W kabinie sypialnej zastał miłe zmiany. Makabryczny Narayanguru zniknął, a wraz z nim pieta, warcząca bestia i kąpiąca się kobieta. Niebieskoskóry flecista został przesunięty w lepiej oświetlone miejsce. Obok niego wisiał pejzaż morski: poduszkowiec pędził nad białymi grzbietami fal w bryzach piany. Nad toaletką umieszczono inny pejzaż: ośnieżone górskie szczyty wznoszące się nad wsią kudłatych Yormaków i ich jeszcze bardziej kudłatego bydła.
Na honorowym miejscu wisiał bardzo ciemny stary obraz z namalowaną ramą. Była to niezwykła kompozycja. Może twórca chciał pokazać proscenium w teatrze, ponieważ przez cały obraz biegł karnisz, a czerwona kurtyna była odsunięta na prawą stronę. Po lewej stronie widniały małe postacie młodej matki i dziecka, wyjętego właśnie z kołyski; kobieta miała na sobie strój z dawnej epoki, charakterystyczny dla osoby z klasy średniej, dziecko było w czerwonej piżamie. Żadne z nich nie zwracało uwagi na kotka, który przysiadł przy małym ognisku w centrum i z naburmuszoną miną patrzył na czerwoną miseczkę z jedzeniem, które mu widocznie nie odpowiadało.
Martineza uderzył kontrast między wyszukaną kompozycją — namalowana rama, czerwona kurtyna — a zwykłym domowym tematem całej sceny. Czerwona kurtyna, czerwona miska, czerwona piżama. Młoda matka miała owalną twarz. Naburmuszony kot położył uszy do tyłu. Dziwne ognisko płonęło pośrodku pokoju, prawdopodobnie na klepisku. Martinez patrzył na obraz i zastanawiał się, dlaczego wart jest oglądania.
Kątem oka dostrzegł jakiś ruch. Odwrócił się i zobaczył w drzwiach Perry'ego.
— Milordzie, mogę podać obiad, gdy tylko pan zechce.
— Zjem teraz — odparł Martinez. Ostatni raz rzucił wzrokiem na obraz i przeszedł do jadalni Fletchera. Spożył obiad samotnie, przy wielkim stole ze złotą dekoracją pośrodku, obstawionym wokół pustymi krzesłami.
* * *
Po obiedzie zameldował się u Michi, prosząc o raport ze śledztwa. Kazakov, ciągle na galowo, już tam była. Siedziała obok Xi, który przy niej sprawiał wrażenie jeszcze bardziej pomiętego i roztargnionego niż zwykle. Garcia przybył kilka minut później z kompnotesem.
Xi zaczął od odcisków palców zdjętych w gabinecie Fletchera.
— Większość z nich należy do kapitana. Pozostałe do Marsdena, sekretarza, oraz służących kapitana, Narbonne i Buckie'a, którzy sprzątali pokój poprzedniego dnia. Trzy odciski należą do żandarma Garcii — prawdopodobnie pozostawił je podczas swego śledztwa.
Twarz Xi wykrzywiła się — miało to chyba wyrażać cierpkie rozbawienie.
— Pięć pojedynczych odcisków należy do mnie. Znaleziono też cztery odciski lewej dłoni pod brzegiem blatu. — Demonstrując, o co chodzi, Xi obrócił rękę wierzchem dłoni do dołu i wsunął ją pod biurko Michi. — Te odciski należą do porucznik Prasad. Oczywiście mogły być pozostawione jakiś czas temu, bo służba nie poleruje codziennie blatu od spodu.
Albo odciski powstały, gdy Chandra trzymała się lewą ręką blatu, a prawą waliła głową Fletchera o biurko — pomyślał Martinez.
Michi nie dawała poznać po sobie, czy to samo przyszło jej do głowy.
— Czy coś wynika z analizy włosów i włókien?
— Nie miałem czasu, ale analiza i tak nie stanowi dowodu, dopóki nie będziemy mieli podejrzanego. Michi zwróciła się do Garcii.
— Są jakieś informacje o ruchach załogi?
Garcia zajrzał do kompnotesu — niepotrzebnie, zważywszy na zawartość raportu.
— Milady, poza kilkoma osobami na wachcie, załoga spała. Ludzie na wachcie w sterowni i w technicznym wzajemnie za siebie ręczą. A z tych, co poszli do łóżka, niektórzy wychodzili tylko do toalety.
— Nie ma informacji o osobach poruszających się poza kwaterami załogi? Żadnych?
— Nie, milady. — Garcia nerwowo oblizał wargi. — Oczywiście mamy tylko ich zeznania, nic poza tym… — odchrząknął — chyba że znajdziemy informatora.
Wzrok Michi stwardniał. Bębniła palcami po blacie.
— Pani porucznik?
— Ta sama sytuacja jest z porucznikami i chorążymi, milady — raportowała Kazakov lekko przepraszającym tonem. — Osoby na służbie ręczą za siebie nawzajem, a ci, co spali… — wzruszyła ramionami — spali. Nie uzyskałam informacji, które by temu przeczyły.
— A niech to! — Michi z rozdrażnieniem machnęła w powietrzu dłonią z zakrzywionymi palcami. Patrzyła wściekle na wszystkich po kolei. — Nie możemy tego tak zostawić — oświadczyła. — Coś musimy zrobić. Co by zrobił doktor An-ku? — zapytała poważnie.
— Możemy przeszukać statek. I załogę — rzekł Martinez. Michi popatrzyła na niego, zmarszczywszy brwi.
— Na miejscu było trochę krwi — kontynuował Martinez. — Niewiele. Właśnie sobie uświadomiłem, że zabójca mógłby mieć jakieś ślady na mankiecie albo na nogawce spodni. Albo mógł zetrzeć chusteczką krew z rąk. Może użył broni i dopiero potem uderzył głową kapitana o biurko, więc trzeba szukać broni. Albo zabójca zabrał coś na pamiątkę i to ukrył.
— Może kapitan walczył — wtrącił się Garcia. — Choćby słabo. I zostawił na napastniku jakiś ślad.
— Trzeba zawiadomić pralnię — powiedziała Kazakov. — Niech sprawdzają każdą rzecz.
Michi gwałtownie wstała i spojrzała na zebranych, jakby zdziwiona, że ciągle ich tu widzi.
— Na co czekamy? Już wczoraj powinniśmy byli to zrobić.
* * *
Całe popołudnie trwało przeszukiwanie „Prześwietnego” i załogi. Martinez i Kazakov wezwali do kwater sypialnych osoby, które nie miały służby; zorganizowali oficerów i podoficerów w grupy i wszystkich poddali drobiazgowym oględzinom. Sprawdzono szafki i schowki, szukając jakiegoś przedmiotu, który ktoś mógłby wziąć z kwatery kapitana. W końcu sami oficerowie poddali siebie nawzajem tym procedurom. Martinez i lady Michi stali w korytarzu przy mesie oficerskiej i czekali na wynik.
Michi okazywała coraz większe rozdrażnienie: popołudnie mijało, a spodziewanych dowodów nie udało się znaleźć. Stała z dłońmi zaciśniętymi w pięści, ze zmarszczonymi brwiami, podnosiła się na palcach i opadała.
Martinez postanowił zająć czymś jej myśli, nim sam zwariuje od tych jej nerwowych ruchów.
— To może wprowadzić zamęt wśród załogi — powiedział. — Powinniśmy ich jak najszybciej uspokoić. Może jutro zarządzimy te odroczone manewry.
Pięty Michi wreszcie zostały na podłodze. Spojrzała uważnie na Martineza.
— Bardzo dobrze. Robimy manewry. — Zmarszczyła brwi, coś sobie przypominając. — Kogo mam wziąć na nowego oficera taktycznego?
— Nie chce pani Coena ani Li?
Pokręciła głową.
— Nie mają doświadczenia. Służyli tylko w łączności. Niejasne poczucie zobowiązania zmusiło Martineza do wysunięcia propozycji:
— Może Chandra Prasad.
Michi spojrzała na niego podejrzliwie.
— Dlaczego Prasad?
— Jest najstarszym oficerem po Kazakov, a ja nie mogę oddać Kazakov. Nie teraz.
To brzmiało lepiej niż „Wymusiła na mnie obietnicę”, a już na pewno znacznie lepiej niż „Jeśli to ona zabiła Fletchera, postarajmy się być dla niej mili w nadziei, że nie zabije również nas”.
— Poproszę ją o zaprojektowanie jednego eksperymentu — odparła Michi po chwili zastanowienia. — Innych poruczników również o to poproszę. Przekonamy się, czy ktoś z nich ma do tego talent.
Gdy Kazakov i Husayn przyszli z raportem, że w mesie i kwaterach poruczników nie znaleziono żadnych dowodów, Michi przyjęła to bez komentarza.
— Teraz pan, lordzie kapitanie — zwróciła się do Martineza.
Читать дальше