że gna prosto na ptaki, łucznicy zza pleców woźnicy strzelali raz za razem, ten powoził jedną ręką, a drugą sięgnął gdzieś za plecy i dobył ze stojaka oszczep, który wbił w podłogę obok siebie.

— Hajaa! Mbajo! Mbajo ! — wydarłem się, mój ornipant targnął łbem i ruszył szybciej. Gorący wiatr huczał mi w uszach. Jeden z moich Kebiryjczyków rozplatał swoje rzemienie obciążone żelaznymi ciężarkami.

Pędzący na nas rydwan zawrócił nagle i zdołał przejechać kosami po nogach nadbiegającego z mojej lewej strony ptaka, ostrza prysnęły co prawda we wszystkie strony, wóz podskoczył i zachwiał się na kołach, ale ornipant runął do przodu, zrzucając swoją załogę i wzburzając ogromną chmurę pyłu.

I wtedy zobaczyłem, że drugi wóz mija pędzącego Hacla. Tropiciel spojrzał w bok i jednym susem wyciągnął się na ziemi. Wirujące kosy przetoczyły się nad jego głową, koła obsypały piachem, po czym wóz zawrócił w miejscu i znów runął na niego. Hacel wstał, ale w jego plecach tkwiły już oszczep i strzała.

Wrzasnąłem rozpaczliwie i pognałem ornipanta.

Hacel spojrzał na nadjeżdżający rydwan, splunął krwią, po czym sięgnął za plecy i, krzywiąc się, wyciągnął oszczep.

Pędziliśmy prosto na ten wóz, ornipant położył głowę płasko, nogi uderzały o ziemię, podrywając kamienie.

— Strzelać! — krzyknąłem przez ramię.

— Ahima , chłopak! — odkrzyknął Kebiryjczyk, naciągając łuk.

Strzała prysnęła tuż obok mojego ucha, lecz wbiła się tylko w piach tuż za rydwanem. Następna przeszyła jednak łucznika, który wrzasnął, opadł na kolana i zwisł w opinających go szelkach.

— Hajaa ! — rozdarłem się znowu, zapierając się w strzemionach i chwytając lancę pod pachę.

Rydwan runął na zataczającego się Hacla, któremu z ust płynęła krew, ale ten uskoczył w ostatnim momencie za skałę. Ostrza brzęknęły o kamień, Hacel zamachnął się oszczepem, lecz pocisk odbił się od burty i pojechał z brzękiem po piachu. Rydwan minął go i po chwili znowu zawrócił, jednak tym razem byliśmy już blisko.

Ornipant zagrzmiał bojowo, po czym machnął łbem, chcąc uderzyć wóz z boku dziobem i omal nie nadziewając się na wirujące kosy. Szarpnąłem wodzami, jeden z Kebiryjczyków uderzył swoimi rzemieniami w opancerzony bok ptaka.

— Hajaa ! — wrzasnął. Ptak przyspieszył.

Minęliśmy wóz, strzała otarła mi się o skroń, rozcinając skórę, i prysnęła w niebo, a Kebiryjczyk wywiesił się nagle z boku, trzymając się tylko jedną ręką i stojąc nogami na boku ptaka, po czym rozkręcił rzemienie nad głową i cisnął je w nogi pędzącym baktrianom.

Rzemienie rozdzieliły się w powietrzu na trzy połączone części, każda zakończona ciężarkiem, po czym wplątały się w migające w pędzie kopyta zwierząt. Wóz przekoziołkował z potwornym trzaskiem, gubiąc koła i ostrza. Obaj Kebiryjczycy wyskoczyli w biegu, dobywając szabel, a ja wyhamowałem ptaka i zawróciłem go w miejscu.

Ostatni wóz, powożony przez setnika, zdołał wymanewrować ścigające go ornipanty i gnał teraz prosto na Benkeja i N’Dele wlokących zataczającego się oraz krwawiącego Hacla.

Wóz stracił już obydwu strzelców, jeden z nich, zmieniony w czerwony strzęp, ciągnął się z tyłu, wisząc w uprzęży, ale dowódca wyglądał na nietkniętego, stał na swoim miejscu na ugiętych nogach i poganiał baktriany.

Udało mu się zostawić z tyłu ścigające go ptaki.

Widziałem, że Brus i Snop jadą bok w bok, wrzeszcząc jak opętańcy, za ich ornipantami podnosiła się długa chmura pyłu.

Od strony karawany na spotkanie rydwanu pędziło kilkunastu wyjących wściekle ludzi z okrągłymi tarczami i szablami, ale byli zbyt daleko.

Zauważyłem to wszystko, gnając już na łeb na szyję i tłukąc wściekle ornipanta końcem lancy. Tropiciele rozdzielili się.

Benkej wlókł słabnącego Hacla, N’Dele został z tyłu, podniósł z ziemi urwany kawał łańcucha i teraz czekał na spotkanie rydwanu, wywijając żelazem, na szeroko rozstawionych nogach, czujny i skupiony.

Dowódca jednak go zignorował i wyminął szybkim ruchem. Wóz przetoczył się na jednym kole, N’Dele cisnął łańcuchem, który zdarł tylko kosy z koła.

Rydwan minął Kebiryjczyka w pędzie i runął na obu uciekinierów, kiedy miałem do niego trzy, może cztery długości susów ornipanta.

Benkej odepchnął rannego Hacla na bok i wyjął miecz, ale zaprzęg uderzył go w bok, wyrzucając w powietrze jak kukłę.

Dowódca niemal zeskoczył z kozła, przytrzymał się go jedynie ręką, wychylił daleko w bok, po czym ciął Hacla przez plecy sierpem jazdy.

Tropiciel runął na piach, a ja wydałem z siebie wściekły ryk. Dowódca wrócił na kozioł, wykręcił tuż przed nadbiegającymi Kebiryjczykami i pomknął w pustynię, wlokąc za sobą trupa swojego łucznika.

Popędziłem za nim.

Ptak był w końcu szybszy niż rydwan, ale wóz okazywał się o wiele zwrotniejszy i znacznie lepiej przyspieszał.

Kiedy ornipant gnał, jechało się dużo wygodniej, jego nogi przebierały tak prędko, że nie czuło się wstrząsów, i sunąłem nad kamienistą pustynią jakbym leciał.

Nie wiem, jak długo go ścigałem. Płonęła we mnie furia. Widziałem przed oczami moich ludzi padających niczym kręgle, Hacla ciętego w przelocie przez pierś, Benkeja uderzonego przez baktriany.

Chciałem krwi. Krwi tego, kto nie chciał nam pozwolić odejść i kto sądził, że urządzi sobie rzeź bezbronnych uciekinierów.

Naturalnie nie można było dopuścić, by wrócił do swoich i opowiedział o wielkiej karawanie idącej za Erg Krańca Świata, ale wtedy nie myślałem w taki sposób.

Byliśmy tuż za wzgórzem, setnik powożący rydwanem nie robił już zwodów, tylko rwał przed siebie jak najszybciej. W końcu obejrzał się przez ramię i zobaczył, że jestem coraz bliżej. Skręcił lekko, osłaniając się ode mnie kosami, które zostały mu na jednym kole, ale ja skierowałem ptaka na drugą burtę.

Bawiliśmy się tak przez chwilę, on wywijał w prawo, ja zachodziłem go z lewej i byliśmy od siebie cały czas o kilka kroków.

Widziałem jego okrągły żelazny hełm, inny niż skórzana osłona twarzowa kryjąca czoło i policzki, które nosili pozostali woźnice rydwanów. Kuta osłona, ukształtowana w coś podobnego do trupiej czaszki, zasłaniała mu twarz aż po usta, na skroniach miał przymocowane dwa wachlarze z ostrzy niczym niewielkie skrzydełka. Z tyłu hełmu powiewała kita z włosia. Trafiłem na artystę, który naprawdę kochał to, co robi.

Wydał z siebie swój obłąkańczy, bojowy wrzask, wyrwał z podłogi oszczep i jednym ruchem oplótł go ramieniem i oparł za karkiem, powożąc drugą ręką.

Uderzyłem lancą niby kijem, chcąc podciąć mu kolana, uchylił się i dźgnął oszczepem, ale odbiłem pchnięcie. Przyspieszył i znowu byliśmy daleko od siebie.

Odsądził mnie kawałek, a potem niespodziewanie zrobił dziki zwrot na jednym kole. Wóz pochylił się, ostrza zawirowały w powietrzu. Na wprost brzucha mojego ornipanta.

Szarpnąłem rozpaczliwie wodze, jakbym siedział na koniu, zaparłem się w siodle i ptak rzeczywiście skoczył. Z przeraźliwym skrzekiem, rozkładając dziwne, małe skrzydła, poszybował skokiem nad ostrzami i zadartą burtą wozu. Ogromne łapy uderzyły w piach, znowu szarpnąłem wodze i ornipant skręcił w miejscu prosto na zataczający się na kołach rydwan, po czym dźgnął wielkim dziobem pod spód, tuż przed kołem, i targnął łbem do góry. Wóz podskoczył w chmurze piachu i skał, z hukiem pękła oś i skrzynia przewróciła się na bok, wleczona przez baktriany.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Pan Lodowego Ogrodu. Tom II»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Pan Lodowego Ogrodu. Tom II» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Pan Lodowego Ogrodu. Tom II»

Обсуждение, отзывы о книге «Pan Lodowego Ogrodu. Tom II» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x