A może ta intryga to całkowicie wytwór jej umysłu, myśli, które rozwinęły się, gdy patrzyła na odbicie deszczowych kropli. W takim razie naprawdę musi podziwiać swój umysł.
Zniszczyła kartkę, żeby nie zostały żadne dowody. Spojrzała na prawy kciuk, na grubą zabliźnioną ranę, pod którą kiedyś był odcisk jej palca.
To bardzo ważne, by w tej sprawie nie pozostawić żadnych śladów.
Rano Sula realizowała dostawy z Macnamarą i Spence. Macnamara był nieco sztywny, ale przynajmniej otwarcie się nie dąsał. Po południu wybrała się do Górki na zakupy. W ubraniu, które sobie sprawiła, poszła na spotkanie z Casimirem do klubu na Ulicy Kociej. Spóźniła się i gdy szła z wielką naramienną torbą, podskakującą na biodrze przy każdym kroku, zobaczyła przy morelowym samochodzie Casimira spacerującego po chodniku w tę i z powrotem. Patrzył wściekle w ziemię, a płaszcz powiewał na nim jak peleryna.
Podniósł wzrok na Sulę i na jego twarzy pojawił się wyraz ulgi. Dopiero potem zobaczył, jak jest ubrana — w długi czarny płaszcz pokryty świecącymi sześcioramiennymi, wielobarwnymi gwiazdami jak tęczowym śniegiem.
— Masz taki sam płaszcz jak ja — powiedział, zdziwiony.
— Tak. Musimy porozmawiać.
— Możemy porozmawiać w samochodzie.
— Nie. Potrzebna mi większa prywatność. Może w twoim gabinecie?
— Już jesteśmy spóźnieni. — rzekł z rozdrażnieniem.
— Julien się nie obrazi. Ma wspaniałego kucharza.
Skinął głową, jakby zaakceptował ten argument, i poprowadził ją do klubu. O tej wczesnej porze było niewielu klientów: spokojni pijacy przy barze lub robotnicy, którzy nie zdążyli wrócić do domu na obiad.
Sula wbiegła po metalowych schodach do gabinetu Casimira.
— Jak poszło z sędzią? — spytał.
Przez chwilę usiłował sobie przypomnieć, o co chodzi.
— Sprawa odłożona — wyjaśniła.
— Czy o tym chcesz porozmawiać? Sergius powiedział wprawdzie, że nie powinienem ci pomagać, ale mogę zrobić kilka rzeczy, o których on nie musi wiedzieć. Bo… A, niech to!
Gdy tylko weszli do nieskazitelnego czarno-białego gabinetu, Sula rzuciła torbę na kanapę i rozsunęła poły płaszcza: pod spodem miała tylko pończochy i buty.
— A niech to! — powtórzył Casimir. Wędrował wzrokiem po ciele kobiety. — Ale jesteś piękna!
— Nie stój tak — odparła.
Po raz pierwszy w życiu postanowiła dać mężczyźnie tak pełne zaspokojenie. Prowadziła Casimira od mebla do mebla. Chętnie wykorzystała obszerne, nadzwyczaj miękkie fotele. Używała warg, języka i opuszków palców, dotyku i zapachu, szeptu i śmiechu. Z Martinezem nigdy by się na to nie odważyła — przy nim nie czuła takiej pewności. Miała wrażenie, że w jej zachowaniu jest coś kurewskiego, choć swe brutalne i na szczęście krótkie doświadczenie z kurewstwem uważała za bardziej obrzydliwe i nieprzyjemne niż to, co teraz robiła.
Trwało to ponad półtorej godziny. W pewnej chwili sygnał z komunikatora stał się bardzo natrętny. Casimir wstał z kanapy, gdzie leżał — a Sula nad nim — i podszedł do biurka.
— Tylko audio — polecił komunikatorowi. — Odpowiedź. Tak, o co chodzi?
— Julien został aresztowany — poinformował go nieznany głos. Sula usiadła, na twarzy miała wyraz troski.
— Kiedy? Gdzie? — warknął Casimir.
— Kilka minut temu, w„Dwóch Batutach”. Był tam z Veroniką.
— Czy to była policja czy Flota?
Głos był teraz wyższy i coraz bardziej niecierpliwy.
— To był Legion. Wzięli wszystkich.
Casimir utkwił wzrok w przeciwległej ścianie, jakby widział na niej puzzle, które koniecznie należało poskładać. Sula wstała i podeszła do kanapy, na której leżała jej torba. Otworzyła ją i wyjęła ubranie.
— Czy Sergius o tym wie? — spytał Casimir.
— Nie ma go w biurze. Mam z nim kontakt tylko przez ten numer.
— Jasne. Dziękuję. Sam do niego zadzwonię.
Casimir wiedział, że będzie musiał przeprowadzić pełną — razem z wideo — rozmowę z Sergiusem Bakshim, włożył więc koszulę i przyczesał włosy. Mówił cicho i Sula niewiele słyszała. W tym czasie skończyła się ubierać, wzięła z torby pistolet i wetknęła go za pas z tyłu.
Casimir skończył rozmowę i spojrzał na nią ponuro.
— Powinieneś się ulotnić — poradziła. — Mogą was wszystkich poszukiwać.
— To samo mówił mi Sergius — odparł Casimir.
— Albo… — Sula zmrużyła oczy — tak naprawdę szukali ciebie i poszli do „Dwóch Batut', bo myśleli, że tam jesteś.
— Albo mogli szukać ciebie, a Julien i ja jesteśmy przypadkowymi osobami.
— Nie przyszło mi to do głowy — przyznała.
Casimir zaczął się ubierać.
— To wszystko źle wygląda — rzekł. — Ale może dzięki temu dostaniesz to, czego chciałaś.
Spojrzała na niego pytająco.
— Wojnę między nami a Naksydami — wyjaśnił.
— Ale to przyszło mi do głowy — powiedziała.
Prawdę mówiąc, przyszło jej to do głowy poprzedniego wieczora, gdy patrzyła na odbicie kropli deszczu na wazonie Yu-yao. Dlatego dziś rano udała się do publicznego punktu komunikacyjnego. Miała na sobie roboczy kombinezon, blond perukę i kapelusz z szerokim rondem, które opuściła na twarz. Zdjęła kapelusz, zakryła nim kamerę, a potem wprowadziła ręcznie kod, który połączył ją z linią dla donosicieli Legionu Prawomyślności.
— Chciałabym przekazać pewną informację — powiedziała. — Komórka anarchistyczna ma dziś wieczorem spotkanie w restauracji „Dwie Batuty” przy placu Harmonii. Planują sabotaż. Spotkanie ustalono na dwadzieścia cztery zero jeden w prywatnym saloniku. Nie mówcie o tym lokalnej policji, bo są skorumpowani i ostrzegą sabotażystów.
Mówiła to z akcentem Ziemianki, który kiedyś tak bawił Caro Sulę. Odeszła od komunikatora, nie zdejmując kapelusza z kamery.
Zapewne była przekonująca, bo Julien został aresztowany.
— Jak mam się z tobą skontaktować? — spytała.
Poprawił spodnie i podał jej kod.
Sula skinęła głową.
— Dobrze.
Spojrzał na nią, zdziwiony.
— Nie musisz sobie tego zapisać?
— Stworzyłam w myślach algorytm, który pomaga mi zapamiętać każdą liczbę — wyjaśniła. — Zawsze tak robię.
Zamknął na moment oczy.
— Sprytne.
Pocałowała go.
— Tak, bardzo sprytne — potwierdziła.
* * *
Następnego dnia Naksydzi wpadli w szał. Jakiś snajper z karabinem wszedł do budynku stojącego przy alei Axtattle — głównej drogi łączącej miasto Zanshaa z lądowiskiem Naksydów w Wi-hun — poczekał na przejazd naksydzkiego konwoju i zastrzelił kierowcę pierwszego samochodu. Ponieważ pojazdy korzystały z automatycznie sterowanych pasów ruchu, samochód z zastrzelonym kierowcą nadal jechał, a tymczasem snajper zastrzelił następnego kierowcę, a potem jeszcze jednego.
Zanim Naksydzi zorientowali się w sytuacji, zginęło ich co najmniej ośmiu, a wielu zostało rannych. Snajper, który używał znacznie lepszej broni niż Sidney Model Jeden, zniknął bez śladu.
Za każdego zmarłego Naksydzi postanowili zastrzelić pięćdziesięciu jeden zakładników. Sula nie rozumiała, dlaczego akurat pięćdziesięciu jeden — nie jest to nawet liczba pierwsza.
Może wydający rozkaz o tym nie wiedział.
Casimir, który miał najwcześniej ze wszystkich wiadomości, zadzwonił do Suli tuż po świcie i powiedział, że nie powinna wychodzić na ulicę. Ona z kolei zadzwoniła do swoich ludzi z zespołu 491 i kazała im zostać w domu. Potem wystawiła głowę z bramy budynku i poradziła Jednemu-Krokowi, żeby się ulotnił.
Читать дальше