Poranek spędziła w swoim mieszkaniu z książką o historii dyplomacji i zagadkami matematycznymi. W południe komunikator przysłał wiadomość, że Rashtag — szef bezpieczeństwa Biura Akt — zmienił swoje hasło dostępu do komputera. Nowe hasło dołączone było do wiadomości, więc Sula połączyła się z komputerem Biura Akt i przekonała się, że Naksydzi rozgryźli system dystrybucji „Bojownika”.
Rashtagowi kazano zmienić hasła wszystkich osób w Biurze i obserwować, czy w węźle rozsyłającym nie ma jakichś niedozwolonych procesów. Sula nie przejmowała się tym: zawsze miała nowe hasła Rashtaga, gdy ten je zmieniał, a rozsyłając „Bojownika”, wyłączała logowanie w węźle nadawczym, więc nie było informacji, którego węzła użyto. Żeby wykryć jej aktywność w systemie, wymagana byłaby koordynacja wysokiego rzędu — a na razie Sula nie zauważyła żadnych śladów takiej koordynacji.
Niestety, to tylko kwestia czasu.
Casimir znów zadzwonił po zmroku.
— Moglibyśmy się spotkać? — spytał.
— Czy na zewnątrz jest bezpiecznie?
— Policja skończyła łapankę. Pojmali nowych ludzi, którzy mają zastąpić zastrzelonych dzisiaj zakładników. I znów wrócili do podań o kartki żywnościowe. Ale na wszelki wypadek wyślę po ciebie samochód.
Umówili się na stacji lokalnego pociągu. Ciemnym sedanem hunhao przyjechał jeden z ochroniarzy, Torminel. Zawiózł Sulę na małą uliczkę na skraju dzielnicy zamieszkanej przez Cree; Sula widziała tam samców Cree, musztrujących czworonożne samice, które skakały wokół nich jak wielkie szczeniaki.
Casimir czekał na nią w mieszkaniu starszych, uśmiechniętych staruszków, którzy odnajmowali wolny pokój na kryjówkę i najwyraźniej dobrze im się dzięki temu powodziło. Pokój był przestronny i wygodny, na parapetach stały doniczki, na kanapach leżały narzuty z frędzlami. W powietrzu unosił się kwiatowy zapach z potpourri, na ścianach wisiały rodzinne fotografie, a ścianę wideo otaczało makramowe obramowanie. Na tacy stały resztki obiadu Casimira oraz opróżniona do połowy butelka musującego wina.
Na powitanie Sula pocałowała go i objęła ramionami. Czuła ciepło jego ciała i zapach ziemi — zapach jego wody toaletowej.
— To był chyba fałszywy alarm — stwierdził Casimir. — Legion raczej mnie nie szuka. Ani Sergiusa, ani nikogo innego, z wyjątkiem Juliena. Nie było nalotów, nie było śledztwa. Nie zauważono, by ktoś nas inwigilował.
— To się może zmienić, jeśli Julien zacznie mówić — zauważyła. Casimir cofnął się z surowym wyrazem twarzy, tak jakby Sula zanegowała męskość całej kliki Nabrzeża.
— Julien nie zacznie mówić — stwierdził. — To dobry chłopak.
— Nie zdajesz sobie sprawy, co oni z nim zrobią. Naksydzi traktują wszystko bardzo poważnie.
Usta Casimira wykrzywił pogardliwy grymas.
— Sergius Bakshi wychowywał Juliena w ten sposób, że dwa razy na tydzień bił go na kwaśne jabłko, właściwie bez powodu, tylko po to, by dać mu wycisk. Czy sądzisz, że po czymś takim Julien będzie się bał Naksydów?
Sula pomyślała, że coś w tym jest, gdy przypomniała sobie oczy Sergiusa — oczy drapieżnika — i jego wielkie blade dłonie.
— A więc nie wydobędą zeznań od Juliena. Pozostaje Veronika. Casimir pokręcił głową.
— Veronika nic nie wie o tobie.
— Ale wie, że Julien umówił się z nami na obiad. I Naksydzi musieli widzieć, że Julien siedział przy stole nakrytym dla czterech osób.
Casimir wzruszył ramionami.
— Znają moje nazwisko i połowę twojego. Będą mieli akta na mnie, ale nic nie mają na ciebie. Nic ci nie grozi.
— Nie o siebie się boję.
Patrzył na nią przez chwilę. Wzrok mu złagodniał.
— Jestem ostrożny — powiedział spokojnie. Rozejrzał się po pokoju. — Jestem tutaj, w tym małym pokoju i kieruję zdalnie swoim kryminalnym imperium.
Uśmiechnęli się do siebie szeroko.
— Chcesz coś do jedzenia, do picia? — spytał.
— Chętnie, jeśli mają coś bez alkoholu.
Odniósł tacę z obiadem. Sula obeszła pokój, uporządkowała rozrzucone rzeczy Casimira, potem zdjęła buty i usiadła na podłodze. Casimir wrócił z dwiema butelkami Cytrynowego Szału. Zdziwił się, zobaczywszy ją na podłodze, ale przysiadł się bez słowa. Podał jej butelkę i stuknął w nią swoją butelką. Flaszki nie zadzwoniły — zrobiono je z żywicy syntetycznej i dźwięk zabrzmiał głucho.
— Za nasz podniecający wieczór.
— Podniecenie sami musimy sobie zapewnić — odrzekła Sula.
Oczy mu się roziskrzyły.
— Koniecznie. — Pociągnął drinka i spojrzał na nią.
— O lady Suli wiem jeszcze mniej niż o Gredel.
— A co chcesz wiedzieć?
Był mocno strapiony.
— Chodzi o tę historię o egzekucji twoich rodziców. Powiedziałaś mi po to, żeby się do mnie zbliżyć?
Sula pokręciła głową.
— Moi rodzice zostali straceni, gdy byłam młoda. Obdarto ich ze skóry.
— Naprawdę?
— Jeśli chcesz, możesz to sprawdzić. Wstąpiłam do Floty, bo tylko taki zawód był dla mnie dostępny.
— Ale przecież jesteś parem.
— Tak, ale biednym jak na para. Cały majątek rodziny został skonfiskowany. — Popatrzyła na niego. — Prawdopodobnie masz znacznie więcej pieniędzy niż ja.
Teraz był jeszcze bardziej zdziwiony.
— Nie spotkałem w życiu wielu parów, ale zawsze miałem wrażenie, że pławią się w zbytkach.
— Chciałabym pławić się w zbytkach. — Zaśmiała się i napiła Cytrynowego Szału. — Czy możesz mi powiedzieć, co zrobią z Julienem, jeśli dojdą do wniosku, że jest niewinny?
— Legion? Spróbują dać mu niezły wycisk i puszczą wolno.
— Czy Naksydzi w ogóle kogokolwiek puszczają wolno? — spytała po chwili. — Może wszystkich zatrzymanych z jakichś powodów zamykają w areszcie razem z innymi zakładnikami?
Potarł kciukiem brodę.
— Nie pomyślałem o tym.
— Ponadto mogą go uznać za zakładnika w zamian za dobre zachowanie ojca.
Casimir miał wyraz troski na twarzy.
— Gdzie go mogą przetrzymywać? — spytała Sula.
— Wszędzie. W Błękitnych Śluzach, w Rezerwuarze. W jakimś więzieniu albo na posterunku policji. — Zmarszczył brwi. — Z niektórych posterunków łatwo uciec.
— Miejmy nadzieję, że wyślą go do takiego miejsca.
— Miejmy nadzieję.
Po jego oczach widać było, że jest niespokojny. Dobrze — pomyślała Sula. Zależało jej na tym, by naprowadzić go na pewne myśli.
* * *
Następnego ranka po raz pierwszy użyto karabinu Sidney Model Jeden: z samochodu, który podjechał do dwóch Naksydów z patrolu straży miejskiej, oddano celne strzały. Niestety, kierowcy nie udało się uciec i trzej młodzi Terranie zostali zabici w strzelaninie, podczas której dodatkowo zostało rannych dwóch Naksydów z patrolu.
Choć zabójca zginął Naksydzi zastrzelili siedemdziesięciu dwóch zakładników. Dlaczego akurat siedemdziesięciu dwóch? — zastanawiała się Sula.
Zespół 491 — zaalarmowany przez wtyczkę, którą klika Nabrzeża miała w policji — przez cały dzień pozostał w domu.
Tymczasem Sidney przygotował Model Dwa. Sula zadzwoniła do Sidneya, gdy zespół wyjechał z dostawami. Usłyszała, że jest „wspaniale” — nie „pierwszorzędnie” — i może odebrać paczkę.
Model Dwa był to mały, poręczny pistolet, na taką samą amunicję jak Model Jeden. Do tego Sidney dołączył projekt tłumika.
Sula pocałowała Sidneya w pachnące dymem usta, dała mu pieniądze wystarczające na miesięczny czynsz za sklep i skłoniła P.J., by postawił im obiad.
Читать дальше