Dura i Hork popatrzyli na siebie.
— Rozumiesz coś z tego? — syknął.
Dura spojrzała na Karen Macrae. Pływający wizerunek oddalił się od środka kabiny i wydawało się, że staje się bardziej chropowaty. Tworzył teraz coś w rodzaju mozaiki złożonej z małych, przepychających się sześcianów kolorowego światła.
— Czy jesteś Ur-człowiekiem? — zapytała Dura.
Karen Macrae zasyczała.
Czym? Och, masz na myśli normalnego człowieka? Nie, nie jestem nim, ale kiedy ś byłam…
Karen Macrae przybyła do Gwiazdy wraz z pięcioma setkami ludzi z innego miejsca. Dura pomyślała, że zapewne był to Mars. Założyli obóz na zewnątrz Gwiazdy. Kiedy się tam pojawili, Gwiazdy nie zamieszkiwały istoty ludzkie; występowały jedynie rodzime gatunki — świnie, płaszczki, pająki spinowe ze swymi pajęczynami, a także drzewa skorupowe.
Karen Macrae przyleciała do Gwiazdy, żeby ją zaludnić.
Struktura gwiazdy neutronowej jest zdumiewająco bogata — wyszeptała kanciasta postać. Czy pojmujecie to? Chodzi mi o to, ze Rdzeń jest jak wielkie, pojedyncze jądro — hiperjądro o dwudziestoczteroprocentowej zawartości materii hiperonowej. I jest fraktalny. Wiecie, co to oznacza? Że ma strukturę we wszystkich skalach, aż do…
— Proszę. — Hork podniósł ręce. — To jest potok słów, które nie przekazują… niczego.
Kostki tworzące twarz Karen rozpychały się jak małe owady. Jestem Polonistką pierwszej generacji — powiedziała. Zbudowaliśmy środowisko wirtualne w hiperjądrze — w Rdzeniu.
Dane o mnie zostały przekazane, za pośrednictwem łącza w moim spoidle wielkim [4] Spoidło wielkie — tkanka nerwowa łącząca półkule mózgu.
, do środowiska tutaj, w Rdzeniu. Karen Macrae zasłoniła mięsiste, obrzydliwe kulki w oczodołach fałdami skóry. Czy rozumiecie mnie?
— Jesteś kopią — wycedził Hork. — Kopią Ur-człowieka mieszkającą w Rdzeniu.
— Gdzie jest Ur-kobieta Karen Macrae? — zagadnęła Dura.
— Czy ona nie żyje?
Nie ma jej tutaj. Jak tylko się tutaj osiedliliśmy, statek odleciał. Nie wiem, gdzie ona te raz jest…
Dura usiłowała wykryć emocje w głosie kobietopodobnej istoty — czy była obrażona na swój pierwowzór, który ją stworzył i wrzucił tu, do Rdzenia Gwiazdy? Czy zazdrościła mu? Jednak dziwny stwór mówił tak ochryple, że dziewczyna nie była w stanie znaleźć odpowiedzi na żadne ze swoich pytań. Przypomniał jej się system nagłośnieniowy w aucie powietrznym Toby Mixxaxa.
Karen Macrae powiedziała przybyszom z Płaszcza, że kolonia ludzkich kopii, które przetransferowano do Rdzenia, miała urządzenia łączące je z realnym środowiskiem Gwiazdy. Posiadała system do produkowania czegoś, co nazywało się materią egzotyczną [5] Zanurzając się wewnątrz statycznej czarnej dziury napotykamy centralny punkt osobliwości — nieskończenie zakrzywioną czasoprzestrzeń. Tunele czasoprzestrzenne (zwane też korytarzami Momsa-Thome'a) mogące łączyć różne miejsca tego samego wszechświata lub dwu odrębnych wszechświatów, mogą tworzyć rolujące czarne dziury, wewnątrz których zamiast punktu osobliwości występuje pierścień osobliwości. Niestety tunele takie są bardzo małe i niestabilne, gdyż zapadają się pod wpływem grawitacji. Materia niezbędna do utworzenia gardzieli tunelu winna mieć następującą właściwość: naprężenie (wytrzymałość na rozerwanie) materii potrzebnej, aby utrzymać tunel w stanie otwartym winno być 10*^ rażą większe niż gęstość substancji użytej do jego stworzenia. Dzisiejsza nauka nie zna takiej materii we wszechświecie. Fizycy sądzą, że gdyby naprężenie materiału mogło wzrosnąć do wartości powyżej 10^ rażą większej niż jego gęstość, zacząłby on wykazywać dziwne cechy np: ujemną średnią gęstość energii, ujemną masę, rozdmuchiwałby się a nie zapadał pod wpływem grawitacji. (Zwłaszcza ta właściwość odgrywa dużą rolę w przypadku tuneli czasoprzestrzennych). Ze względu na owe niezwykłe właściwości materię tę nazywa się materią egzotyczną. Przypuszcza się, ze może ona istnieć w kwantowych fluktuacjach przestrzeni otwartego kosmosu.
.
Poprzecinała Płaszcz tunelami czasoprzestrzennymi, łącząc Biegun z Biegunem, i zbudowała sieć pięknych miast.
Kiedy ludzkie kopie skończyły pracę. Płaszcz wyglądał jak ogród. Był czysty i pusty. Czekał.
Dura westchnęła.
— I wtedy zbudowaliście nas.
— Rzeczywiście — powiedział Hork. — Wiemy o tym z naszych cząstkowych przekazów historycznych. Zostaliśmy zrobieni. Jak zabawki — dodał gniewnie w poczuciu upokorzenia.
Świat był w tamtych czasach oazą spokoju. Ludzie nie musieli walczyć o przetrwanie. Zaburzenia zdarzały się bardzo, ale to bardzo rzadko. Przekopiowani Koloniści, nadal rezydujący w Rdzeniu, byli dla Istot Ludzkich kimś w rodzaju nieśmiertelnych, wszechwiedzących rodziców.
Falowanie przez tunele czasoprzestrzenne z nadpływu do Bieguna trwało najwyżej jedno uderzenie serca.
Hork przysunął się do kobietopodobnej istoty.
— Spodziewaliście się, że tu dotrzemy i będziemy was szukać.
Mieliśmy nadzieję, te przybędziecie. My nie moglibyśmy wybrać się do was.
— Dlaczego?
Dura odniosła wrażenie, że jej towarzysz dosłownie warczy na tę starożytną, fascynującą kobietę-powłokę i czuje do niej irracjonalną złość.
— Dlaczego potrzebujecie nas teraz? — pytał.
Karen Macrae odwróciła głowę. Świetliste klocki tworzące jej ciało przemieszczały się i zderzały bezszelestnie, a raczej, jak zauważyła Dura, przechodziły przez siebie nawzajem z taką łatwością, jakby były zrobione z kolorowego Powietrza.
Zaburzenia — rzekła powoli. One niszczą Rdzeń… niszczą nas.
Dura zmarszczyła czoło.
— Dlaczego nie przeciwdziałacie im? Nie mamy już Złącz do realnego środowiska. Usunęliśmy je. Głos Karen stawał się coraz bardziej niewyraźny, a klocki składające się na jej postać zwiększały objętość, sprawiając, że ta ludzka powłoka coraz mniej przypominała człowieka.
Rozkładając szeroko ciężkie ręce na drewnianej powierzchni, Hork odepchnął się od ściany kabiny.
— Dlaczego? Dlaczego się wycofaliście? Zbudowaliście nas. Potem zabraliście nam nasze narzędzia. Porzuciliście nas. Toczyliście wojnę z nami; pozbawiliście nas naszych skarbów, naszego dziedzictwa. Dlaczego? Dlaczego?
Karen odwróciła się do niego. Fioletowe klocki odpływały z jej niewyraźnie zarysowanych, otwartych ust. Rozszerzała się i zamazywała. Klocki tworzące jej wizerunek pęczniały.
Hork rzucił się ku coraz mniej wyrazistej postaci. Wszedł w nią, jakby była tylko Powietrzem, i uderzał dłoniami o ulotne, załamujące się sześciany światła.
— Dlaczego nas zrobiliście? W jakim celu przebywaliśmy tutaj? Dlaczego nas opuściliście?
Klocki eksplodowały. Dura cofnęła się na widok monstrualnej, nabrzmiałej jak balon twarzy Kolonistki i bladych brył w jej oczodołach. Nastąpił bezdźwięczny wstrząs. Kabinę zalała fala fioletowego światła, które uciekło przez ściany statku i przedostało się do oceanu otaczającego pojazd. Ludzka powłoka Karen Macrae całkowicie się rozpłynęła. Hork okręcił się w Powietrzu i młócił pustkę rękami w bezsilnej złości.
Tymczasem w kabinie pojawiły się nowe niebieskozielone cienie, które rzucał jakiś obiekt za plecami Dury. To coś znajdowało się na zewnątrz statku. Dziewczyna odwróciła się.
Natychmiast rozpoznała czworościan, obiekt o czterech płaszczyznach obramowanych lśniącymi niebieskimi liniami, które przypominały fragmenty linii wirowych. Nad płaszczyznami błyszczały złociste, podobne do zmarszczek tafle. Bok tej konstrukcji był długi na około dziesięciu ludzi, a szerokość jej płaszczyzn umożliwiłaby przejście statkowi o rozmiarach, którymi charakteryzowała się „Świnia".
Читать дальше