Chociaż ubiór Bisesy przystosowany do różnych warunków atmosferycznych chronił ją wystarczająco, inni źle znosili zimno. Kiedy z trudem posuwali się pod wiatr, żołnierze owinięci kocami psioczyli, że nie zabrali ze sobą zimowych szyneli. Zarówno Ruddy, jak i Josh byli przygaszeni, zamknięci w sobie, jak gdyby wiatr wywiał z nich całą energię. Ale nikt nie spodziewał się takich warunków; nawet starzy pogranicznicy mówili, że w marcu nigdy nie doświadczyli takiego zimna.
Mimo to wytrwale maszerowali naprzód. Przez większość czasu nawet Kipling nie narzekał; powiedział, że za bardzo zmarzł.
Czternastu spośród dwudziestu żołnierzy było Hindusami. Bisesa odniosła wrażenie, że Europejczycy trzymają się z dala od sipajów i że Hindusi mają gorsze wyposażenie i broń.
Ruddy powiedział:
— Kiedyś stosunek żołnierzy brytyjskich do hinduskich wynosił około jeden do dziesięciu. Ale Bunt wywrócił wszystko do góry nogami. Teraz jeden Europejczyk przypada na trzech Hindusów. Najlepsza broń i cała artyleria są w rękach żołnierzy brytyjskich, a Hindusi są wykorzystywani jako poganiacze mułów. Nikt nie chce szkolić i uzbrajać potencjalnych buntowników, to zrozumiałe. Pamiętaj, że hinduska służba cywilna liczy tylko około tysiąca ludzi — to dzielni mieszkańcy równin — którzy administrują krajem liczącym czterysta milionów mieszkańców. Jedynie siła, która za tym stoi, umożliwia skutecznie działanie.
— Ale właśnie dlatego — powiedziała łagodnie — musicie szkolić hinduską elitę. To nie Ameryka czy Australia. Niemożliwe, aby brytyjscy osadnicy albo ich potomkowie kiedykolwiek przewyższyli liczebnie Hindusów.
Ruddy pokręcił głową.
— Mówisz o rosnącej liczbie babu, z całym szacunkiem! Taki pogląd może zyskać poparcie w Londynie, ale nie tutaj. Musisz wiedzieć o Lucknow, gdzie biali zostali natychmiast wymordowani! Siedzimy na beczce prochu. Może nie ujawniamy najlepszej broni, ale mącąc babu w głowach wizjami wolności i samookreślenia, dajemy im do rąk najpotężniejszą możliwą broń — broń, do której jeszcze nie zdążyli dojrzeć.
Takie rzucane mimochodem protekcjonalne uwagi działały Bisesie na nerwy. Ale wiedziała, że Ruddy jest w istocie przedstawicielem swojej klasy, bardziej elokwentnym od większości z nich. Pewnym pocieszeniem był dla niej fakt, że Ruddy mylił się całkowicie co do przyszłości, nawet co do tego, co się wydarzy za jego życia. Konfrontacja między Kozakami a sowarami w środkowej Azji, czego od dawna obawiał się Londyn, nigdy nie nastąpi. W rzeczywistości Rosja i Wielka Brytania miały się sprzymierzyć w obliczu nowego, wspólnego wroga, którym był Kaiser. Imperium zawsze dbało o zdobycze i zyski, ale nie cała brytyjska spuścizna w tym rejonie była szkodliwa. W Indiach dobrze funkcjonowała służba cywilna i aż do czasów Bisesy Indie były drugim co do wielkości demokratycznym krajem na świecie. Ale narzucony im podział, gdy Raj przestał istnieć, od samego początku był źródłem napięć, które doprowadziły do straszliwego zniszczenia Lahore.
Jednak, przypomniała sobie, to była stara historia. Zaledwie w ciągu kilku dni, jakie tutaj spędzili, odniosła wrażenie, że zauważyła zmianę w nastawieniu sipajów. Nie byli już tak pełni szacunku dla białych, jak gdyby coś wiedzieli na temat przyszłości, że tacy babu jak Gandhi i sama Bisesa w końcu odniosą zwycięstwo. Nawet gdyby czas jakoś znów się posklejał, nie wierzyła, aby ten kawałek historii, skażony jej własną teraźniejszością, mógł być dokładnie taki jak przedtem.
Wkrótce zaczęli się wdrapywać na strome wzgórza, a kiedy północny wiatr wleciał do dolin i urwistych wąwozów, droga stała się jeszcze trudniejsza. Ale to był dopiero początek.
W końcu przedarli się przez ostatnią, zasłaną głazami dolinę i stanęli przed prawdziwymi górami. Szczyty tych gór były pokryte szaro-białymi lodowcami, które spływały w dół ich zboczami. Nawet stąd, z odległości wielu kilometrów, Bisesa słyszała skrzypienie i trzeszczenie lodowych rzek, które torowały sobie drogę w dół, żłobiąc zbocza gór.
Wszyscy zatrzymali się w miejscu, zaszokowani tym widokiem.
— Dobry Boże — powiedział Ruddy. — Sipaje mówią, że przedtem tak tu nie było.
Bisesa wyciągnęła noktowizor i przymocowała go do lornetki. Zlustrowała podnóże gór. Zobaczyła, że za ich szczytami lód ciągnie się dalej; była to krawędź pokrywy lodowej.
— Myślę, że to jest fragment epoki lodowcowej. Ruddy, drżąc, objął się rękami.
— Epoka lodowcowa… Tak… Słyszałem to określenie. Chyba profesor Agassiz… kontrowersyjny pogląd… teraz już nie!
— Kolejny uskok w czasie? — zapytał Josh.
— Patrz. — Bisesa wskazała podnóże gór. Lodowce zatrzymały się tam gwałtownie, tworząc urwistą ścianę. Ale dalsze masy lodu wciąż spływały z gór, powoli i nieubłaganie. Bisesa zobaczyła jak urwisko się rozszczepia, jak odpadają od niego kawały wielkie jak góry lodowe, odsłaniając oślepiająco błękitne rozpadliny. U podstawy urwiska lód już się topił i leniwe potoki spływały na niżej położone tereny. — Myślę, że to kolejna powierzchnia rozdziału. Jak ten uskok na równinie. To może być przeskok w czasie wynoszący od dziesięciu tysięcy do dwóch milionów lat.
— Tak — powiedział Josh, którego oddech zamieniał się w parę. — Widzę. Kolejna granica między światami, co, Ruddy?
Ale biedny, krótkowzroczny Kipling niewiele zdołał dojrzeć przez pokryte szronem okulary.
— Powinniśmy wracać — powiedział Batson, szczękając zębami. — Zobaczyliśmy to, co mieliśmy zobaczyć i dalej nie możemy iść. — Wszyscy przyznali mu rację.
Radio Bisesy zapiszczało. Wyjęła z kieszeni słuchawki i założyła na głowę. Była to nadana na falach krótkich wiadomość od Caseya. Jedna z grup wysłanych przez Grove’a dostrzegła w dolinie Indusu coś, co wyglądało na potężną armię. I Casey powiedział, że na swej prowizorycznej radiostacji odebrał sygnał. Sygnał z przestrzeni kosmicznej. Serce zabiło jej szybciej.
A więc czas ruszać.
Zanim Bisesa odwróciła się, jeszcze po raz ostatni przebiegła wzrokiem pole widzenia wzdłuż kruszącego się podnóża lodowca. Nic dziwnego, że pogoda się popsuła, pomyślała. Ten wielki kawał lodu nie powinien się tu znajdować. Wiejące znad niego zimne wiatry zakłócą klimat w promieniu wielu kilometrów, a kiedy lód się stopi, popłyną wezbrane rzeki, pojawią się powodzie. To znaczy, oczywiście, jeżeli sytuacja pozostanie stabilna i nie będzie więcej uskoków w czasie…
Spostrzegła jakiś ruch. Jeszcze raz przyjrzała się, zwiększając powiększenie. Dwie, trzy, cztery postacie szły w błękitnawym cieniu lodowca. Posuwały się w pozycji wyprostowanej i miały na sobie coś ciemnego i ciężkiego, zapewne skóry. Trzymały kije albo włócznie. Były przysadziste, barczyste, miały potężne, umięśnione ramiona. Pomyślała, że wyglądają jak napompowani amerykańscy piłkarze. Casey, ten widok by cię zadręczył. Ponad nimi unosiły się równomiernie rozmieszczone maleńkie światełka: sznur Oczu.
Jedna z postaci stanęła i obróciła się w jej stronę. Czy dostrzegła światło odbijające się w jej okularach ochronnych? Dotknęła przycisków i powiększenie osiągnęło maksimum. Obraz rozmazał się i zadrżał, ale zdołała zobaczyć twarz. Była szeroka, niemal pozbawiona brody, miała wystające kości policzkowe, spadziste czoło i gęste brwi przechodzące w burzę czarnych włosów oraz wielki wystający nos, z którego w regularnych odstępach czasu unosiła się para, niby z jakiejś ukrytej lokomotywy. Nie była to istota ludzka — nie całkiem — ale mimo to w Bisesie odezwało się coś atawistycznego i poczuła dreszcz. Potem obraz zamglił się i widziała już tylko niewyraźne białe i niebieskie plamy.
Читать дальше