– Nic nie szkodzi – odpowiedziała przyjaźnie. – Co mogę dla pana zrobić?
– Pamięta mnie pani?
– Oczywiście. Jakże mogłabym zapomnieć po reakcji, jaką wywołał pan u Kelleya i doktor Zimmerman.
– Zdaje się, że nie są to jedyne osoby w szpitalu, które obraziłem – przyznał Jack.
– Odkąd mamy te przypadki z chorobami zakaźnymi, wszyscy są na skraju wyczerpania nerwowego. Nie brałabym tego do siebie.
– Proszę posłuchać. Martwię się tymi samymi przypadkami co wy i bardzo chciałbym przyjść do szpitala i osobiście porozmawiać z panią. Nie miałaby pani nic przeciwko temu? Ale musiałoby to pozostać wyłącznie między nami. Czy proszę o zbyt wiele?
– Ależ nie, skądże. Kiedy chciałby się pan spotkać? Obawiam się, że większą część popołudnia mam już zajętą.
– To może teraz? Zrezygnuję z lunchu.
– Cóż za poświęcenie. Nie mogłabym odmówić. Mój pokój znajduje się w skrzydle administracyjnym na parterze.
– Och! To znaczy, że mógłbym się natknąć na pana Kelleya.
– Wątpię. Mamy gości, grube ryby z AmeriCare. Szef będzie zajęty przez cały dzień.
– W takim razie już jadę – odparł Jack i odłożył słuchawkę.
Wyszedł z budynku frontowym wyjściem na Pierwszą Avenue. Był obserwowany przez Slama, który opierał się niedbale o ścianę sąsiedniego budynku, jednak Jack był zbyt zaaferowany, by zwrócić na to uwagę. Zatrzymał taksówkę i wsiadł do niej. W ostatniej chwili zauważył Slama, który zrobił dokładnie to samo.
BJ widział doktora tylko raz, w czasie piątkowej wizyty, i nie był pewien, czy rozpozna go na ulicy, ale gdy tylko Jack pojawił się w drzwiach budynku medycyny sądowej, BJ wiedział, że to on.
Czekając na ofiarę, starał się odkryć, kto pilnuje doktora. Przez dobrą chwilę przyglądał się jakiemuś muskularnemu gościowi sprzedającemu losy na loterię na rogu Pierwszej Avenue i Trzydziestej Ulicy. Facet palił papierosa i od czasu do czasu spoglądał na budynek medycyny sądowej. BJ pomyślał, że to jego druga ofiara, gdy nagle mężczyzna odszedł. BJ zdziwił się, kiedy zauważył, jak Slam wyprostował się gwałtownie na widok Jacka.
– Przecież to jakiś cholerny dzieciuch – wyszeptał BJ pod nosem. Był zdegustowany. Spodziewał się bardziej odpowiedniego przeciwnika.
Złapał za kolbę pistoletu, który trzymał w kaburze pod workowatą bluzą. W tej samej chwili Jack, a po nim Slam, zatrzymali taksówki i wsiedli do nich. Dał spokój broni, wskoczył na ulicę i także złapał taksówkę.
– Na północ – rzucił kierowcy. – No, ruszaj, człowieku.
Taksówkarz, Pakistańczyk z pochodzenia, rzucił pytające spojrzenie w stronę pasażera, ale natychmiast odwrócił głowę i zrobił, co mu kazano. BJ miał na oku taksówkę Slama. Nie było to trudne, gdyż miała stłuczone tylne światło.
Jack wyskoczył z auta i zniknął w hallu szpitala. Zaprzestano używać masek, kiedy uznano, że meningokoki nie stanowią już zagrożenia. Jack nie mógł więc ukryć twarzy. Obawiając się rozpoznania, starał się spędzić jak najmniej czasu w powszechnie dostępnej części szpitala.
Przeszedł pospiesznie do części administracyjnej, mając nadzieję, że Kathy nie myliła się co do Kelleya. Odgłosy szpitalne zamarły, gdy drzwi za nim zamknęły się. Stał na korytarzu wyłożonym miękką wykładziną dywanową. Szczęśliwie jak dotąd nikt nie zwrócił na niego uwagi.
Wszedł do pierwszego pokoju, na który trafił, i zapytał o pokój Kathy McBane. Skierowano go do trzeciego pokoju po prawej stronie korytarza. Nie tracąc czasu, podszedł do wskazanych drzwi i wszedł do środka.
– Cześć – powiedział, wchodząc i zamykając za sobą drzwi. – Mam nadzieję, że nie gniewa się pani za to, że tak wtargnąłem. Wiem, że to niegrzeczne, ale jak już wspominałem, parę osób ze szpitala nie przepada za mną i nie chciałbym ich spotkać.
– Nie gniewam się, jeśli poprawi to panu samopoczucie. Proszę, niech pan siada.
Usiadł na jednym z wolnych krzeseł. Pokój był mały. Mieścił ledwie biurko, dwa krzesła i szafę na dokumenty. Na ścianie wisiały liczne dyplomy i świadectwa potwierdzające imponujący dorobek zawodowy Kathy. Wystrój był spartański, ale funkcjonalny. Całość dopełniały stojące na biurku fotografie rodzinne.
Kathy, podobnie jak za pierwszym razem, okazała się chętna do rozmowy i przyjaźnie nastawiona. Miała okrągłą buzię o delikatnych rysach. Często się uśmiechała.
Jack przeszedł od razu do sedna:
– Bardzo zaniepokoił mnie przypadek pogrypowego zapalenia płuc. Jak zareagował Komitet Kontroli Chorób Zakaźnych?
– Jeszcze nie spotkaliśmy się w tej sprawie. Zresztą pacjent zeszłej nocy zmarł.
– A rozmawiała pani o tym z którymś z członków komitetu?
– Nie. Dlaczego to pana tak niepokoi? Mamy wiele przypadków grypy w sezonie. Szczerze powiedziawszy, ten przypadek nie zaniepokoił mnie nawet w przybliżeniu tak jak poprzednie, szczególnie infekcje wywołane meningokokami.
– Niepokoi mnie z powodu pewnej prawidłowości. Tak jak poprzednie choroby, również i to zapalenie płuc miało piorunujący przebieg. Problem w tym, że prawdopodobieństwo zarażenia się grypą jest znacznie wyższe. Nie jest potrzebny nosiciel. Roznosi się drogą kropelkową, od człowieka do człowieka.
– Rozumiem, ale jak już powiedziałam, z grypą mamy do czynienia przez całą zimę.
– A z pogrypowym zapalenie płuc?
– No cóż, nie, z tym nie – przyznała Kathy.
– Rano sprawdziłem, że w szpitalu nie było żadnego podobnego przypadku oprócz tego z nocy. Czy teraz coś się w tej kwestii zmieniło?
– W każdym razie ja nic o tym nie wiem.
– Może pani sprawdzić?
Kathy odwróciła się do komputera i wywołała odpowiednią informację. Komputer potwierdził, że nie odnotowano kolejnych zachorowań na pogrypowe zapalenie płuc.
– Dobrze. Spróbujmy zrobić coś jeszcze. Pacjent nazywał się Kevin Carpenter. Gdzie znajdował się jego pokój?
– Leżał na oddziale ortopedycznym.
– Pierwsze symptomy pojawiły się o osiemnastej. Sprawdźmy, czy któraś z pielęgniarek z popołudniowej zmiany nie zachorowała.
Kathy zawahała się przez moment, ale ponownie odwróciła się w stronę komputera. Wyświetlenie listy nazwisk z numerami telefonów zabrało kilka minut.
– Chce pan, abym teraz do nich zadzwoniła? Mają jeszcze kilka godzin do rozpoczęcia swojej zmiany.
– Jeśli byłoby to możliwe – poprosił Jack.
Kathy zaczęła więc wydzwaniać po pielęgniarkach. Już druga z kolei, Kim Spensor, przyznała, że jest chora. Właśnie miała zamiar zawiadomić szpital o chorobie. Przyznała, że objawy są typowe dla grypy, z temperaturą ponad 40 stopni.
– Czy mógłbym z nią porozmawiać?
Kathy zapytała Kim, czy zechciałaby porozmawiać z lekarzem, który właśnie jest u niej w gabinecie. Kim najwidoczniej zgodziła się, gdyż Kathy wręczyła słuchawkę Jackowi.
Przedstawił się, lecz nie przyznał się, że jest patologiem sądowym. Wyraził współczucie z powodu choroby, a następnie zapytał o objawy.
– Zaczęło się niespodziewanie. W jednej chwili byłam zdrowa, a w następnej poczułam przejmujący ból głowy i dreszcze. Zaczęły mnie boleć mięśnie, szczególnie w dole pleców. Chorowałam już na grypę, ale nigdy nie czułam się tak źle jak tym razem.
– Kaszel? – zapytał Jack.
– Lekki, ale mam wrażenie, że będzie narastał.
– Ma pani bóle podmostkowe? Przede wszystkim w czasie oddychania?
– Owszem. Czy to oznacza coś szczególnego?
– Czy miała pani bezpośredni kontakt z pacjentem o nazwisku Carpenter?
Читать дальше