John Varley - Złoty wiek

Здесь есть возможность читать онлайн «John Varley - Złoty wiek» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1997, ISBN: 1997, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Złoty wiek: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Złoty wiek»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Rozrzucone na przestrzeni wielu kilometrów kwadratowych, poskręcane i osmalone blachy, zwęglone ludzkie szczątki, smród spalenizny. Nieszczęście. Tragedia. Katastrofa lotnicza. A raczej wielka mistyfikacja. Kiedy Bill Smith rozpoczynał śledztwo w sprawie powietrznej kolizji DC-10 z Jumbo-Jetem, nie podejrzewał, do jak szokujących wniosków go ono doprowadzi. Najchętniej uznałby, że oszalał, ale nie pozwalają mu na to dowody świadczące jednoznacznie o wielokrotnych działaniach speckomanda z przyszłości. Pasażerowie samolotów wcale nie giną: na minuty, a czasem na sekundy przed katastrofą są przerzucani w odległą przyszłość, a ich miejsca zajmują organiczne manekiny. Po co? Dlaczego? O tym Smith przekona się na własnej skórze, ponieważ przyszłość zjawi się także po niego.

Złoty wiek — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Złoty wiek», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

To jest wypełnianie swojego obowiązku.

W pokoju zapadła cisza. Nikomu nie przychodziło do głowy nic, co można by dodać. Rockwell nie powiedział nic nieśmiertelnego, nic bohaterskiego, co dałoby się zacytować, a jednak nikt nie chciał zepsuć tej chwili.

To należy do moich obowiązków.

— Posłuchajmy drugiej taśmy — powiedziałem i natychmiast podniósł się gwar. Spojrzałem w lewo, gdzie siedziała z notatnikiem na kolanach stenografistka z United. Była blada i miała wilgotne oczy. Posłałem jej uśmiech, który miał znaczyć „nie ma się czego wstydzić, ja cię rozumiem”, ale chyba pomyślała, że ją podrywam. Taką już mam twarz, stwierdzam ze smutkiem. Podobno mój normalny wyraz twarzy jest albo trochę złośliwy, albo trochę lubieżny.

— Jeszcze nad nią pracują. — Eli spojrzał znacząco w stronę Jan-za, osłanianego przez swoją obstawę. Westchnąłem i podszedłem do niego. Usiadłem na krześle okrakiem, twarzą do Janza. Przedstawiono mi jego adwokata, ale nazwiska nie zapamiętałem.

Nie da się przeprowadzić śledztwa bez adwokatów. Wkrótce będą się tu roić jak robaki w tygodniowym ścierwie.

— Miałem i trzydziestkępiątkę, i osiemsetosiemdziesiątkę tam, gdzie być powinny — zaczął Janz ociężale. Wzrok wbił w swoje dłonie splecione na kolanach. Cały czas myślałem, że ten gość za chwilę spadnie z krzesła. Powieki mu opadały, a potem nagle otwierał oczy i dalej oglądał swoje ręce. Miał dwa sposoby mówienia: za szybki i za wolny. To wybuchał potokiem słów, to z niewyraźną miną mamrotał coś niezrozumiale.

— I gdzie to było, Don? — powiedziałem zachęcająco.

— Co?

— W jakiej kolejności podchodziły? Oba na Oakland, tak? Który miałeś przekazać wieży w pierwszej kolejności?

Miał nieobecne spojrzenie.

Powinienem się tego spodziewać. Adwokat znów chrząknął ostrzegawczo. Mieliśmy już za sobą wykład, dlaczego jest przeciwny tej rozmowie, i wielokrotnie mi przerywał, oskarżając o gnębienie jego klienta. Gnębienie! Palant w trzyczęściowym garniturze! Do diabła, wiedziałem, że nie należy chłopaka dociskać. Bałem się, że wybuchnie płaczem.

— W porządku, panie doradco — powiedziałem podnosząc ręce. — Żadnych pytań, dobrze? Będę tylko siedział i słuchał.

Pewnie zresztą był to i tak najlepszy sposób. Pytania zbijały Jan-za z tropu. — Co mówiłeś, Don? — podjąłem rozmowę. Przypomnienie sobie, na czym stanęliśmy, zajęło mu kilka minut.

— A tak. Który był pierwszy. Nie pamiętam.

— Nieważne. Jedź dalej.

— Co? A tak.

Nie wykazywał żadnej ochoty do mówienia, a potem nagle zalał nas znów potokiem słów.

— Miałem chyba z piętnaście samolotów pasażerskich na tablicy. Nie wiem ile prywatnych. Kilka wojskowych… Tej nocy ruch był duży, ale radziliśmy sobie, panowałem nad sytuacją. Widziałem, że te dwa zbliżają się do siebie, ale miałem masę czasu, żeby im skorygować kurs.

Nie groziła im kolizja. Nawet gdyby nie miały już ze mną kontaktu, powinny się minąć w odległości jakichś… czterech, pięciu mil.

Dałem więc trzydziestcepiątce… skręt w prawo. Niewielki. Byłem z tego zadowolony, bo zrobiłem za trzydziestkąpiątką większą dziurę dla kogoś… tak, to był PSA coś tam z… Bakersfield. Numer jedenaście, zero, jeden.

Uśmiechnął się słabo na wspomnienie, jak sprytnie to zrobił. Potem twarz mu się zmieniła.

— Wtedy wysiadł komputer. Miałem pełne ręce roboty. Chyba odsunąłem w myśli trzydziestkępiątkę i osiemsetosiemdziesiątkę na dalszy plan; dopiero co zajmowałem się nimi i wiedziałem, że są bezpieczne. Miałem inną sytuację… było kilka innych samolotów… którymi musiałem się zająć. — Janz spojrzał na Carpentera. — Jak długo komputer nie działał?

— Dziewięć minut — odrzekł cicho Carpenter.

— Dziewięć minut. — Janz wzruszył ramionami. — Czas wtedy biegnie inaczej. Oznakowałem je… — Spojrzał na mnie pytająco. — Wie pan, jak to jest, kiedy komputer się zawiesi? Wie pan, jak…

— Wiem — powiedziałem. — Wracacie do ręcznego znakowania.

— Zgadza się. Ręcznego. — Roześmiał się niewesoło. — Nie uprzedzano mnie, że to będzie takie trudne. Kiedy już miałem ponownie prawie wszystko pod kontrolą, komputer nagle ożył z powrotem. Kilka lotów było nawet oznakowanych, ale brakowało informacji o wysokości. To się zdarza, kiedy komputer wznawia działanie. Niektóre informacje się gubią, a inne…

— Wiem — potaknąłem. Wyobrażałem go sobie, jak stara się przestawić z jednego systemu na drugi przy niepełnych danych.

— Komputer działał jeszcze wolno. To nie był jeszcze czas rzeczywisty.

— Tak zwykle bywa — wtrącił Carpenter z gniewem skierowanym przeciwko mnie.

Po adwokacie widać było, że się pogubił, i bałem się, że zaraz zgłosi zastrzeżenie. Wyraźnie znalazł się na obcym terytorium i nie wiedział, czy ma pozwolić klientowi mówić o sprawach, w których nie mógł mu służyć radą. Carpenter zauważył to i potrząsnął głową.

— Niech się pan nie martwi — powiedział. — Don tylko mówi, że komputer się spóźniał. Zakładamy, że o jakieś piętnaście sekund, co stanowi przeciętną w trudną noc. — Adwokat nadal nie zdradzał zrozumienia, co zdenerwowało Carpentera. — To znaczy, że obraz, który Don widział na ekranie, przedstawiał sytuację sprzed piętnastu sekund. I to było wszystko, na czym mógł się oprzeć. Czasami komputer spóźnia się nawet o półtorej minuty. Nikt nie może winić Dona za to, że jego komputer jest antykiem.

Mina Carpentera zdradzała, że on ma dość dobre wyobrażenie, kogo należy winić, ale na razie nie chce mówić. Adwokat wyglądał na usatysfakcjonowanego.

Janz nie odnotował tej wymiany zdań. Nadal przebywał w ośrodku kontroli, usiłując zapanować nad nową sytuacją.

— Od razu zauważyłem, że trzydzieści pięć i osiemset osiemdziesiąt stanowią problem. Nie były tak blisko, żeby wszcząć alarm, ale zbliżały się do tego punktu. W każdym razie, uwzględniając opóźnienie komputera, nie sądziłem, że są już w niebezpieczeństwie. Rzecz w tym, że były nie tam, gdzie powinny.

Znajdowały się po niewłaściwej stronie wobec siebie. Do diabła, nie miałem pojęcia, jak mogły się tak minąć. Wychodziło mi, że nie miały na to dość czasu, nawet jeżeli moje wyliczenia kursu były błędne. Ale trzydziestkapiątka powinna lecieć na północ od osiemsetosiemdziesiątki, a było na odwrót. I zbliżały się do siebie.

Oparł głowę na rękach i wolno nią pokręcił.

— Nie miałem dużo czasu na podjęcie decyzji. Obliczałem, że mają przed sobą trzy minuty, ale cholerny alarm nie uruchamiał się i tego też nie rozumiałem. Oddaliłem je od siebie i uznałem, że się zastanowię nad tym później, pisząc raport. I wtedy zamieniły się miejscami.

Podniosłem głowę i spojrzałem na Carpentera. Skinął ponuro głową.

— Chcesz powiedzieć, Don, że komputer błędnie oznakował te dwa samoloty?

— Tylko na kilka okrążeń ekranu. Nie wiem… błąd transpondera, jednoczesne sygnały… diabli wiedzą. Cokolwiek się tam zdarzyło, komputer przez minutę pokazywał mi, że Pan Am to United, a United to Pan Am.

Spojrzał na mnie po raz pierwszy i w jego oczach zobaczyłem straszliwą pustkę.

— I… tak… co musiałem zrobić na podstawie wskazań komputera… — Głos wiązł mu w gardle. — Widzi pan, chciałem je od siebie oddalić, ale ponieważ na moim ekranie były zamienione miejscami, skończyło się tak, że kazałem im lecieć prosto na siebie.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Złoty wiek»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Złoty wiek» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
John Varley
John Varley - Opzioni
John Varley
John Varley - Lo spacciatore
John Varley
libcat.ru: книга без обложки
John Varley
John Varley - Czarodziejka
John Varley
John Varley - Titano
John Varley
John Varley - Naciśnij Enter
John Varley
libcat.ru: книга без обложки
John Varley
libcat.ru: книга без обложки
John Varley
libcat.ru: книга без обложки
John Varley
Отзывы о книге «Złoty wiek»

Обсуждение, отзывы о книге «Złoty wiek» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x