— Zgoda, to jest problem. Chcę przedstawić wam strategię. Powiedzcie mi, co o niej sądzicie. Po pierwsze: przelecimy z maksymalną prędkością nad szczytem.
— Robiąc z siebie doskonały cel.
— Teraz też stanowimy cel.
— Nie dla broni wewnątrz Olympus Mons.
— Do licha, mamy przecież kadłub General Products. Jeśli nic do nas nie strzeli, przejdziemy do etapu drugiego: zbadamy radarem krater. Jeśli znajdziemy coś poza litą „podłogą” ze scrithu, rozpoczniemy etap trzeci: zamienimy ten budynek w parę. Jesteśmy to w stanie zrobić? Szybko?
— Tak. Ale nie mamy zapasu mocy, by zrobić to dwa razy. Jaki jest etap czwarty?
— Dostać się jak najszybciej do środka. Chmee zaczeka na zewnątrz i w razie czego ruszy nam na ratunek. A teraz powiedz mi, czy masz zamiar załamać się w połowie drogi?
— Nie odważyłbym się.
— Zaczekaj chwilę. — Do Louisa dotarło, że goście są przestraszeni. Powiedział do Harkabeeparolyn: — Jeśli istnieje miejsce, skąd można uratować ten świat, to jest ono właśnie pod nami. Chyba znaleźliśmy wejście. Znalazł je jeszcze ktoś. Nie wiemy nic o nim albo o nich. Rozumiesz?
— Jestem przerażona — odpowiedziała kobieta.
— Ja też. Potrafisz uspokoić chłopca?
— A ty potrafisz mnie uspokoić? — Roześmiała się spazmatycznie. — Spróbuję — dodała zaraz.
— Najlepiej Ukryty. Ruszamy.
„Igła” skoczyła w niebo z przyspieszeniem dwudziestu g, obróciła się i zawisła dziobem w dół, tuż obok latającego budynku. Żołądek Louisa również odwrócił się do góry nogami. Dwoje gości krzyknęło. Kawaresksenjajok złapał go kurczowo za ramię.
Ukazał się krater wypełniony starą lawą. Louis spojrzał na obraz radarowy.
Była tam! Dziura w scrithcie, odwrócony lej prowadzący w górę (w dół) krateru Olympus Mons. Zbyt mały, żeby pomieścić sprzęt remontowy Pierścienia. Zwykły właz ewakuacyjny, ale wystarczający dla „Igły".
— Ognia — rozkazał Louis.
Najlepiej Ukryty używał ostatnio tej wiązki jako reflektora. Na bliską odległość była niszcząca. Latający budynek zamienił się w rozżarzony słup z kometarnym jądrem z wrzącego betonu. Chwilę później została tylko chmura pyłu.
— Nurkuj — polecił Louis.
— Louis?
— Stanowimy tutaj cel. Nie mamy czasu. Nurkuj. Dwadzieścia g. Wybijemy własne drzwi.
Krajobraz koloru ochry znalazł się nad ich głowami. Radar ukazywał dziurę w scrithcie, która zbliżała się, żeby ich pochłonąć. Ale wszystkie zmysły pokazywały krater z litą lawą w Olympus Mons, obniżający się z ogromną prędkością, żeby ich zmiażdżyć. Paznokcie Kawaresksenjajoka wbiły się do krwi w ramię Louisa. Harkabeeparolyn zamarła. Mężczyzna przygotował się na wstrząs.
Ciemność.
Na ekranie radaru pojawiło się przytłumione, mleczne światło. Jarzyło się coś jeszcze: zielone, czerwone i pomarańczowe gwiazdy. Tarcze na tablicy przyrządów.
— Najlepiej Ukryty! Żadnej odpowiedzi.
— Najlepiej Ukryty, daj nam trochę światła! Włącz reflektor! Zobaczmy, co nam zagraża!
— Co się stało'' — zapytała płaczliwie Harkabeeparolyn. Wzrok Louisa przyzwyczajał się: zobaczył ją, jak siedzi na podłodze, obejmując kolana.
Zajaśniały światła kabiny. Najlepiej Ukryty odwrócił się od pulpitu. Wyglądał, jakby się skurczył: już do połowy zwinął się w kłębek.
— Nie jestem już w stanie tego zrobić, Louis.
— Nie możemy użyć przyrządów sterowniczych. Wiesz o tym. Włącz reflektor, żebyśmy mogli się rozejrzeć.
Lalecznik dotknął przycisków. Białe, rozproszone światło zalało przód pokładu nawigacyjnego.
— Utknęliśmy w czymś. — Jedna głowa spojrzała w dół: druga powiedziała: — Lawa. Zewnętrzna część kadłuba ma temperaturę siedmiuset stopni. Lawa zalała nas, kiedy byliśmy w polu statycznym, a teraz ostygła.
— Wygląda na to, że ktoś na nas czekał. Nadal jesteśmy odwróceni do góry nogami?
— Tak.
— Więc nie możemy polecieć w górę. Tylko w dół.
— Tak.
— Chcesz spróbować?
— A o co pytasz? Chciałbym zacząć od chwili, zanim jeszcze spaliłeś napęd hiperprzestrzenny…
— Oj, przestań.
— … albo zanim postanowiłem porwać człowieka i kzina. To był prawdopodobnie błąd.
— Tracimy czas.
— Nie ma tu miejsca, żeby wypromieniować nadmiar ciepłą „Igły". Użycie silników głównego ciągu przybliżyłoby nas o godzinę lub dwie do momentu, kiedy będziemy musieli włączyć pole statyczne i czekać na rozwój wydarzeń.
— Więc wstrzymaj się na razie. Co pokazuje radar?
— Wulkaniczną skałę we wszystkich kierunkach, popękaną w trakcie stygnięcia. Zwiększę zasięg… Louis? Scrith jakieś sześć mil pod nami, pod dachem „Igły". Znacznie cieńsza warstwa scrithu czternaście mil nad nami.
Louis zaczął wpadać w panikę.
— Chmee, widzisz to wszystko? — spytał.
Otrzymał nieoczekiwaną odpowiedź. Usłyszał wycie nieludzkiego bólu i wściekłości, kiedy Chmee zeskoczył z dysku transferowego, zasłaniając ramionami oczy. Harkabeeparolyn usunęła mu się z drogi. Kzin potknął się o łóżko wodne, przetoczył się po nim i spadł na ziemię.
Louis rzucił się do prysznica. Nastawił go na pełną moc, skoczył przez łóżko wodne, chwycił Chmee pod pachy i dźwignął.
Ciało stwora było gorące pod futrem. Kzin wstał i pozwolił się zaciągnąć pod zimny strumień.
Obracał się, żeby woda dotarła do każdego skrawka skóry; potem osunął się na podłogę, podstawiając twarz pod ulewę z prysznica. W końcu zapytał:
— Skąd wiedziałeś?
— Za minutę poczujesz — odparł Louis. — Spalone futro. Co się stało?
— Nagle zacząłem się palić. Na tablicy przyrządów zabłysło kilkanaście czerwonych lampek. Skoczyłem na dysk transferowy. Lądownik leci na autopilocie, jeśli jeszcze nie jest zniszczony.
— Będziemy musieli to sprawdzić. „Igła” jest zagrzebana w lawie. Najlepiej Ukryty? — Louis odwrócił się w stronę pokładu nawigacyjnego.
Lalecznik zwinął się w kłębek, chowając głowy pod brzuch.
O jeden szok za dużo. Łatwo było to zrozumieć. Ekran na pokładzie nawigacyjnym pokazywał jakby znajomą twarz.
Ta sama twarz, powiększona, spoglądała z prostokąta, który stanowił radarową projekcję. Ludzka twarz przypominająca maskę wymodelowaną ze starej skóry, choć niezupełnie. Łysa czaszka i twarde, wygięte w łuk, bezzębne szczęki. Głęboko osadzone oczy patrzyły w zamyśleniu na Louisa Wu.
ROZDZIAŁ XXX
Splot okoliczności
Wygląda na to, że straciliście pilota — odezwał się intruz ze skórzastą twarzą. Unosił się na zewnątrz kadłuba: zniekształcona głowa protektora i barki wielkości melonów. Duch w czarnej skale, która ich otaczała.
Louis zdołał tylko skinąć głową. Wstrząsy następowały po sobie zbyt szybko. Spostrzegł, że Chmee stoi obok niego, ociekając wodą i w milczeniu obserwując potencjalnego wroga. Inżynierowie zaniemówili. Jeśli Louis prawidłowo czytał z ich twarzy, bliżsi byli nabożnego lęku niż strachu.
— Jesteście w pułapce. Wkrótce będziecie musieli włączyć pole statyczne i nie ma potrzeby mówić, co się z wami stanie później. Czuję ulgę. Jestem ciekaw, czy potrafiłbym was zabić — powiedział protektor.
— Myśleliśmy, że wszyscy nie żyjecie — odezwał się Louis.
— Pakowie wymarli ćwierć miliona lat temu. — Z powodu zrośniętych warg i dziąseł protektor zniekształcał niektóre głoski, ale mówił interworldem. Dlaczego interworldem? — Pokonała ich choroba. Mieliście rację przypuszczając, że protektorzy nie żyją. Ale drzewo życia rośnie głęboko pod Mapą Marsa. Czasami ktoś je odkrywa. Domyślam się, że tutaj wytwarzano eliksir życia, kiedy protektor potrzebował funduszy na jakieś przedsięwzięcie.
Читать дальше