– A ty poleciałeś wraz z nimi w grupie snajperów marines – dodała Syd. – I co się zdarzyło?
– Nic szczególnego – odparł. – Wally i John szukali materiałów, wyciągali je i ładowali. – Posłał jej wymuszony uśmiech. – Potrafili wyłączyć i zamknąć reaktor jądrowy, umieli obsługiwać zdalnie wszystkie urządzenia, tyle że musieli się nauczyć operować podnośnikiem widłowym. W każdym razie wzięliśmy izotopy, zbiornik z napisem „PU” i wynieśliśmy się z Dalat.
– Ale walczyliście? – spytała Sydney.
Dar poszedł sobie dolać kawy, odkrył, że dzbanek jest pusty i usiadł. Po minucie odrzekł:
– Tak, pewnie. To przecież była wojna. Nawet jeśli się już kończyła, tak jak w 1975.
– Wściekałeś się i strzelałeś – powiedziała Syd.
Minor wziął to za pytanie.
– Nie, nie wściekałem się – odrzekł. – Strzelałem, lecz nie gniewałem się na nikogo, no może trochę na dupków, którzy zapomnieli o tym cholernym reaktorze. Taka jest prawda.
Kobieta westchnęła.
– Doktor Darwin Minor jako snajper marines… Dziewiętnastolatek… Nie pasuje mi to do osoby, którą znam… którą trochę znam. – Teraz Dar czekał na ciąg dalszy. – Czy powiesz mi przynajmniej, dlaczego wstąpiłeś do piechoty morskiej? – zapytała. – I dlaczego zostałeś akurat snajperem?
– Jasne – odpowiedział, czując, że serce nagle zaczęło mu mocno walić o żebra, gdyż zrozumiał, że powie prawdę. Tak, powie jej prawdę! I w pewnym sensie będzie to znacznie bardziej osobiste niż szczegóły związane z Dalat. Zerknął na zegarek. – Tyle że robi się późno, śledcza Olson. Możemy przerwać w tym momencie moje zwierzenia? Mam jeszcze dziś wieczorem do zrobienia parę rzeczy.
Syd zagryzła wargę i rozejrzała się po pokoju. Zamknęła okiennice i zasunęła zasłony, po czym włączyła światło. Teraz cienie były równie wyraziste jak pomarańczowy blask lampy. Przez głowę Darwinowi przemknęła dzika myśl, że kobieta zaproponuje mu wspólne spędzenie nocy – tutaj, w jego domku. Puls mu przyspieszył.
– W porządku – stwierdziła. – Pomogę ci pozmywać, a potem ruszamy w drogę. Ale obiecaj, że wkrótce mi opowiesz, dlaczego postanowiłeś zostać komandosem.
– Obiecuję – odrzekł Dar nieco wbrew sobie.
***
Wyszli na zewnątrz i w ciemnościach rozchodzili się do swoich aut, gdy Minor oświadczył:
– Historia Dalat ma coś w rodzaju puenty. Sądzę, że głównie z tego powodu dane na jej temat nadal są poufne. Chcesz usłyszeć tę puentę?
– Pewnie – zaciekawiła się Syd.
– Pamiętasz, że powiedziałem, iż przede wszystkim chodziło o odzyskanie bezcennych osiemdziesięciu gramów plutonu, który można by wykorzystać do celów wojskowych?
– Tak.
Darwin przesuwał w prawej dłoni kluczyki od samochodu. W lewej niósł futerał z bronią.
– No cóż, Wally i John znaleźli pokryty warstwą ołowiu zbiornik oznaczony jako pluton – odparł. – Zabraliśmy go. Federalni w swej mądrości wysłali go pod strażą do dużej elektrowni atomowej w Hanford, w stanie Idaho, gdzie został ostrożnie umieszczony obok tysięcy innych podobnych zbiorników.
– No i? – podpowiedziała Sydney.
– Hm… cztery lata po mojej pierwszej wizycie w Dalat, czyli w roku 1979, ktoś wreszcie postanowił sprawdzić zawartość zbiornika. – Kobieta czekała, nie poruszając się w pachnącym sosnowymi igłami mroku. – Nie było tam wcale plutonu – powiedział Dar. – Naraziliśmy się na wszystkie te kłopoty i odzyskaliśmy osiemdziesiąt gramów polonu.
– Jaka to różnica? – spytała Syd.
– Z plutonu można zrobić bombę atomową albo wodorową – wyjaśnił. – Polon nie bardzo się do czegokolwiek nadaje.
– Jak ci naukowcy… Wally i ten drugi… George? Jak mogli popełnić tak wielki błąd?
– Wally i John nie popełnili żadnego błędu – odrzekł Darwin. – Jeden z wietnamskich techników pracujących w reaktorze przykleił zapewne wcześniej niewłaściwy symbol na puszce.
– A co się stało z plutonem?
– Według innego raportu w tejże samej gazecie „Tri-City Herold” z 19 stycznia 1997 – odparł Dar – rzecznik Ludowej Republiki Wietnamu powiedział, cytuję: „Instytut Badań Jądrowych w Dalat posiada pozostawioną przez Amerykanów porcję plutonu. Ilość ta niezbędna jest nam z powodów technicznych”.
Minor powiedział to lekkim tonem, ale zapadłe po tym milczenie Syd wydało mu się ciężkie.
– To znaczy, że – odezwała się w końcu kobieta – reaktor jest włączony i działa?
– Rosyjscy naukowcy pomogli go uruchomić Wietnamczykom zaledwie miesiąc po wygraniu wojny – odparował Darwin.
R JAK REKONESANS
Dar , bezlitosny ekssnajper marines, spędził resztę piątkowej nocy i całą sobotę na szyciu stroju i przeglądaniu starych numerów „Architectural Digest”.
Kilka lat temu Lawrence myszkował wśród półek Minora i w pewnej chwili natknął się na kilka roczników czasopism poświęconym projektowaniu wnętrz.
– Do kogo, do diabła, należą? – spytał. Darwin zrobił błąd, próbując wyjaśnić powody, dla których lubi czytać tego typu czasopisma – opowiadał o fascynacji pozbawionymi ludzi wnętrzami, o ich pociągającej statyczności, perfekcyjności, ich… potencjalności. Mówił o zamrożonej na zawsze doskonałości przygotowywanej dla pary, homoseksualnej czy też heteroseksualnej, o panującej w pomieszczeniach cudownej pustce, o uwolnionym od podejmowania decyzji wszechświecie, w którym wszystko jest na swoim miejscu, każda poduszka ugnieciona i ułożona w idealny sposób. Któryś numer „Architectural Digest” przedstawiał doskonały pałac pewnej pary – reżysera i aktorki. Tyle że para ta trzy miesiące później ogłosiła, że się rozwodzi. Minora bawiła ta ironia ogromnej przepaści pomiędzy idealnie zaprojektowanymi, świetnie sfotografowanymi domami i chaosem panującym w rzeczywistym życiu. A poza tym dobrze mu się czytało te czasopisma w łóżku przed snem. – Jesteś stuknięty – podsumował jego wywód Lawrence.
Teraz Dar kartkował stronice numerów sprzed prawie dwóch lat, zanim znalazł artykuł, który zapamiętał. Dom Dallasa Trace’a kosztował sześć milionów dolarów i został zbudowany od podstaw w tłocznej dzielnicy tuż pod wierzchołkiem MulhoUand Drive po stronie San Fernando Valley. Dzielnica ta – Coy Drive, czego Darwin się dowiedział, choć oczywiście nie z tego artykułu w czasopiśmie – składała się głównie ze stosunkowo skromnych (od miliona dolarów), postawionych w latach sześćdziesiątych XX wieku, domów w stylu ranczerskim. Mecenas Trace zakupił trzy takie posiadłości, stojące na nich budynki zburzył i zrównał z ziemią po czym wynajął jednego z najbardziej ekscentrycznych amerykańskich architektów i polecił mu zbudować coś na kształt postmodernistycznego Luksoru; powstał dom z betonu, postarzonego żelaza i szkła. W dodatku budowla przylegała do stoku i górowała nad pozostałymi budynkami w okolicy.
Darwin przeczytał artykuł raz i drugi, koncentrując się na trzech stronach fotografii i starając się zapamiętać, które z ogromnych okien wychodzi z którego pomieszczenia. Do czasopisma dołączono nawet małą wkładkę, przedstawiającą siedzącego na krześle Barcelona (wyglądało na bardzo niewygodne) uśmiechniętego Dallasa Trace’a; podpis pod zdjęciem brzmiał: „Najwspanialszy prawniczy umysł świata”. Młoda żona adwokata, Imogene, cycata dwudziestotrzylatka, Miss Brazylii i obecna druga Wicemiss Świata, której Trace oficjalnie zmienił imię na Destiny, czyli „przeznaczenie” (ponieważ jej przeznaczeniem było poślubić sławnego prawnika), siedziała na jeszcze mniej wygodnie wyglądającej metalowej poręczy tegoż krzesła.
Читать дальше