Kobieta westchnęła teatralnie.
— Chyba nie chce pan, żebym powtarzała jego teorie?
— Czemu nie?
— Mówił, że jeśli miałby być wyznawcą jakiegoś kultu, wybrałby narayanistów, ponieważ to jedyny prawdziwie cywilizowany kult.
— Jak to?
— Niech sobie przypomnę. Niespecjalnie słuchałam tych jego wywodów. — Wydęła pełne usta. — Chyba odpowiadało mu to, że według narayanistów całe życie to cierpienie. Twierdzili, że jedyne rzeczywiste rzeczy są doskonałe, piękne, wieczne i spoza naszego świata, i że możemy się do nich zbliżyć, podziwiając piękne obiekty z tego świata.
— Cierpienie — powtórzył Martinez. — Gomberg Fletcher, ten obrzydliwie bogaty człowiek, urodzony w najbardziej uprzywilejowanej kaście parów, uważał, że życie to cierpienie. Że jego życie to cierpienie.
Chandra pokręciła głową.
— Ja tego też nie rozumiem. Jeśli kiedykolwiek cierpiał, to nie w mojej obecności. — Lekceważąco wykrzywiła usta. — Oczywiście sądził, że jest bardziej wyrafinowany od innych, więc prawdopodobnie uważał, że jego cierpienie jest bardzo wzniosłe i pozostali ludzie nie są w stanie tego pojąć.
— Teraz rozumiem, dlaczego Shaa zabili Narayanguru — rzekł Martinez. — Jeśli twierdzimy, że jest inny świat, którego istnienia nie można udowodnić, gdzie jest trochę lepiej i bardziej prawdziwie niż na tym świecie — a jego istnienie możemy udowodnić — to z pewnością popadamy w sprzeczność z Praxis i Legion Prawomyślności może nas powiesić na najbliższym drzewie.
— W tym wszystkim chodziło o coś więcej, nie tylko o niewidzialny świat. O cuda i inne rzeczy. Martwe drzewo, na którym powieszono Narayanguru, bujnie zakwitło, gdy został z niego zdjęty.
— Rozumiem, że Legion Prawomyślności patrzyłby na tę historię nieprzychylnym okiem.
Wieczorem usiadł na łóżku i pijąc kakao, patrzył na obraz przedstawiający kobietę, dziecko i kota. Wyobraził sobie Fletchera, który siedząc w tym samym miejscu, kontemplował potworną postać Narayanguru i rozmyślał o ludzkim cierpieniu. Czy Fletcher, prominentny członek dwóch z dwustu najbardziej prominentnych klanów imperium, kiedykolwiek cierpiał? I jakie pocieszenie dawała mu krwawa postać wisząca na drzewie?
Doktor Xi mówił, że Fletcher traktował swoje stanowisko jako ciężar. Wykonywał obowiązki sumiennie, by spełnić stawiane mu wymagania. Według Xi nie był aroganckim snobem, tylko odgrywał rolę aroganckiego snoba.
Był pusty — pomyślał Martinez. Wypełniał swoje życie formalnymi rytuałami i przyjemnościami estetycznymi. Niczego nie stworzył, nie namalował, nie wyrzeźbił. Kolekcjonował. Na stanowisku dowódcy nie wykazał się oryginalnymi rozwiązaniami; szlifował załogę statku, polerował procedury tak, jak mógłby polerować nowo nabytą srebrną figurkę.
A jednak wyraźnie cierpiał. Może cały czas zdawał sobie sprawę z tego, jak puste stało się jego życie.
Tu, gdzie teraz on siedzi, siedział kiedyś Fletcher i kontemplował obiekty, które dla pewnych ludzi były święte.
Martinez doszedł do wniosku, że nie będzie teraz rozgryzał osobowości Fletchera, odstawił więc kubek z kakao, umył zęby i wszedł pod kołdrę.
„Bojownik” z instrukcją, jak należy tworzyć podziemne komórki, rozszedł się wśród mieszkańców Zanshaa. Następny numer zawierał przepis na produkcję bomb zapalających i plastikowych materiałów wybuchowych — co było łatwe — oraz detonatorów — co było trudne.
— Jeśli nauczysz ludzi eksperymentować z czymś takim jak kwas pikrynowy, będziesz miała ofiary z oberwanymi palcami — ostrzegała Spence.
Sula wzruszyła ramionami.
— Napiszę, żeby byli ostrożni — odparła. Przecież nie mogła zaglądać im przez ramię i mówić, jak należy właściwie postępować.
Miała nadzieję, że dysponuje dostateczną wiedzą inżynierską, by zamieścić rysunki techniczne potrzebne do zbudowania broni palnej.
Naksydzi opublikowali portrety dwóch Terran, którzy uciekali z miejsca zabójstwa lorda Makisha. Rysunki zrobiono na podstawie zeznań świadków; Sula przypuszczała, że głównym świadkiem był naksydzki kurator szkolny.
Oba portrety przedstawiały mężczyzn. Żaden z nich w najmniejszym nawet stopniu nie przypominał Suli czy Macnamary.
Sula zastanawiała się, czy nie powinna się czuć urażona. Miała szczupłą figurę, ale nie chłopięcą, i nawet w robotniczym kombinezonie wyglądała na kobietę.
Doszła do wniosku, że Naksydzi mają takie samy problemy z rozróżnianiem Terran, jak Terranie z rozróżnianiem Naksydów.
Właśnie wysyłała biuletyn w pakietach po kilka tysięcy sztuk, gdy usłyszała jakieś krzyki na ulicy. Podeszła do okna: czarnowłosy Terranin biegł ulicą między straganami, uciekając przed policjantami — też Terranami — ale złapali go i gdzieś poprowadzili. Sula próbowała zgadnąć, czy jest przestępcą, zakładnikiem, czy lojalistą, który wkrótce zostanie zabity.
Ludzie na ulicy obserwowali to wydarzenie, nie okazując emocji, ale wyczuwała, że zadają sobie te same pytania. W społeczeństwie panowało napięcie. Kiedyś aresztowanie było rzeczą względnie prostą, teraz było bardzo niebezpieczne, zwłaszcza gdy władze szybko potrzebowały nowych zakładników.
Mieszkańcy Nabrzeża — jeśli nie spali lub nie pracowali — prowadzili życie na ulicy. Mieszkania w domach z prefabrykatów były zbyt ciasne. Teraz, pod okupacją Naksydów, musieli ocenić, czy wychodząc na ulicę po łyk świeżego letniego powietrza, opłaca im się ryzykować, że zostaną zgarnięci i rozstrzelani.
W ciągu ostatnich dni zespół 491 regularnie dostarczał kakao, tytoń i kawę do restauracji i klubów. Operacja była zyskowna, a ponadto była to okazja do plotkowania z obsługą, która mogła podsłuchiwać ciekawe rozmowy między gośćmi.
Przedsięwzięcie dało spory zastrzyk pieniędzy, więc grupa Suli mogła kupić samochód dostawczy. Był to samochód w kształcie purchla z kameleonowymi panelami po bokach, a ponieważ po zniszczeniu pierścienia zabroniono energochłonnych reklam, Sula wynajęła panele na reklamy, co przynosiło dodatkowe dochody.
Choć perspektywa obalenia reżimu Naksydów wydawała się odległa, zespół 491 jako grupa przedsiębiorców odnosił wielkie sukcesy. Powinniśmy być z tego dumni, myślała Sula.
Zespół nie przeprowadził już żadnej akcji przeciw Naksydom, jednak z kabiny ciężarówki Sula mimowolnie szukała potencjalnych celów. Uważała, że muszą coś zrobić.
Inni działali niezależnie od niej. Grupa uczniów ze szkoły pomaturalnej w Grandview zorganizowała nieudaną zasadzkę na naksydzkiego oficera Floty, wracającego pociągiem do domu. Oficjalne raporty nie podawały szczegółów, ale prawdopodobnie zamachowcy chcieli pobić oficera do nieprzytomności, a potem ukraść mu broń. Dwóch zamachowców zabito na miejscu, pozostałych złapano. Podczas przesłuchania przyznali, że byli członkami komórki, anarchistycznej, i widocznie wyjawili nazwiska innych jej członków, kolegów i nauczycieli, ponieważ władze przeprowadziły potem serie aresztowań.
W szkole zrobiono czystkę. Domniemani anarchiści zmarli na torturach transmitowanych przez kanał telewizyjny, a rodziny uczniów rozstrzelano.
„Bojownik” uznał ich za męczenników prawdziwego państwa i Praxis.
Pewien Cree, dostawca ryb do restauracji w Grandview, powiedział Suli, że zabito jakiegoś Naksyda; przypuszczalnie zdarzenie to miało miejsce w Starej Trójce, dzielnicy Tormineli. Tłum Tormineli — istot nocnych — dopadł Naksyda nocą, a następnego dnia rano naksydzka policja otoczyła ten rejon miasta, wkroczyła na ulice i zaczęła strzelać na oślep, zabijając setki osób.
Читать дальше