Ładną figurę zawdzięczała w dużej mierze ćwiczeniom fizycznym. Miała co najwyżej trzydzieści lat, ale skóra na jej udach nie była już napięta. Zapewnie w jakimś momencie życia sporo schudła, prawdopodobnie całkiem niedawno. I była z tego niewątpliwie dumna.
Nagle kobieta skierowała się do najbliższej kasy. Mężczyzna stał zaskoczony. Skończyła zakupy wcześniej niż zwykle. Pośpieszył do tej samej kolejki, niemal popychając innego klienta, aby móc stanąć za nią. Skarcił się za to w myślach.
Podczas gdy kasjerka skanowała zakupy, on zbliżył się tak, że niemal dotykał Cindy. Znalazł się wystarczająco blisko, żeby poczuć zapach jej ciała, teraz pokrytego kwaśnym potem po energicznym biegu. Był to aromat, z którym miał się dużo – dużo! – lepiej zapoznać już wkrótce. Tyle że zmieszanym z jeszcze inną wonią. Tą, która fascynowała go z powodu swojej niezwykłości i tajemniczości.
Z zapachem bólu i przerażenia.
Przez chwilę prześladowca czuł ożywienie, a nawet lekkie zawroty głowy. Tak bardzo nie mógł doczekać się tej chwili.
Kobieta zapłaciła za zakupy i wyjechała koszykiem przez automatyczne szklane drzwi na parking.
Nie śpieszył się z płaceniem za swoją garstkę sprawunków. Nie musiał jej śledzić aż do domu. Był tam już wcześniej, nawet w środku. Dotykał jej ubrań. Zacznie ją śledzić od nowa, kiedy ona wyjdzie z pracy.
To już niedługo, pomyślał. To już całkiem niedługo.
*
Kiedy Cindy MacKinnon wsiadła do auta, siedziała w nim chwilę nieruchomo. Z niewiadomego powodu czuła dreszcze. Uświadomiła sobie, że to uczucie ogarnęło ją jeszcze w sklepie. Niepokojące, irracjonalne przeświadczenie, że jest obserwowana. Ale było w tym coś więcej.
Zdefiniowanie tego czegoś zajęło jej chwilę.
W końcu do niej dotarło. Cindy miała wrażenie, że ktoś chce ją skrzywdzić.
Zadygotała. Wrażenie nie opuszczało jej od kilku dni. Zganiła się za te myśli, przekonana, że są całkowicie bezpodstawne.
Potrząsnęła głową, odganiając resztki przeczucia. Włączyła silnik i zmusiła się do myślenia o innych rzeczach. Uśmiechnęła się na myśl o rozmowie z siostrą. Z Becky. Tego popołudnia miała jej pomóc przygotować wielkie przyjęcie urodzinowe z tortem i balonami dla jej trzyletniej córeczki.
To będzie piękny dzień, pomyślała.
Riley siedziała w SUV-ie na miejscu pasażera. Za kierownicą auta należącego do FBI siedział Bill. Jechali w stronę wzgórz. Riley pocierała dłońmi o nogawki spodni, nie wiedząc, dlaczego dłonie tak się pocą ani dlaczego jest w tym właśnie miejscu. Po sześciu tygodniach na zwolnieniu nie czuła kontaktu z własnym ciałem.
Powrót zdawał się być surrealistycznym doświadczeniem.
Dziwne napięcie drażniło Riley. W trakcie tej ponadczterogodzinnej podróży prawie z Billem nie rozmawiali. Ich dawne braterstwo, żarty, specyficzna nić porozumienia – wszystko to zniknęło. Riley wydawało się, że rozumie, dlaczego Bill jest tak nieobecny. Nie, nie chce być niegrzeczny, po prostu się martwi. On też miał wątpliwości, czy powinna wrócić do pracy.
Jechali w stronę Parku Stanowego Mosby’ego, gdzie, jak jej powiedział, Bill widział ostatnią ofiarę morderstwa. Po drodze Riley obserwowała otoczenie. Powoli odzywał się zapomniany profesjonalizm.
Wiedziała, że czas się otrząsnąć.
„Znajdź sukinsyna i zabij go”.
Słowa Marie ją prześladowały. Ale motywowały i ułatwiały podjęcie decyzji.
Tyle że nic nie wydawało się łatwe. Po pierwsze Riley nie potrafiła przestać zamartwiać się o April. Odesłanie córki do domu jej ojca nie było idealnym rozwiązaniem dla żadnego z zainteresowanych. Ale dziś była sobota, a Riley nie chciała czekać z oglądaniem miejsca zbrodni aż do poniedziałku.
Głęboka cisza wzmagała niepokój. Riley desperacko potrzebowała rozmowy. Poszukała w myślach tematu.
– To powiesz mi, co się dzieje między tobą i Maggie? – zagadnęła.
Bill spojrzał zaskoczony, a Riley nie była pewna czy dlatego, że przerwała milczenie, czy przez zbyt obcesowe pytanie. Cokolwiek było powodem, pożałowała tego natychmiast. Wiele razy słyszała, że zraża do siebie ludzi bezpośredniością. Riley nie chciała być taka. Po prostu nie lubiła tracić czasu.
Bill westchnął.
– Ona myśli, że mam romans.
Riley aż podskoczyła ze zdumienia.
– Co takiego?
– Z pracą – oznajmił Bill z kwaśnym uśmiechem. – Mówi, że zdradzam ją z pracą. Sądzi, że kocham to wszystko bardziej niż ją. Ciągle jej powtarzam, żeby się nie wygłupiała, ale cóż, nie potrafię z tym skończyć. A przynajmniej nie z robotą.
– Jakbym słyszała Ryana. – Riley pokiwała głową. – Był bardzo zazdrosny, kiedy jeszcze byliśmy razem.
Niewiele brakowało, a powiedziałaby całą prawdę. Jej były mąż nie był zazdrosny o pracę. Był zazdrosny o Billa. Riley zastanawiała się, czy Ryan rzeczywiście mógł mieć ku temu podstawy. Pomimo niezręczności sytuacji, sama obecność Billa sprawiała, że Riley czuła się nadzwyczaj dobrze. Czy było to uczucie czysto zawodowe?
– Mam nadzieję, że nie jedziemy tam na darmo – powiedział Bill. – Wiesz, że miejsce zbrodni posprzątano?
– Wiem. Chcę tylko zobaczyć je na własne oczy. Zdjęcia i raporty to za mało.
Riley poczuła lekki zawrót głowy. Była pewna, że to przez wysokość, bo cały czas jechali pod górę. Podekscytowanie też robiło swoje. Dłonie nie przestawały się pocić.
– Daleko jeszcze? – zapytała, widząc coraz gęstszy las i coraz mniej zabudowań.
– Niedaleko.
Kilka minut później Bill zjechał z utwardzonej drogi w polną, wyznaczoną śladami opon. Auto podskakiwało gwałtownie przez pół kilometra, aż wreszcie się zatrzymało.
Bill wyłączył silnik. Odwrócił się do Riley i spojrzał z troską.
– Jesteś pewna, że chcesz to zrobić? – zapytał.
Dobrze wiedziała, czego się obawiał. Tego, że ona będzie mieć przebłyski z traumatycznej niewoli. Nieważne, że to była kompletnie inna sprawa i inny zabójca.
Przytaknęła.
– Jestem pewna – powiedziała, choć wcale nie była przekonana, że to prawda.
Wysiadła z samochodu i poszła za Billem, który odbił z przecinki w zarośniętą, wąską leśną ścieżkę. Jej uszu dobiegał szum pobliskiego strumienia. Las się zagęszczał i Riley musiała odchylać zwisające przed nią gałęzie. Na nogawkach jej spodni zbierało się coraz więcej rzepów. Wkurzała ją myśl, że będzie musiała je poodczepiać.
W końcu oboje dotarli do brzegu strumienia. Riley natychmiast zachwyciła się cudownością tego miejsca. Popołudniowe słońce przebijało przez liście, pstrząc nurt kalejdoskopowym światłem. Jednostajny szmer wody działał uspokajająco. Trudno było sobie wyobrazić, że miejsce widziało taką okropność.
– Znaleziono ją tutaj – powiedział Bill, doprowadziwszy do szerokiego płaskiego głazu.
Riley stała, rozglądała się wokół i oddychała głęboko. Tak, dobrze, że tu przyjechała. Zaczynała to czuć.
– Zdjęcia – poprosiła.
Przycupnęła obok Billa na kamieniu i razem zaczęli wertować teczkę pełną fotografii wykonanych tuż po odnalezieniu ciała Reby Frye. Inną teczkę wypełniały raporty i zdjęcia dotyczące zabójstwa, które badali z Billem sześć miesięcy temu. Teczkę sprawy, której nie udało się im rozwiązać.
Zdjęcia przywołały żywe wspomnienia pierwszego morderstwa. Przeniosły Riley prosto na tamtą farmę opodal Dagett. Pamiętała, że Eileen Rogers była oparta o drzewo w podobny sposób co Reba.
Читать дальше