Tork musiał wiedzieć, gdzie są tamci — pomyślał Martinez. Flota Ortodoksyjna wskoczyła do układu i okazało się, że wróg znajduje się właśnie tam, gdzie chciał Tork. To zbyt nieprawdopodobny zbieg okoliczności. Tork musi mieć szpiegów w układzie Zanshaa, którzy dokładnie go informują, gdzie są w danej chwili Naksydzi. Wódz dostosował czas swego ataku do ruchów wroga.
Martinez odetchnął swobodnie po raz pierwszy od kilku dni. Walka nie rozpocznie się jeszcze przynajmniej przez siedemdziesiąt dwie godziny. Zdjął hełm, podrapał się po zarośniętym podbródku i wezwał Alikhana, by przyniósł kanapki i kawę.
Dziesięć godzin później, kiedy złapał trochę snu w swej kabinie, pilna wiadomość od Kazakov wezwała go do sterowni. Kiedy zerknął na displej taktyczny, zobaczył, że stało się coś całkowicie nieprzewidzianego.
Statki naksydzkie, zamiast dalej lecieć swym kursem, by za trzy dni spotkać się z Flotą Ortodoksyjną, nagle przyśpieszyły. Pędziły ku Zanshaa z przyśpieszeniem 5 g, jakby chciały wbić statki Torka w stolicę.
Albo jakby uciekały.
Martinez zaczął naciągać skafander próżniowy. Przewidywał, co się zaraz wydarzy.
Okazało się, że miał rację. Tork nakazał Flocie Ortodoksyjnej przyśpieszyć, by zrównać szybkość z szybkością wroga.
Problem polegał na tym, że Tork nie mógł ich doścignąć. Naksydzi przyśpieszali już od dziewięciu godzin, zanim światło z ich żagwi dotarło do Floty Ortodoksyjnej. A Tork nie mógł tak mocno przyśpieszać, gdyż Lai-owni ze względu na swój układ kostny nie mogli wytrzymać przyśpieszeń większych od dwóch i pół g. Tork miał więc wybór: albo zostać w tyle, albo zostawić za sobą formacje Lai-ownów.
Martinez, zamknięty w skafandrze wraz z zapachem uszczelniacza i smrodem swego ciała, obserwował z kapitańskiego fotela, jak wróg ciągnie naprzód.
Tork nigdy nie zdoła ich dogonić. Zakręci wokół Zanshaa i pójdzie kilwaterem Naksydów. Potyczka nastąpi jedynie pod warunkiem, że Naksydzi zmniejszą przyśpieszenie i pozwolą, by Tork ich dogonił.
Martinez nie mógł sobie wytłumaczyć, dlaczego Naksydzi w takim pośpiechu mkną ku Zanshaa.
Przyczyna stała się jasna, kiedy z Zanshaa dotarła niezaszyfrowana wiadomość radiowa. Martinez usłyszał, jak główna łącznościowiec Nyamugali wzdycha ze zdziwienia na jej widok, a potem cicho się śmieje.
— Lepiej niech pan to zobaczy, lordzie kapitanie.
Samemu Martinezowi też zaparło dech, kiedy na jego displeju uformował się wizerunek Caroliny Suli, pięknej i wspaniałej. Na widok jej bladej skóry, błyskających zielonych oczu i znajomych ust skrzywionych w wyrazie rozbawienia, krew w Martinezie zawrzała.
— Mówi lady Sula, gubernator Zanshaa — powiedziała do dowódcy Floty lojalistycznej. — Co wam zabrało tyle czasu?
* * *
Martinez mógł słuchać rozmowy Suli z Torkiem, gdyż nie była zaszyfrowana. Sula nie miała kodu, nawet prostego. Dowiedział się więc, że Sula, dowodząc czymś nazywanym „armią podziemną”, zdobyła Górne Miasto Zanshaa i uwięziła cały rząd naksydzki. Do raportu dołączono materiał wideo, przedstawiający lady Kushdai podpisującą w Izbie Konwokacji akt poddania się. Przedstawiono też obrazy kilku podejrzanie wyglądających bojowników, wałęsających się przy budynkach publicznych.
To mój pomysł — pomyślał Martinez. Najpierw co prawda zgłosił propozycję, by zebrać armię, by utrzymała Zanshaa, aż na odsiecz miastu nadleci Flota. Jednak jako „drugie najlepsze” rozwiązanie zgłosił plan stworzenia armii już po zajęciu miasta przez wroga.
Tork odpowiadający jawnym z konieczności tekstem był opryskliwy.
— Mówi lord Tork, naczelny wódz Jedynie Słusznej i Ortodoksyjnej Floty Odwetu. Lady Sulo, należy natychmiast stracić wszystkich zdrajców przez zrzucenie ich z Górnego Miasta. Utrzymuj miasto i czekaj na dalsze rozkazy.
Martinez myślał o tym przez chwilę, a potem skontaktował się z Chandrą Prasad, przebywającą na stacji oficera flagowego.
— Czy zauważyłaś, że Tork był wkurzony, kiedy się dowiedział, że Sula się pośpieszyła i sama wygrała bitwę, zanim Flota wystrzeliła cokolwiek w kierunku wroga? — zapytał.
— Niewykluczone, że to jedyna bitwa o Zanshaa — odparła Chandra. — Jeśli pytasz mnie o zdanie, sądzę, że Naksydzi zmykają.
I rzeczywiście, Naksydzi uciekali. Trzy i pół dnia później wróg przemknął obok Zanshaa. Nie ostrzelał ani Suli, ani kogokolwiek innego. Wziął kurs na gazowego giganta Vandrith i nieustannie przyspieszał. Potem Naksydzi będą mogli zaprocować do wormholu trzy i dalej do Magarii albo — co też było możliwe — zawrócić wokół Vandrith, by popędzić obok innych gazowych gigantów i wrócić do centrum układu. Jednak ta ostatnia możliwość wydawała się mało prawdopodobna.
Tork próbował złapać Naksydów, zanim będzie za późno. Wszystkim statkom bez Lai-ownów nakazał ostro przyśpieszyć. Szarżował, chciał atakować Naksydów nawet bez przewagi liczebnej, ale Naksydzi jedynie zwiększali własne przyśpieszenie i utrzymywali dystans. Obydwie strony strzelały do siebie pociskami z dużej odległości, ale bez rezultatu.
Martinez spędził okresy przyśpieszeń na swym fotelu. Ciążenie zgniatało go niczym piramida zapaśników o ostrych łokciach i twardych mięśniach. I chociaż próbował się skupić na nudnych faktach przekazywanych przez displej taktyczny, oczyma duszy wciąż widział Sulę. Jej ponowne pojawienie się było takie zaskakujące, tak olśniewające, tak pamiętne. Czuł, że jej wizerunek wypalił mu się w mózgu niczym obraz wyszyty laserem na siatkówce. Wciąż od nowa wyczarowywał jej szmaragdowe oczy, figlarnie uniesione kąciki ust, srebrnozłote włosy. Widział też inne obrazy: Sula w łóżku, rumieniec podniecenia okrywa bladą skórę; Sula je śniadanie przy stole, oblizuje dżem z warg; Sula na ciemnej ulicy przy kanale, odchodzi od niego, jej obcasy stukają po trotuarze, a on stoi bezradny i już pozbawiony nadziei.
A teraz jego wspaniała kochanka w jakiś sposób została królową Zanshaa, zmusiła Naksydów do ucieczki i przyćmiła naczelnego wodza i całe imperium.
Z żalem zdał sobie sprawę, że w tej sytuacji jest mało prawdopodobne, by błagała go o wybaczenie.
W końcu Tork zaniechał pościgu i nakazał całej Flocie wyhamować, a następnie procować wokół Vandrith. Ustawi to Flotę na szerokiej orbicie wokół słońca Zanshaa. Potem nadał wiadomość do wszystkich oficerów flagowych i kapitanów.
Ciało Torka bardziej niż zwykle było chorobliwie szare. Paski skóry zwisały mu z czoła i policzka. Najwyraźniej źle znosił przyśpieszenia.
— Milordowie — oznajmił. — Podstawowa misja Jedynie Słusznej i Ortodoksyjnej Floty Odwetu została wypełniona. Wypędziliśmy naksydzkich rebeliantów z Zanshaa. Niestety, nie zdołaliśmy zmusić ich do bitwy — nasze nieuniknione zwycięstwo nastąpi później niż przewidywaliśmy. Niektórzy oficerowie sugerują, byśmy ścigali Naksydów, aż zdołamy nawiązać z nimi walkę.
Martinez uniósł brew. Nie był jednym z tych oficerów. Wolał opóźniać pościg i mieć nadzieję, że może Tork padnie trupem lub zostanie zastąpiony przez kogoś innego.
— Naksydzi cofają się w kierunku swoich posiłków — ciągnął Tork — tak jak robiliśmy to my,wycofując się z Zanshaa. Im dalej Naksydzi odlatują w kosmos kontrolowany przez buntowników, tym większe siły będą mogły do nich dołączyć. Nie życzę sobie angażować naszej Floty głęboko na terytorium wroga, prowadzić potyczek w nieznanym miejscu i przeciw nieznanej liczbie przeciwników, gdzie nasze własne posiłki nie będą w stanie nas zlokalizować. Nie chcę też zostawiać stolicy bez obrońców.
Читать дальше