— Chciałabym, żebyś mi powiedział, czy jestem na właściwym tropie — poprosiła.
Oneirochroniczny duch Gabriela ucałował Clancy, potem siadł. Słyszał pneumatyczny syk, gdy fotel się dostosowywał do jego kształtu. Miły szczegół.
— Nad czym pracujesz?
— Nad pojemnikiem dla nanomechanizmów z wbudowanymi artyfagami o wzmocnionym działaniu, w przypadku awarii nano.
— Jak pojemnik Kam Winga?
— I tak, i nie.
Uśmiechnął się.
— Opowiedz mi o tym coś więcej.
Budowa bezpiecznego kontenera dla nanomechanizmów od stuleci stanowiła cel projektantów. Narzucał się pomysł konstrukcji pojemnika zawierającego artyfagi kontrananowe, lecz występowały przy tym pewne ograniczenia. Same artyfagi były dość drapieżne pożerając mataglap, w tym samym czasie mogły pożreć również inne rzeczy. I żaden typ artyfaga nie nadawał się do wszystkich gatunków mataglapu.
Kam Wing, znany jako Aristos Rycerz z powodu wyszukanej grzeczności i poświęcenia dla sprawy polepszenia losów ludzkości, przed wiekami zaprojektował pojemnik na nano z wielowarstwową wykładziną. Nano-artyfagi umieszczono między warstwami substancji neutralnej. Jeśliby nano stało się mataglapem, przeżarłoby warstwę neutralnej wykładziny do arryfaga, który zostałby zaktywizowany i mógł z kolei zniszczyć mataglap. Gdyby pierwsza warstwa artyfaga sobie nie poradziła, mogła to zrobić druga i tak dalej.
Zawsze jednak istniały ograniczenia. Proces mógł wyzwalać takie ilości ciepła lub gazów, że pojemnik pękał. Substancje neutralne musiały być dobrane bardzo starannie — niejadalne dla artyfagów, jadalne dla nano. Należało zapobiec wzajemnemu pożeraniu się artyfagów i wreszcie zagwarantować, że substancje neutralne będą się właściwie wiązały ze swymi sąsiadami. Trzeba było wybrać artyfagi stabilne, by nie mutowały, tworząc formy niepożądane. Choć modyfikowana do różnych warunków i różnych odmian mataglapu, podstawowa konstrukcja Kam Winga była tak wnikliwa, że nie została w istotny sposób udoskonalona.
— Dziś rano zajęłam się czymś, co, jak miałam nadzieję, stanie się końcowym etapem pracy nad Kompasowym myśliwym-zabójcą — rzekła Clancy.
Równocześnie nad jej ramieniem ukazał się model wirusa Kompasowego, złośliwy kłębek cukroprotein, który przez lata mógł pozostać w stanie śpiączki w miąższu trzustki. Nagle ujawniał się i w sposób katastrofalny zakłócał wydzielanie amylazy, w procesie, podczas którego powstawał produkt uboczny — toksyna zatruwająca nerwy. Chory umierał albo z powodu zaniku funkcji nerwów, albo z powodu szalonych wahań poziomu cukru we krwi. Lekarze interesowali się zazwyczaj tylko jednym z symptomów.
Sama choroba występowała tak rzadko, że jej nosiciel pozostawał zupełnie nieznany. Prawdopodobnie wirus Kompasowy był spowolnionym mataglapem, zmutowanym nano, które w jakiś sposób przedostało się do środowiska ludzi.
— Wirusa Kompasowego najłatwiej zaatakować wtedy, gdy zrzuca swą otoczkę proteinową i atakuje komórki miąższu — wyjaśniła Clancy. — Nim nastąpi ten etap, i tak nikt go nie szuka.
Pasmo wirusa Kompasowego rozwinęło się i powiększyło. Gabriel widział teraz pojedyncze cząsteczki ułożone w długie włókna. Końce rozciągały się w nieskończoność. Pojawiła się druga długa cząsteczka, zestaw atomów litu, uporządkowanych wzdłuż wirusa Kompasowego jak kły.
— Zaprojektowałam myśliwego-zabójcę, który ukradnie wiązania wodorowe z DNA celu — ciągnęła Clancy. — Jest mniejszy od wirusa i powinien być niepolarny, do chwili gdy napotka wirusa Kompasowego.
Żądne wodoru litowe kły cicho wchłonęły atomy wodoru związujące razem zasady aminowe; fragmenty wirusa Kompasowego zaczęły się rozpadać.
— Aby fragmenty znów się nie połączyły w coś równie zabójczego, dodałam niewielkie grupy funkcjonalne, które przyciągną kawałki DNA wirusa Kompasowego.
Strzępy Kompasowego skakały po symulacji, a potem natrafiły sekcje myśliwego-zabójcy, które miały je przyciągać. Grupy funkcjonalne myśliwego-zabójcy wślizgnęły się w podstawy azotowe wirusa Kompasowego, niczym klucze do dziurek zamków.
— Śliczne — rzekł Gabriel. — A potem co się dzieje z myśliwym-zabójcą?
— Symulacja sugeruje, że powinien być przekazany z płynem trzustkowym do przewodu pokarmowego, po czym wydalony z ciała. Na tym etapie jest już całkowicie bezwładny. Ale oczywiście, to tylko symulacja. Konieczne są dalsze testy.
Gabriel kilkakrotnie prześledził symulację. W tle miał świadomość, że Wiosenna Śliwa pozytywnie ocenia zarówno przebieg adagia Shera Bahadura, jak i samo wykonanie Spadającej Wody. Myśliwy-zabójca działał zgodnie z zapowiedziami.
— Jestem pod wrażeniem, Zapłoniona Różo — oświadczył. — To godne podziwu. Czy chciałabyś zgłosić formalnie ten projekt?
— Myślę, że tak — odpowiedziała z pewnym wahaniem. — Daj mi nieco więcej czasu.
— Jak sobie życzysz. Ale co to ma wspólnego z systemem Kama Winga?
— W ramach procedury sprawdzającej przeczesałam Hiperlogos, by przekonać się, czy stosowano już gdzieś ten konkretny system cięcia i zamykania. Nikt go nie zastosował — przynajmniej nie w tej formie — ale odkryłam, że cel, wirus Kompasowy, ma cechy podobne do mataglapu typu Błyszczący Szmaragd.
— Naprawdę?
— Może jeden z nich jest mutacją drugiego. Sprawdziłam i okazało się, że drobna modyfikacja zmienia myśliwego-zabójcę w artyfaga przeciw Błyszczącemu Szmaragdowi.
— Istnieją już artyfagi dla Błyszczącego Szmaragdu. Romans 1i jego potomek, Romans 2.
— Tak, Aristos Rycerz zastosował Romans 2jako główny składnik w systemie swego pojemnika.
Świetlisty model pojemnika Kama Winga, czerwony, zielony i zloty, pojawił się na miejscu pierwszej symulacji. Clancy zademonstrowała, jak działa seria Romans — burzyła cel, tak jak wirus niszczy obraną komórkę. Niewątpliwie była to korzystna cecha. Ale ponieważ Romans 2degradował się w wysokiej temperaturze, Kam Wing umieścił w swych pojemnikach ciężką warstwę izolującą, która chroniła artyfaga przed zniszczeniem przez wydzielający ciepło mataglap Pożeracz Sieci.
— W mojej konstrukcji takiego problemu nie ma — oznajmiła. Nad jej ramieniem pojawiły się symulacje. Widmowy głos Clancy nabrał mocy i tempa. — Zaczęłam od modyfikacji myśliwego-zabójcy Kompasowego w artyfaga dla Błyszczącego Szmaragdu. Wynik… — Uśmiechnęła się. — Miałam czelność nazwać go Zapłonioną Różą 1.
Zapłoniona Róża 1— mniej skuteczna niż seria Romansów, gdyż w mniej elegancki sposób niszczyła cel — była stabilna w wyższych temperaturach i nie potrzebowała izolacji cieplnej. Dlatego Clancy mogła swój artyfag umieścić w gumiastym polimerze, który miał dobrze reagować z artyfagiem Letnia Niespodzianka i domieszkowanym fulerenem z węgla 60, na tyle śliskim, że artyfag Wielki Całus nie mógł się przyczepić. Te trzy artyfagi dawały sobie radę z siedemdziesięcioma dziewięcioma procentami znanych mataglapów.
Gabriel przypatrzył się obrazom, kazał Horusowi i Cyrusowi przeprowadzić symulacje, odebrał ich meldunki.
— To wspaniały wynik — rzekł w końcu. — Oparłaś się na podstawowych zasadach i wyprodukowałaś cudo.
— Aristos Rycerz nie wiedział wówczas o artyfagu Letnia Niespodzianka. To by uprościło jego pracę.
— Mimo wszystko, to wynik oszałamiający. Jak długo nad tym pracowałaś?
— Zaczęłam o świcie.
— O świcie — powtórzył Gabriel.
Jego skiagénos wyciągnął przed siebie złożone w kielich dłonie. Wokół różowego rdzenia zaczęło się coś żarzyć — lśniąco, złotopromieniście. Łuna uniosła się z połączonych dłoni Gabriela, przemierzyła pokój i osiadła na głowie Clancy. Otoczyło ją halo, promienie jak światło lasera wystrzeliły z jej czoła.
Читать дальше