Zaparkowała, a mnie udało się oderwać palce od boków fotela i jakoś się wytoczyłem na zewnątrz, zaskoczony, że mogę oddychać, wdzięczny, że żyję. Spojrzała na mnie, jakby chciała spytać, o co chodzi. Nagle poczułem się bardzo stary. Uznałem, że pewnie ona nie jechała aż tak szybko, że to ja staję się skamieliną. Byłem pewien, że jeździłem równie szybko w latach swojej młodości, a co do niektórych numerów, które wykręcaliśmy na odrzutowcach marynarki…
Weszliśmy do lokalu pod nazwą „U Antoine’a”, gdzie było pełno. Naturalnie, nie mieliśmy rezerwacji. Maitre d’hótel powiedział mi, że trzeba czekać czterdzieści pięć minut. Sięgnąłem po portfel, żeby mu coś wsunąć do ręki, kiedy zdarzył się cud. Facet zobaczył Louise.
Widocznie nie mógł znieść myśli, że mogłaby sterczeć w holu. Nie zauważyłem, czy coś zrobiła, może go zahipnotyzowała. Tak czy inaczej, nagle znalazł się wolny stolik przy oknie z widokiem na wodę. Kiwało się tam na kotwicy dużo małych łodzi skąpanych w deszczu. Piękne. Zamówiłem podwójną szkocką z lodem i ona zażądała tego samego. To mnie ucieszyło. Nigdy nie mogłem zrozumieć, dlaczego ludzie zamawiają drinki, które smakują jak cukierki i wystają z nich papierowe parasolki.
Menu było po francusku. I wiecie co? Louise znała język jak urodzona Francuzka. Pozwoliłem jej zamówić, mając nadzieję, że nie uraczy mnie ślimakami czy innymi węgorzami.
Nasze drinki zjawiły się z prędkością zbliżoną go prędkości światła. Po oczach kelnera poznałem, że Louise dokonała kolejnego podboju.
Ktoś zaczął grać na pianinie. Louise znieruchomiała i znów zobaczyłem ten jej wyraz twarzy. Sięgała do banku pamięci, ale tego nie musiała szukać długo.
— Kawałek z „Casablanki” — powiedziała.
— Twoje zdrowie, mała — uniosłem szklankę.
Wypiła duszkiem. Widocznie zrobiłem zdziwioną minę.
— Potrzebowałam tego — wyjaśniła.
Przywołałem kelnera, który, oczywiście, gapił się na Louise, i część jej czaru chyba udzieliła się mnie, bo przybiegł z następną porcją.
— Na to wyglądało. — Ja też potrzebowałem, ale swoją whisky sączyłem powoli. Louise usiadła jakoś bokiem, zjedna ręką zarzuconą na oparcie krzesła, z nogami wyciągniętymi obok stołu. Sprawiała wrażenie zupełnie rozluźnionej i była jeszcze piękniejsza. Przechyliła lekko głowę.
— O co chodzi? — spytała.
— O nic. Proszę się nie gniewać, ale muszę to powiedzieć. Jest pani bardzo piękna i robię, co mogę, żeby się za bardzo na panią nie gapić.
Ściągnęła usta i przyjęła to z przekornym uśmiechem.
— Nie mogę uwierzyć w swoje szczęście — dodałem.
Uśmiech przygasł nieco.
— Nie jestem pewna, jak mam to rozumieć.
— Chodzi mi o to, że wszyscy widzą to, co ja widzę w pani, ale trudno mi zrozumieć, co pani widzi we mnie.
Wyprostowała się nieco i jej uśmiech przygasł jeszcze bardziej. Właściwie zmienił się w wyraz namysłu.
— Ryzykując podejrzenie, że wzbudził pan moje współczucie, powiem, że wyglądał pan na samotnego i przygnębionego. Taki ktoś potrzebuje przyjaciela. Ja też, a żadnego nie mam. Chciałam oderwać swoje myśli od koszmarów, których się dziś naoglądałam, i pomyślałam, że panu to też pewnie nie zaszkodzi. Ale jeżeli pan…
— Chwileczkę, przepraszam, że powiedziałem…
— Nie, proszę mi pozwolić dokończyć. Nie robię panu żadnej łaski. I nie chcę nic z pana wyciągać, nie jestem dziennikarką. Nie jestem też pomylona na punkcie katastrof. Proszę nie mówić też o swoim szczęściu. Przyjęłam pańskie zaproszenie, bo spodobało mi się, jak pan załatwił tych głupków na konferencji prasowej, i cenię, że pracuje pan tak ciężko nad rozwikłaniem błędów popełnionych przez moją firmę. Dlatego chciałam pana poznać.
Umilkła i zmierzyła mnie krytycznym spojrzeniem.
— Oczywiście, mogłam się pomylić.
Do tej chwili nie przyszło mi na myśl, że ona może być dziennikarką. Teraz też uważałem, że nie jest. Zresztą nie zastanawiałem się nad tym za bardzo, bo widziałem tylko coś pięknego, co moje podejrzenia mogą zrujnować.
— Żałuję, że to powiedziałem — odezwałem się.
— Cóż, powiedział pan. — Westchnęła i odwróciła wzrok. — Może byłam dla pana zbyt surowa.
— Sam się o to prosiłem.
— Ciężki dzień. — Spojrzała na swoją drugą whisky i wlała ją w siebie jednym ruchem. Zrobiłem to samo, mając nadzieję, że w ocenie swoich zdolności do picia jest bliska prawdy. Nie byłoby zbyt zabawne, gdyby mi się urżnęła.
— Ile ma pan lat? — spytała.
— Jest pani dość bezpośrednia.
— To oszczędza czas.
— Mam czterdzieści cztery lata.
— Wielki Boże! Czyżby się pan martwił, że jestem dla pana za młoda? Czy nad tym się pan głowi?
— Między innymi.
— Mam trzydzieści trzy lata. Poprawiłam panu humor?
— Tak. Oceniałem panią na dwadzieścia pięć. — To nie całkiem była prawda. Kiedy ją pierwszy raz zobaczyłem, myślałem, że jest dużo młodsza, a później uznałem, że dużo starsza. Dwadzieścia pięć to była średnia. — Chciałbym wymazać te ostatnie parę minut i zacząć naszą rozmowę od początku.
— Zgadzam się. — Zapaliła kolejnego papierosa od niedopałka. Tylko to mi się w niej nie podobało, ale nie można mieć wszystkiego.
— Miała pani rację co do mnie. — Powiedzenie tego nie było tak trudne, jak mi się wydawało. — Jestem samotny i byłem przygnębiony. Poczułem się dużo lepiej, odkąd pani na mnie wpadła.
— Nawet z kawą na spodniach?
— Miałem na myśli to późniejsze spotkanie na schodach.
Sięgnęła przez stół i dotknęła mojej ręki.
— Rozumiem pana. Ja też nie cierpię lotnisk w obcych miastach. Człowiek czuje się taki anonimowy w tłumie.
— Zwłaszcza o tej porze roku.
— Właśnie. Wszyscy patrzą wilkiem. Lepiej jest przy wyjściach. Ludzie są tam radosniejsi, bo witają bliskich. Ale nie cierpię pracy w hali głównej. Wszystkim się śpieszy i zawsze są jakieś kłopoty z komputerami. Zagubione rezerwacje… wie pan.
Poczułem powiew chłodu. Ajeżeli ona jest dziennikarką?
— Kiedy odwołano mnie z biletów i posłano do tego hangaru, przyjęłam to prawie z ulgą, może pan sobie wyobrazić? Obiecano, że nie będzie tam żadnych trupów.
Nie odzywałem się. Jeżeli chciała usłyszeć opowieści grozy, powinna o nie spytać teraz.
— Ale mieliśmy nie rozmawiać o pracy — powiedziała. — Tyle że jestem ciekawa, jak ktoś, kto ma czterdzieści cztery lata, dorobił się tak smutnej twarzy.
— Pracowałem na nią latami, ale lepiej o tym nie mówić.
I właśnie o tym zaczęliśmy rozmawiać, o moim życiu i ciężkich czasach. Próbowałem się powstrzymać, ale bezskutecznie. Bogu dzięki nie rozczulałem się nad sobą, a od pewnego momentu i po pewnej ilości alkoholu nie pamiętam dokładnie, co mówiłem, ale jestem pewien, że nie wchodziłem w szczegóły swojej pracy. Przynajmniej dotrzymaliśmy tej części umowy. Głównie opowiadałem jej, co ta praca robi ze mną. O tym, co stało się z moim małżeństwem, o tym, jak budzę się z uczuciem, że spadam, i o śnie, w którym wędruję długim ciemnym korytarzem wśród migających światełek.
Alkohol niczego nie zepsuł. Zanim podano kolację, każde z nas wypiło sporo. Poczułem się rozluźniony i beztroski jak rzadko. Człowiek doznaje cudownego uczucia ulgi, kiedy rozmawia o sprawach, które długo w sobie dusił.
Kiedy jednak podano jedzenie, uspokoiłem się wystarczająco, by sobie uświadomić, że trudno nazwać to rozmową. Udział Louise sprowadzał się do słuchania i paru słów życzliwej zachęty.
Читать дальше