– To ta kobieta, którą spotkałem w Filadelfii.
Berrington posłał mu zdziwione spojrzenie.
– Wujek Jim zadzwonił do mnie i powiedział, żebym ją postraszył.
– Rozwalę łeb skurwysynowi! – ryknął Berrington.
– Uspokój się, tato, nic złego się nie stało. Wybrałem się z nią na przejażdżkę samochodem. Na swój sposób jest całkiem miła.
Berrington z wysiłkiem się opanował.
– Wujek Jim zawsze traktował cię zupełnie nieodpowiedzialnie. Lubi cię za to, że jesteś taki nieokiełznany. Bez wątpienia dlatego, że sam jest nadętym dupkiem.
– Ja też go lubię.
– Porozmawiajmy o tym, co powinniśmy zrobić. Ja muszę wiedzieć, jakie ma zamiary, zwłaszcza w ciągu najbliższych dwudziestu czterech godzin. Ty musisz wiedzieć, czy dysponuje jakimiś obciążającymi cię dowodami. Jest tylko jeden sposób, żeby wkraść się w jej zaufanie.
Harvey pokiwał z uśmiechem głową.
– Chcesz, żebym z nią porozmawiał, udając Steve'a Logana.
– Tak.
– To może być zabawne.
Berrington jęknął głośno.
– Tylko nie rób nic głupiego, proszę. Po prostu z nią porozmawiaj.
– Chcesz, żebym tam zaraz pojechał?
– Tak. Żałuję, że muszę cię o to prosić, ale to leży zarówno w twoim, jak i w naszym interesie.
– Uspokój się, tato. Co złego może się wydarzyć?
– Możliwe, że za bardzo się martwię. W mieszkaniu kobiety nie może ci się chyba stać nic złego.
– Co mam zrobić, jeśli będzie tam prawdziwy Steve?
– Sprawdź samochody na ulicy. Podobnie jak ty, ma datsuna. To jedna z przyczyn, dla których policja była taka pewna, że jest sprawcą.
– Nie żartuj!
– Jesteście niczym jednojajowe bliźnięta, dokonujecie tych samych wyborów. Jeśli samochód stoi przed domem, nie wchodź do środka. Zadzwoń i postaramy się wymyślić jakiś sposób, żeby go stamtąd wyciągnąć.
– A jeśli przyszedł tam na piechotę?
– Mieszka w Waszyngtonie.
– W porządku. – Harvey wstał z fotela. – Jaki jest jej adres?
– Mieszka w Hampden. – Berrington zapisał ulicę i numer domu na kartce i podał ją Harveyowi. – Bądź ostrożny.
– Jasne. Do widzenia, świat się zmienia.
Berrington uśmiechnął się z wysiłkiem.
– W okamgnieniu, po zmartwieniu – odparł.
Harvey przejechał powoli ulicę Jeannie, szukając samochodu, który wyglądałby tak samo jak jego własny. Przy krawężniku stało dużo starych pojazdów, nie zobaczył jednak ani jednego zardzewiałego jasnego datsuna. Steve'a nie było w pobliżu.
Zaparkował niedaleko jej domu, wyłączył silnik i przez chwilę zbierał myśli. Wiedział, że potrzebny mu będzie cały jego spryt. Cieszył się, że nie wypił tego piwa, które oferował mu wujek Jim.
Był pewien, że Jeannie weźmie go za Steve'a, ponieważ zrobiła to już raz w Filadelfii. Obaj byli zupełnie identyczni z wyglądu. Rozmowa mogła okazać się jeszcze trudniejsza. Jeannie będzie napomykać o najróżniejszych rzeczach, o których powinien wiedzieć. Będzie musiał prowadzić rozmowę tak, aby nie zdradzić się ze swoją ignorancją i jednocześnie odkryć, jakie ma przeciwko niemu dowody i jak zamierza je wykorzystać. Bardzo łatwo było o wpadkę.
A jednak gdy zastanawiał się trzeźwo nad tym, jak udawać Steve'a, nie potrafił opanować podniecenia na myśl o ponownym spotkaniu z Jeannie. To, co wyprawiał w jej mercedesie, było najbardziej ekscytującym seksualnym doznaniem, jakie pamiętał. Przyjemniejszym nawet od wizyty w damskiej szatni, gdzie wszystkie dziewuchy wpadły w panikę. Krew uderzała mu do głowy za każdym razem, kiedy przypominał sobie, jak darł na niej ubranie, podczas gdy samochód tańczył po autostradzie.
Wiedział, że powinien się skoncentrować na czekającym go zadaniu. Musiał zapomnieć o jej wykrzywionej strachem twarzy i zaciśniętych silnych udach. Rozsądek podpowiadał mu, że powinien uzyskać od niej informację i wyjść. A przecież nigdy jeszcze nie zrobił tego, co podpowiadał mu rozsądek.
Jeannie zadzwoniła na policję zaraz po powrocie do domu. Wiedziała, że Mish nie będzie na komendzie, ale zostawiła jej wiadomość, prosząc o pilny telefon.
– Czy nie telefonowała pani już dzisiaj z prośbą o pilny kontakt? – zapytał ją oficer dyżurny.
– Tak, ale to jest kolejna sprawa, tak samo ważna.
– Postaram się przekazać wiadomość – odparł ze sceptycyzmem oficer.
Potem zatelefonowała do Steve'a, ale nie było odpowiedzi. Domyśliła się, że razem z Lorraine pojechali do adwokata, żeby postarać się uwolnić ojca, i że zadzwoni do niej, kiedy tylko będzie mógł.
Była trochę rozczarowana: chciała podzielić się z kimś dobrą wiadomością.
Radość z odnalezienia Harveya ulotniła się i wróciło przygnębienie. Zaczęła myśleć o swojej niepewnej przyszłości, o tym, że nie ma pracy i pieniędzy, i że nie może pomóc matce.
Żeby poprawić sobie humor, zrobiła drugie śniadanie. Usmażyła bekon, który kupiła wczoraj dla Steve'a, wbiła w niego trzy jajka i zjadła je z grzanką i kawą. Kiedy wkładała naczynia do zlewu, zadzwonił domofon.
– Halo? – zapytała, podnosząc słuchawkę.
– Jeannie? To ja, Steve.
– Wchodź na górę – zawołała uszczęśliwiona.
Miał na sobie sweter w kolorze swoich oczu i wyglądał tak zabójczo, że chętnie by go schrupała. Mocno przytuliła się do niego i pocałowała, a on objął ręką jej pośladek i przycisnął do siebie. Dzisiaj znowu inaczej pachniał: używał jakiegoś ziołowego płynu po goleniu. Inaczej także smakował, jakby przed chwilą pił herbatę.
Po chwili odsunęła się.
– Nie tak szybko – szepnęła. Chciała się nim dłużej nacieszyć. – Usiądź. Tyle mam ci do opowiedzenia.
Steve usiadł na kanapie, a ona podeszła do lodówki.
– Czego chcesz się napić? Wina, piwa, kawy?
– Wino brzmi zachęcająco.
– Myślisz, że będzie dobre?
Co to miało, do diabła, znaczyć? „Myślisz, że będzie dobre?”
– Nie wiem – odparł.
– Jak dawno je otworzyliśmy?
W porządku, otworzyli wino, ale nie dopili go do końca, więc zakorkowała je, wsadziła do lodówki i teraz zastanawia się, czy nie skwaśniało. Ale to ja mam podjąć decyzję.
– Zaraz, kiedy to było?
– W środę. Cztery dni temu.
Nie wiedział nawet, czy wino jest czerwone, czy białe. Niech to szlag!
– Nalej po prostu do kieliszka i zobaczymy.
– Bardzo mądry pomysł.
Nalała mu trochę i spróbował.
– Da się wypić – uznał.
Jeannie pochyliła się nad kanapą.
– Daj mi skosztować. – Pocałowała go. – Otwórz usta – powiedziała. – Chcę sprawdzić, jak smakuje wino. – Zachichotał i zrobił, co kazała. Jeannie wsunęła czubek języka między jego wargi. Mój Boże, ta kobieta to istny ogień. – Masz rację – stwierdziła. – Da się wypić. – Śmiejąc się, dolała mu więcej i napełniła swój kieliszek.
Zaczęło mu się to podobać.
– Włącz jakąś muzykę – zaproponował.
– Na czym?
Nie miał pojęcia, o co jej chodzi. O Chryste, wkopałem się. Rozejrzał się po pokoju; żadnego sprzętu do grania. Ty idioto.
– Tato ukradł mi wieżę, zapomniałeś? – powiedziała. – Nie mam żadnej muzyki. Chociaż poczekaj, coś się wymyśli. – Weszła do sąsiedniego pokoju, najprawdopodobniej sypialni, i wróciła z wodoszczelnym radiem, które wiesza się pod prysznicem. – To taka zabawka… dała mi ją kiedyś na gwiazdkę mama, jeszcze zanim pokręciło jej się w głowie.
Tato ukradł jej wieżę, mamie pokręciło się w głowie… prawdziwy dom wariatów.
Читать дальше