– Czy to bezpieczne?
– Poproś po prostu Steve'a. – Roześmiał się, jakby udał mu się żart.
– Jeannie rozpozna mój głos. Ale mogę powiedzieć Prestonowi, żeby cię poprosił.
– Właśnie.
– Okay.
– Cześć – zakończył Harvey i odłożył słuchawkę.
– Powinnam chyba zatelefonować znowu na policję – Stwierdziła Jeannie. Może nie zdają sobie sprawy, jakie to ważne.
Harvey pomyślał o tym, że będzie musiał ją zabić.
– Najpierw mnie pocałuj – powiedział.
Opierając się o kuchenny blat, przytuliła się do niego i otworzyła usta do pocałunku. Steve pogładził ją po biodrze.
– Ładny sweter – mruknął i ścisnął jej pierś swoją wielką dłonią.
Brodawka stwardniała jej w odpowiedzi, ale z jakiegoś powodu nie było jej tak przyjemnie, jak powinno. Próbowała się odprężyć i cieszyć chwilą, na którą tak czekała. Steve wsunął ręce pod jej sweter i wygięła się lekko, kiedy ujął w dłonie obie piersi. Jak zawsze przeżyła krótki moment niepewności bojąc się, że będzie nimi rozczarowany. Jej piersi podobały się wszystkim mężczyznom, z którymi spała, ona jednak uważała, że są za małe. Podobnie jak jego poprzednicy, Steve nie okazał niezadowolenia. Podciągnął w górę jej sweter, pochylił głowę i zaczął ssać brodawki.
Spojrzała w dół. Za pierwszym razem, kiedy zrobił jej to chłopak, uznała, że to absurd – cofnięcie się w czasy dzieciństwa. Wkrótce jednak polubiła tę pieszczotę i chętnie odwzajemniała się tym samym mężczyźnie. Niestety teraz nic nie pomagało. Jej ciało reagowało w odpowiedni sposób, ale w zakamarkach umysłu czaiła się jakaś wątpliwość i nie mogła się skoncentrować na odczuwaniu przyjemności. Zepsułam wszystko wczoraj przez swoją paranoję i nie zamierzam zrobić tego ponownie, pomyślała.
Steve wyczuł jej niepokój.
– Tu jest niewygodnie. Chodźmy na kanapę – powiedział. Wyprostował się i nie pytając jej o zdanie, usiadł. Jeannie przycupnęła koło niego. Steve pogładził się po brwiach opuszką wskazującego palca i wyciągnął do niej rękę.
Jeannie odsunęła się nagle.
– Co jest? – zapytał. Nie!
To niemożliwe!
– Zrobiłeś to… zrobiłeś tę rzecz z brwiami.
– Jaką rzecz?
Zerwała się z kanapy.
– Ty draniu! – krzyknęła. – Jak śmiałeś?
– Co ci się, kurwa, stało? – udał zdziwienie, ale nie grał zbyt dobrze; widziała po jego twarzy, że świetnie wie, o co chodzi.
– Wynoś się z mojego mieszkania! – zawołała.
– Najpierw się do mnie dowalasz, a teraz urządzasz sceny!
– Wiem, kim jesteś, draniu! Jesteś Harvey!
– Jak się domyśliłaś? – zapytał, przestając udawać.
– Dotknąłeś brwi palcem dokładnie tak, jak to robi Berrington.
– Jakie to w końcu ma znaczenie? – powiedział, wstając z kanapy. – Skoro jesteśmy tacy podobni, możesz wyobrażać sobie, że jestem Steve'em.
– Spieprzaj stąd, ale już!
Harvey dotknął ręką spodni, pokazując, że ma erekcję.
Teraz, kiedy zaszliśmy tak daleko, nie zamierzam stąd wyjść, póki się nie odspermię.
O Jezu, jestem w prawdziwych opałach. Ten facet to zwierzę.
– Trzymaj się ode mnie z daleka!
Uśmiechając się, dał krok w jej stronę.
– Mam zamiar zdjąć z ciebie te obcisłe dżinsy i zobaczyć, co masz pod spodem.
Przypomniała sobie Mish mówiącą, że gwałciciel rozkoszuje się strachem ofiary.
– Wcale się ciebie nie boję – rzuciła, starając się uspokoić. – Ale jeśli mnie dotkniesz, przysięgam, że cię zabiję.
Jego atak był niesamowicie szybki. W mgnieniu oka złapał ją, podniósł w górę i rzucił na podłogę.
Zadzwonił telefon.
– Na pomoc! – zawołała. – Na pomoc! Panie Oliver!
Harvey porwał ścierkę z blatu kuchni i wetknął jej w usta, boleśnie je ocierając. Jeannie zakrztusiła się i zaczęła kaszleć. Harvey złapał ją za nadgarstki, żeby nie mogła wyciągnąć kneblującej jej ścierki. Próbowała wypchnąć ją językiem, ale się nie udało, okazała się zbyt duża. Czy pan Oliver usłyszał jej wołanie? Był stary i nastawiał bardzo głośno telewizor.
Telefon nie przestawał dzwonić.
Harvey złapał ją za zapięcie dżinsów i w tym momencie zdołała się spod niego wysunąć, lecz on uderzył ją w twarz tak mocno, że zobaczyła wszystkie gwiazdy. Korzystając z tego, że jest ogłuszona, ściągnął z niej dżinsy i majtki.
– Patrzcie, jaka owłosiona – mruknął.
Jeannie wyrwała ścierkę z ust.
– Ratunku! Ratunku! – wrzasnęła.
Harvey zakrył jej usta swoją wielką dłonią i zwalił się na nią, przygniatając piersi. Przez kilka chwil próbowała rozpaczliwie złapać oddech. Jego kłykcie wbijały jej się w uda, kiedy majstrował ręką przy rozporku. A potem zaczął się w nią wpychać, szukając drogi do środka. Jeannie szarpała się wściekle, próbując go z siebie zrzucić, ale był za ciężki.
Telefon wciąż dzwonił. A potem zabrzęczał domofon.
Harvey wcale się tym nie przejmował.
Jeannie otworzyła usta i jego palce zsunęły się między jej wargi. Ugryzła go z całej siły, nie dbając o to, że może złamać sobie zęby na jego kościach. Ciepła krew trysnęła jej do ust i usłyszała, jak Harvey krzyczy z bólu, wyrywając rękę.
Domofon zadzwonił ponownie, długo i uporczywie.
Jeannie wypluła z ust krew Harveya.
– Ratunku! – krzyknęła. – Ratunku, ratunku!
Na dole rozległ się głośny łomot, a potem kilka trzasków i odgłos rozłupywanego drewna.
Harvey zerwał się na nogi, trzymając się za krwawiącą rękę.
Jeannie przeturlała się na bok, zerwała z podłogi i odskoczyła do tyłu.
Drzwi otworzyły się na oścież. Harvey obrócił się plecami do Jeannie.
Do środka wpadł Steve.
Dwaj mężczyźni zastygli na chwilę w bezruchu, wpatrując się w siebie.
Niczym się nie różnili. Co będzie, jeśli zaczną się bić? Byli dokładnie takiego samego wzrostu, tak samo silni i wysportowani. Walka mogła się nigdy nie skończyć.
Wiedziona nagłym impulsem, Jeannie złapała patelnię i wyobrażając sobie, że odbija niski cross swoim słynnym oburęcznym backhandem, przeniosła ciężar ciała na wysuniętą do przodu stopę, zwarła dłonie i trzasnęła Harveya z całej siły w tył głowy.
Rozległ się głuchy odgłos. Pod Harveyem ugięły się nogi. Zatoczył się i upadł na kolana. Jeannie podniosła wysoko patelnię i rąbnęła go w czubek głowy, tak jakby ścinała piłkę przy samej siatce.
Oczy stanęły mu w słup i runął jak długi na podłogę.
– Rany, cieszę się, że nie przywaliłaś niewłaściwemu bliźniakowi – powiedział Steve.
Jeannie zaczęła się trząść. Upuściła z ręki patelnię i usiadła na kuchennym stołku. Steve objął ją ramieniem.
– Już po wszystkim – szepnął.
– Nieprawda – odparła. – To dopiero się zaczęło.
A telefon wciąż dzwonił.
– Znokautowałaś drania – stwierdził Steve. – Kto to jest?
– Nazywa się Harvey Jones – odparła Jeannie. – I jest synem Berringtona Jonesa.
– Berrington wychował jednego z nich jako własnego syna? – zdziwił się Steve. – Nigdy bym na to nie wpadł.
Jeannie przyjrzała się leżącemu na podłodze nieprzytomnemu mężczyźnie.
I co teraz zrobimy?
– Na początek może odbierzesz telefon.
Podniosła machinalnym ruchem słuchawkę. Dzwoniła Lisa.
– O mały włos przytrafiłoby mi się to samo co tobie – poinformowała ją Jeannie bez zbędnych wstępów.
Читать дальше