Robin Cook - Chromosom 6

Здесь есть возможность читать онлайн «Robin Cook - Chromosom 6» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Chromosom 6: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Chromosom 6»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Z kostnicy znikaja zwłoki Carla Franconiego, znanej postaci świata przestępczego. Kilka dni później trafiają one, mocno okaleczone, na stół autopsyjny Jacka Stapletona. Poszukiwania odpowiedzi na nasuwajace się pytania prowadzą aż do Gwinei Równikowej…

Chromosom 6 — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Chromosom 6», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– To nie na zawsze – uspokajał Kevina Raymond. – Sam mi powiedziałeś, że jesteś już prawie gotowy, że system działa niemal idealnie. Gdy przygotujesz kogoś dostatecznie i będzie mógł zająć twoje miejsce, wrócisz do nas. Z forsą, którą przywieziesz, zbudujesz laboratorium swych marzeń.

– Znowu widziałem dym nad wyspą. Jak w zeszłym tygodniu.

– Zapomnij o dymie! Ponosi cię wyobraźnia. Zamiast bez powodu popadać w szaleństwo, skoncentruj się na właściwych zadaniach, żebyś szybko je skończył. A jak będziesz miał wolną chwilę, to pofantazjuj sobie na temat laboratorium, jakie zbudujesz po powrocie do Stanów.

Kevin skinął głową. To, co mówił Raymond, miało sens. Częściowo obawy Kevina brały się stąd, że gdyby rozniosło się, w co wmieszał się w Afryce, nigdy nie mógłby wrócić do pracy naukowej. Nikt nie przyjąłby go do pracy, a już na pewno nie zaoferowałby stałego stanowiska i laboratorium. Ale gdyby zbudował własne i zapewnił sobie niezależne dochody, nie musiałby się o nic martwić.

– Słuchaj – odezwał się Raymond – przyjadę po kolejnego pacjenta, kiedy tylko będzie gotowy, a to powinno wkrótce nastąpić. Wtedy porozmawiamy. Tymczasem pamiętaj, że tkwimy w tym, a pieniążki wpływają strumieniem do naszych kieszeni.

– No dobrze – odparł niechętnie Kevin.

– W każdym razie nie rób niczego nie przemyślanego – przestrzegł Raymond. – Obiecaj mi!

– Obiecuję – odparł Kevin z nieco większym entuzjazmem.

Odłożył słuchawkę. Raymond okazał się osobą o sporej sile perswazji i po każdej rozmowie z nim Kevin czuł się nieco lepiej.

Wstał od biurka i wrócił do jadalni. Idąc za radami Raymonda, zastanowił się, gdzie wybuduje własne laboratorium. Pewne ważne względy przemawiały za Cambridge w stanie Massachusetts, a to z powodu powiązań Kevina zarówno z Uniwersytetem Harvarda, jak i z MIT. Ale z drugiej strony może byłoby lepiej zainstalować się na prowincji, na uboczu, dajmy na to w New Hampshire.

Na lunch dostał białą rybę, której nie rozpoznał. Kiedy zapytał o nią, Esmeralda podała jedynie nazwę w miejscowym narzeczu, która dla Kevina nic nie znaczyła. Zdziwił się, że zjadł więcej, niż się spodziewał. Rozmowa z Raymondem wpłynęła więc pozytywnie także na jego apetyt. Pomysł stworzenia własnego laboratorium ciągle zaprzątał myśli naukowca.

Po lunchu zmienił przepoconą koszulę na czystą, świeżo wyprasowaną. Niespodziewanie nabrał ochoty do pracy. Już na schodach zatrzymała go Esmeralda i zapytała, o której ma podać obiad. Odpowiedział, że jak zwykle o dziewiętnastej.

Gdy spożywał lunch, znad oceanu nadciągnęły gęste, szare chmury. Zanim zdążył wyjść z domu, ulica zamieniła się w rwącą kaskadę płynącą w stronę pobliskiej rzeki. Spoglądając na południe, ponad Estuario del Muni, dostrzegł przebijające się przez chmury promienie słońca i pełny łuk tęczy. Pogoda w Gabonie ciągle była piękna. Kevina to nie dziwiło. Zdarzało się przecież, że deszcz padał po jednej stronie ulicy, a po drugiej było zupełnie sucho.

Domyślając się, że deszcz potrwa przynajmniej godzinę, obszedł dom dookoła, kryjąc się pod arkadami, i wsiadł do swojej niezwykle w takich okolicznościach użytecznej, czarnej toyoty. Chociaż droga do pracy była niezwykle krótka, Kevin uznał, że to znacznie lepsze niż siedzieć do końca dnia w mokrym ubraniu.

ROZDZIAŁ 3

4 marca 1997 roku

godzina 8.45

Nowy Jork

– No i co zamierzasz zrobić? – zapytał Franco Ponti, spoglądając na odbicie szefa, Vinniego Dominicka, we wstecznym lusterku. Siedzieli w lincolnie Vinniego, szef na tylnej kanapie. Pochylił się do przodu, trzymając się prawą ręką uchwytu nad drzwiami. Patrzył w stronę numeru 126 przy Sześćdziesiątej Czwartej Wschodniej Ulicy. Budynek z piaskowca zbudowano w stylu francuskiego rokoko z wysokimi łukami i wieloczęściowymi oknami. Te na parterze były dodatkowo chronione grubymi kratami.

– Wygląda na całkiem szykowną metę – zauważył Vinnie. – Doktorek wie, jak sobie dogodzić.

– Mam zaparkować? – zapytał Franco. Stali na środku ulicy, a taksówkarz za nimi zaczął niecierpliwie trąbić.

– Parkuj! – polecił Vinnie.

Franco podjechał do hydrantu i zjechał w stronę krawężnika. Taksówka przejechała, ale jej kierowca, mijając lincolna, wyciągnął w wymownym geście dłoń z wyprostowanym środkowym palcem. Angelo Facciolo pokręcił głową i rzucił nieprzyjemną wiązkę pod adresem rosyjskich taksówkarzy. Angelo zajmował miejsce pasażera z przodu.

Vinnie wysiadł z auta. Franco i Angelo natychmiast poszli w ślady szefa. Wszyscy trzej mężczyźni ubrani byli w nieskazitelnie skrojone, długie płaszcze od Salvatore Ferragamy, różniące się jedynie odcieniem szarości.

– Myślisz, że możemy tak zostawić wóz? – zapytał Franco.

– Przeczuwam, że nie zabawimy długo – odpowiedział Vinnie. – Ale na wszelki wypadek połóż za szybą legitymację Policyjnego Towarzystwa Dobroczynnego. Może uchronimy pięćdziesiąt dolców.

Vinnie podszedł do budynku numer 126. Franco i Angelo podążali za szefem swym zawsze czujnym krokiem. Vinnie spojrzał na domofon.

– Sublokatorski – stwierdził. – Doktorkowi więc nie wiedzie się tak dobrze, jak myślałem. – Nacisnął przycisk przy nazwisku "doktor Raymond Lyons" i czekał.

– Słucham – odezwał się żeński głos.

– Chciałbym się zobaczyć z panem doktorem. Nazywam się Vinnie Dominick.

Nastąpiła cisza. Czekając, Vinnie trącał czubkiem buta od Gucciego leżący na chodniku kapsel. Franco i Angelo lustrowali ulicę.

W domofonie coś zaszeleściło.

– Halo, doktor Raymond Lyons. Czym mogę służyć?

– Wierzę, że wystarczy piętnaście minut pańskiego czasu – odpowiedział Vinnie.

– Nie przypominam sobie, żebyśmy się poznali, panie Dominick – zauważył Raymond. – Może mi pan powiedzieć, czemu mielibyśmy poświęcić ów kwadrans?

– Ów kwadrans, panie Lyons, mielibyśmy poświęcić przysłudze, którą wyrządziłem panu zeszłej nocy. Prośba o nią wpłynęła do mnie za pośrednictwem naszego wspólnego znajomego, doktora Daniela Levitza.

Znowu zapadła cisza.

– Mam nadzieję, że jeszcze pan tam jest, doktorze – odezwał się Vinnie.

– Tak, oczywiście.

Rozległo się delikatne buczenie. Vinnie pchnął ciężkie drzwi i wszedł do budynku. Jego obstawa wsunęła się za nim.

– Zdaje się, że doktorek nie jest zachwycony naszą wizytą – stwierdził Vinnie, idąc w stronę małej windy osobowej. Trzej mężczyźni stali w niej stłoczeni niczym sardynki w puszce.

Raymond przywitał gości przy wyjściu z windy. Był wyraźnie zdenerwowany, ściskając dłonie trzech mężczyzn. Gestem zaprosił do mieszkania i z holu wprowadził ich do wyłożonego mahoniem gabinetu.

– Mają panowie ochotę na kawę? – zapytał gospodarz.

Franco i Angelo spojrzeli na Vinniego.

– Nie odmówiłbym małej kawy z ekspresu, jeśli nie stanowi to dla pana kłopotu – odparł Vinnie.

Franco i Angelo poprosili o to samo.

Raymond zamówił przez telefon trzy kawy.

Kiedy zobaczył nieproszonych gości, odezwały się w nim najgorsze obawy. Według niego wyglądali na typowych przedstawicieli wiadomej profesji z filmów klasy B. Vinnie miał około metra osiemdziesięciu, śniadą cerę, przystojną twarz o wyraźnych rysach, ciemne włosy zaczesane do tyłu i pokryte brylantyną. Nie było wątpliwości, że gra w tym towarzystwie rolę szefa. Jego dwaj towarzysze mieli ponad metr osiemdziesiąt i dość posępne fizjonomie. Ich nosy i usta były wąskie, a oczy małe i głęboko osadzone. Mogli być braćmi. Różnili się jedynie cerą. Raymond pomyślał, że cera Angela wygląda jak druga strona Księżyca.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Chromosom 6»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Chromosom 6» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Robin Cook - Foreign Body
Robin Cook
Robin Cook - Coma
Robin Cook
Robin Cook - Outbreak
Robin Cook
libcat.ru: книга без обложки
Robin Cook
Robin Cook - Vite in pericolo
Robin Cook
Robin Cook - Fever
Robin Cook
Robin Cook - Crisis
Robin Cook
Robin Cook - Critical
Robin Cook
Robin Cook - Acceptable Risk
Robin Cook
Robin Cook - Chromosome 6
Robin Cook
Robin Cook - Cromosoma 6
Robin Cook
Robin Cook - Zaraza
Robin Cook
Отзывы о книге «Chromosom 6»

Обсуждение, отзывы о книге «Chromosom 6» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x