„Oficer taktyczny”. Wyraz triumfu pojawił się w podłużnych oczach Chandry.
— Zawsze obawiałam się takiego ataku — objaśniła, wstając z krzesła. — Wiem, że na terytorium wroga eskadra postępuje zgodnie ze standardową doktryną Floty, ale chciałam sprawdzić użyteczność tej taktyki w rzeczywistości. — Wzruszyła ramionami. — I chyba sprawdziliśmy.
Odwróciła się do displeju na ścianie i zademonstrowała, jak w swojej symulacji wystrzeliła trzydzieści pocisków z Arkhan-Dohg, układu znajdującego się za Osser.
— Można było dość wiarygodnie obliczyć, kiedy wkroczymy do układu Osser. Ponieważ lecieliśmy kursem prosto z wormholu jeden do wormholu dwa, wyznaczenie trajektorii pocisków stało się banalne. Stacje przekaźnikowe wormholi mogły sprawdzić nasz kurs i przyśpieszenie, a potem przesłać niezbędne korekty do lecących pocisków. Naksydzi potrzebowali tylko lasera tropiącego albo sygnału z radaru, by dać automatycznym systemom naprowadzającym pocisków parametry do korektury toru w ostatniej sekundzie. — Wzruszyła ramionami. — A ponieważ nasz kurs i prędkość są wysoce przewidywalne, nawet to nie było im potrzebne.
— Oczywiście musimy coś zrobić, żeby nasz kurs i trajektoria były mniej przewidywalne — stwierdziła Michi. Rozejrzała się po oficerach. — Milordowie, jeśli macie teraz jakieś sugestie, proszę o ich przedstawienie.
— Utrzymywać cały czas w gotowości systemy obrony przeciwpociskowej — powiedział Husayn tonem zdradzającym zakłopotanie. Taka taktyka nie sprawdziła się w symulacji.
— Milady — zaczęła Chandra — pomyślałam, że nasze własne lasery tropiące mogłyby omiatać przestrzeń przed nami, między eskadrą a wormholami. Jeśli wróg wychwyci sygnał, że coś nadlatuje, zyskujemy kilka dodatkowych sekund.
— Wabiki — wtrącił Martinez. — Niech eskadra wabików leci przed nami. Pociski trafiłyby w te wabiki, a nie w nas, zwłaszcza że miałyby tylko kilka sekund na namierzenie celu.
Wabiki były pociskami, które można było wystrzelić ze zwykłych wyrzutni pocisków, ale tak je konfigurowano, by dawały sygnaturę radarową taką jak fregata. Podstęp nie był tak przekonujący, jeśli obserwator miał więcej czasu na analizę obrazu, ale pociski poruszające się z prędkościami relatywistycznymi miały zaledwie jedną lub dwie sekundy na podjęcie decyzji.
— Jak wielka powinna być chmura wabików? — spytała Michi powątpiewającym tonem.
Martinez usiłował przeprowadzić obliczenia w pamięci, ale mu się nie udało.
— Taka jak się da — odparł w końcu.
Michi zwróciła się do Chandry:
— Niech pani wypróbuje tę taktykę w symulacji.
— Tak jest, milady.
— Proszę o regularne raporty.
— Oczywiście, milady. — Chandra zwróciła się teraz do pozostałych oficerów. — Radary nadal działające w układzie, do którego weszliśmy, lub namierzanie nas radarem z jakiegoś, prawdopodobnie odległego, źródła należy traktować jako sygnały zagrożenia.
Od kiedy siły Chen zanurkowały w przestrzeń wroga, Naksydzi wyłączali radary i inne wspomagacze nawigacyjne we wszystkich układach, przez które lecieli lojaliści, więc Chandra słusznie zauważyła, że włączony radar oznaczałby niebezpieczeństwo.
Michi nalała sobie kieliszek bursztynowego wina i przyglądała mu się, bębniąc palcami po stole.
— Najlepiej jest zapobiec takiemu atakowi przez unicestwienie wszystkich stacji wormholowych, na które się natkniemy — powiedziała. — W ten sposób nie będą mogły przekazać nadciągającym pociskom korektur kursu. Z przykrością to mówię, to niszczenie stacji to barbarzyństwo, ale dla ochrony własnych jednostek zniszczę wszystko po stronie wroga, jeśli będę musiała.
Martinez pomyślał o pierścieniu Bai-do, który płonął w atmosferze planety.
Michi wzięła kieliszek wina.
— Nikt nie pije, tylko ja? — spytała.
Martinez nalał sobie i wzniósł kieliszek w stronę Chandry. Właśnie stała się zbyt cenna, by ją oskarżyć o śmierć Fletchera.
* * *
Następnego dnia Chandra i Martinez spotkali się na długo odkładanym wspólnym obiedzie. Martinez pomyślał, że chyba nie jest to już dla Chandry tak ważne, ale na wszelki wypadek poprosił Alikhana, żeby nie zostawiał ich zbyt długo sam na sam.
Chandra wyglądała wspaniale w galowym mundurze. Srebrny szamerunek lśnił lekko na ciemnozielonej bluzie i spodniach. Kasztanowe włosy leżały na wysokim kołnierzu, na którym teraz widniały czerwone trójkątne naszywki sztabu Michi.
— Gratulacje, pani porucznik.
— Dziękuję, kapitanie. Ja również gratuluję nowego stanowiska. — Uśmiechnęła się. — Pańskie szczęście jest zadziwiające. Zawsze kiedy ludzie giną, zamordowani, pan na tym zyskuje.
W głowie Martineza kotłowały się riposty. „Dopiero ostatnio” — brzmiała jedna z nich. Nie chciał liczyć, ilu dokładnie ludzi musiało umrzeć, aby on został kapitanem „Prześwietnego”.
— I oto siedzi tutaj para podejrzanych — powiedział. — Właśnie — odparła i rozpromieniła się. — No to konspirujmy!
Konspiracja była dyskretna. Martinez siedział u szczytu stołu, Chandra po jego prawej stronie. Alikhan nalewał im wina i stawiał talerze z orzechami i marynowanymi warzywami, a oni dyskutowali, którego kadeta należałoby awansować na miejsce Chandry. Podczas tej rozmowy Martinez zastanawiał się, czy powiedzieć jej, że omal nie została ofiarą planu Michi, która szuka zabójcy. Postanowił jednak nic nie mówić.
— Jak panu idzie z 77-12? — spytała Chandra. — Pomijając oczywiście to, że szefowie wydziałów trzęsą spodniami.
— Dostałem dziś rano poprawione formularze — odparł Martinez. — Przeglądam je. Niektóre są nawet kompletne.
Szefowie wydziałów przynajmniej nie oszukiwali: gdy nie mieli informacji, przyznawali się do tego. Wpisywali „Zbieranie danych w toku”, bo chyba wydawało im się to lepsze niż zostawienie pustego miejsca.
— Sygnalistka Nyamugali przysłała kompletny log, prawda? — spytała Chandra.
— Tak. — Martinez uśmiechnął się. — Pani dawna sekcja dobrze wypadła. — Dał znak Alikhanowi, by przyniósł pierwsze danie. — Oczywiście muszę jeszcze sprawdzić, czy w logu nie ma oszustw.
— Nie znajdzie pan żadnych błędów. Trzymałam krótko sygnalistów.
— Nyamugali miała łatwiejsze zadanie od innych. Francis musi zewidencjonować wszystkie pompy powietrzne, wentylatory, układy wymiany ciepła.
— Żałuje ich pan teraz?
— Nie, nie za bardzo.
Alikhan przyniósł ciepłą kremową zupę z dyni, doprawioną cynamonem. Chandra spróbowała zupy.
— Pana kucharz przewyższa kucharza mesy oficerskiej, choć tamten też jest dobry.
— Powtórzę mu pani opinię.
— To jedna z drobnych rekompensat związku z Fletcherem. Najpierw częstował mnie dobrym jedzeniem, a dopiero potem zanudzał na śmierć.
Próbując zupy, Martinez doszedł do wniosku, że Chandra mogłaby przynajmniej udawać, że jest bardziej zbolała po śmierci byłego kochanka.
— A czym panią zanudzał?
— Chodzi panu o inne rzeczy niż seks? — kapitan nie zaśmiał się z tego dowcipu, więc wzruszyła ramionami i kontynuowała: — Mówił naprawdę o wszystkim. O potrawach, które jedliśmy, o winie, które piliśmy, o ekscytujących raportach załogi, które podpisał. Mówił o swojej kolekcji sztuki. Z wszystkiego potrafił zrobić nudę. — W oczach Chandry zapłonęły łobuzerskie ogniki. — Co pan myśli o dziele, które powiesił u siebie w sypialni? Ma pan słodkie sny?
— Pozbyłem się tego — przyznał Martinez. — Jukes znalazł mi mniej przygnębiające dzieło. — Spojrzał na Chandrę. — Dlaczego Fletcher trzymał tam Narayanguru? Co mu to dawało?
Читать дальше