Sam dom Minor uznał za okropny (wszystkie te postmodernistyczne prowadzące donikąd korytarze, imponujące i ostre, lecz bezsensowne gzymsy, pretensjonalne, wysokie na dwanaście metrów sufity salonów, przemysłowe materiały ze sterczącymi wszędzie śrubami, zawiasami i łącznikami, skrzydełka z pozornie zardzewiałego żelaza, do niczego nie przydatne i nic nie znaczące, basen tak wąski, że można przezeń przeskoczyć), z uśmiechem też przeczytał wypowiedź architekta: „…aby nie przejmować się takimi burżuazyjnymi udogodnieniami jak zasłony czy żaluzje, ponieważ wysokie, wspaniałe okna, z których wiele łączyło się z sobą pod dziwnymi, ostrymi kątami i wychodziło na dziki wąwóz, służyło zniweczeniu wszelkich różnic między wnętrzem i»zewnętrzem«oraz wciągnięciu tego wspaniałego pustkowia we wszystkie jasne i piękne pomieszczenia mieszkalne”.
To „wspaniałe pustkowie”, o czym Dar wiedział po przestudiowaniu Przewodnika Thomasa i map topograficznych tego obszaru, było właściwie jedynym słabo rozwiniętym gospodarczo pasmem wzgórz na tym terenie, jedynym uratowanym przed buldożerami dzięki odkryciu tutaj licznych indiańskich zabytków i nieprzerwanych nacisków co bardziej upartych mieszkańców Coy Drive – łącznie z aktorem Leonardem Nimoyem i pisarzem Harlanem Ellisonem.
Szycie stroju ze skrawków było męczące i czasochłonne. Dar musiał wziąć zbyt duży, dwuczęściowy kombinezon khaki, przymocować do niego siatkę, wzmocnić przód kostiumu ciężkim płótnem, też w kolorach maskujących, a później naszyć łaty z mocniejszego płótna na łokcie i kolana.
Gdy skończył tę część wstępną zaczął „dekorować” kostium kilkoma setkami nieregularnych skrawków z juty i tkaniny workowej. Przez siedem godzin przyszywał nierówne kawałki materiału do każdej części siatki, którą wcześniej przytwierdził do kombinezonu. Mniej na przód, znacznie więcej na tył – tak aby zwisające aż do ziemi paski materiału całkowicie go zasłoniły, kiedy będzie leżał na brzuchu. Miękki, maskujący kapelusz z szerokim rondem „udekorował” podobnie, tu jednak wykorzystał siatkę chroniącą przed moskitami.
W Wietnamie Darwin nigdy nie nosił ani nie szył tego typu kostiumów, gdyż marines walczyli w dżungli w mundurach polowych w kolorze zielonym albo khaki, często podczas czekania na wroga używając dla kamuflażu gałęzi i liści; czasami wykopywali sobie tak zwane stanowisko ogniowe kryjące brzuch i dokładnie się przykrywali. Kostiumy ze skrawków były w tamtej sytuacji po prostu zbyt grube i niewygodne, utrudniałyby zatem walkę w dżungli. W połowie lat siedemdziesiątych w Camp Pendleton, nieco na północ od San Diego, Dar poznał historię tych kostiumów. Stroje ze skrawków wymyślili w XIX stuleciu szkoccy myśliwi, którzy ubierali się w nie podczas podchodzenia zwierzyny, w identycznym celu używali ich także kłusownicy. Snajperzy niemieccy odkryli je podczas I wojny światowej i nieco je unowocześnili – odrzucili wyposażone w kaptury, zbyt wielkie, sztywne i niewygodne płaszcze typu wojskowego i stworzyli własne, maskujące, długie kurtki, które zakładali, gdy czołgali się po ziemi niczyjej. [powstały w okresie I wojny światowej termin, oznaczający obszar (szeroki od kilkunastu do 300 metrów, czyli więcej niż zasięg rzutu granatem) pomiędzy okopami dwóch walczących stron, pozostający poza ich kontrolą.] Wkrótce przywrócili pożyteczne kaptury maskujące, które można było naciągnąć na głowę, pozostawiając jedynie małą szczelinę z przezroczystym paskiem na oczy. Snajperzy szybko też zauważyli, że oko ludzkie – szczególnie na polu bitwy – jest wyjątkowo wyczulone, toteż dostrzega zarówno najbardziej przelotny widok zarysu ludzkiej twarzy, jak i niezwykły ruch pełzającego krzewu. Mignięcie lufy karabinu również natychmiast przyciąga uwagę strzelców i innych żołnierzy.
Tak czy inaczej w wieku XX snajperski strój ze skrawków ewoluował dzięki surowemu, lecz niezwykle skutecznemu procesowi selekcji naturalnej. Dzisiaj w szkołach dla strzelców wyborowych, takich jak Royal Marines w Lympstone (Devon), Scout Sniper School marynarki Stanów Zjednoczonych w Quantico, w stanie Wirginia, Camp Lejeune czy Camp Pendleton, podoficerowie marines często zabierają wizytujących oficerów na poligon, gdzie pokazują im w praktyce teoretyczne korzyści kamuflażu w strzelaniu z ukrycia. Pod koniec krótkiego wykładu od pięciu do trzydziestu pięciu ubranych w maskujące stroje ze skrawków snajperów wstaje – zwykle wszyscy znajdują się od zaskoczonych oficerów armii nie dalej niż sześć metrów, a wielu z nich dosłownie na wyciągnięcie ręki. Dobry maskujący strój ze skrawków powinien pozostać całkowicie niewidoczny, w przeciwnym razie ubranemu w niego snajperowi grozi niebezpieczeństwo.
Z dziwnych względów Darwinowi sprawiała przyjemność myśl, że nawet dzisiaj studenci szkół snajperskich najczęściej sami szyją sobie te kostiumy w wolnym czasie. Niektóre z efektów ich pracy, które widział podczas wizyt w Camp Pendleton w ostatnich latach, były bardzo oryginalne.
Coś mu się w tym momencie przypomniało. Przerwał szycie i przez kilka minut przeklinał, potem zadzwonił do Camp Pendleton i umówił się z kapitanem Butlerem na późne popołudnie we wtorek. Kiedy wrócił do miejsca pracy, cieszył się, że nikt nie będzie oceniać wykonanego przez niego kostiumu. Marines bywali czasami bardzo nieczuli i nietolerancyjni.
Skończył szyć pod wieczór. Przymierzył swoje dzieło, zapiął wszystkie guziki, na głowę włożył miękki kapelusz z szerokim rondem, z którego zwisał metr chroniącej przed moskitami siatki, po czym ruszył do wielkiego lustra, w którym zamierzał się przejrzeć. Lustra oczywiście nie było; pozostała po nim tylko rama i dwie dziury po kulach. Wszedł do łazienki i wspiął się na brzeg wanny. W lusterku na szafce zobaczył jedynie fragmenty stroju, ale nawet one wystarczyły, by zapragnął położyć się w wannie i zdrzemnąć do czasu, aż znikną wszystkie kłopoty, łącznie ze sprawą Dallasa Trace’a, jego Przymierzem i rosyjskimi zabójcami, których wynajął.
Minorowi przemknęło przez głowę, że wygląda jak potwór z niskobudżetowego horroru Rogera Cormana z 1961 roku – bezkształtny stwór nieco przypominający owczarka, którego sierść składała się z setek nieregularnych, ciemnobrązowych, jasnobrązowych i jasnozielonych kłębów kudłów czy też może raczej łachmanów. Darwin nie dostrzegał własnych oczu skrytych za swego rodzaju welonem, złożonym z siatki chroniącej przed moskitami i maskujących rzemyków. Ręce skrywały się w luźnych rękawach, pokrytych siatką oraz paskami juty i worka. Na pierwszy rzut oka Dar nie kojarzył się już z ludzką postacią, jego sylwetka była osobliwie nieregularna, a strój obszarpany.
– Puch! – krzyknął na swoje odbicie. Osobnik w lustrze nie zareagował.
***
Lawrence zgodził się podwieźć Dara o zmierzchu do miejsca, gdzie ten zamierzał jakoby obozować. Maskujący strój snajperski i wszystkie inne, przynajmniej w teorii potrzebne przedmioty tkwiły w dużym plecaku Darwina. Kiedy zadzwonił do Stewarta z tą prośbą, o godżinie dziewiętnastej w sobotni wieczór, przyjaciel powiedział:
– No cóż, jasne, podrzucę cię na miejsce obozowiska. Powiedz mi jednak, co się stało z twoim dziewięciotonowym land cruiserem? Wydaje mi się, że twój dżip zupełnie dobrze by sobie poradził.
– Chcę się trochę powłóczyć, a wolałbym go nie zostawiać byle gdzie na drodze – wyjaśnił Darwin zgodnie z prawdą. – Przez cały czas martwiłbym się o niego.
Lawrence doskonale zrozumiał taką odpowiedź. Trudy i Minor czasem sobie dowcipkowali, że Larry niezmiennie parkuje najbardziej w głębi każdego parkingu, a potem ma trudności z wyprowadzeniem bez zarysowań samochodu wciśniętego między krawężnik, krzewy i kaktusy. A porysowane lub wgniecione pojazdy szybko sprzedawał.
Читать дальше