Syd spojrzała z powrotem na skryte w ciemnościach urwisko skalne. Pracownicy służb drogowych podnosili właśnie roztrzaskanego pikapa na platformę.
– I przypadkowo przejechali przez ogrodzenie? – spytała osobliwie cienkim głosem.
– Nie. – Lawrence potrząsnął głową. – Wycofali pikapa do płotu i kierowca, chociaż chudszy, podsadził kumpla. Tyle że na górze było naprawdę ciemno i kiedy tamten znalazł się po drugiej stronie, odkrył tam wielometrowy spad. No i spadł na te gałęzie…
– I to go zabiło? – spytała Sydney.
Stewart znów zaprzeczył.
– Nie, spadając, uderzył w dużą gałąź na wysokości około dwunastu metrów. Wtedy zapewne złamał sobie rękę. Zawiesił się na tej gałęzi za bokserki i część paska.
– Ciągle nie zdawał sobie sprawy, jak wysoko się znajduje – dodał Dar. – Patrząc w dół, w ciemność, widział szczyty niższych drzew i prawdopodobnie krzewy, na które później spadł.
– Więc wyrwał się z bokserek – dorzucił Lawrence.
– I zleciał kolejne sześć metrów – stwierdziła Syd.
– Właśnie – przyznał Stewart.
– Ale nie zginął – ciągnęła kobieta, przemawiając już pewniejszym tonem, który sugerował, że Sydney wie, co mówi.
– Rzeczywiście – zgodził się Lawrence. – Tylko strasznie się podrapał, ponieważ spadł na gałęzie. W dodatku wtedy też własny nóż wbił mu się na kilka centymetrów w udo, a konar ostrokrzewu w dupę. Wybaczcie słownictwo.
– I co wtedy? – spytała Syd.
– Dar, ty pierwszy się domyśliłeś – zauważył Stewart. – Może więc opowiesz nam finał.
Minor wzruszył ramionami.
– Niewiele więcej można dodać. Być może kierowca usłyszał, jak przyjaciel krzyczy z bólu. Zrozumiał, że tamten gdzieś spadł. Wrzaski tamtego w większości utonęły wśród odgłosów z koncertu Metalliki, tym niemniej kierowca wiedział, że musi coś zrobić.
– A zatem… – podpowiedziała Syd.
– Wyjął jakiś stary sznur, który znalazł na tyłach pikapa, rzucił go kumplowi i kazał mu się mocno obwiązać wokół talii -»kontynuował Darwin. – To znaczy… tak przypuszczam. Poza tym sytuacja nie była wcale taka prosta, a akcja taka szybka. Pewnie nie obyło się bez pijackich wrzasków, jęków i przekleństw, w końcu wszakże wielki facet owinął się w talii dwukrotnie i zrobił amatorski węzeł, podczas gdy chudy przywiązał solidnie drugi koniec sznura do zderzaka forda.
– No i potem… – podsunęła Syd.
Dar przekrzywił głowę, jakby reszta była oczywista. Dla niego bowiem właśnie taka była.
– No cóż, nasz chudy kierowca był bardzo pijany i ostro wkurzony. Przypadkowo wrzucił wsteczny bieg, włączył silnik, ruszył do tyłu, trzy metry dalej był płot postawiony przez naszego klienta… ślady opon na górze mówią same za siebie. A ponieważ nie zdołał już się zatrzymać, spadł tyłem kilkanaście metrów niżej, prosto na kumpla, no i przy okazji wypadł przez przednią szybę.
– Prześlij mi rano e-mailem swoje sprawozdanie, a ja napiszę oficjalną wersję i przekażę ją naszemu klientowi – podsunął Lawrence.
– Skończę analizę do dziesiątej rano – zapewnił szefa Minor.
Sydney cmoknęła, po czym potrząsnęła głową.
– W ten sposób zarabiasz na życie?!
F JAK FEMINISTKA
Pierwszy raz telefon zadzwonił nieco po piątej rano.
– Cholera – mruknął Darwin. Tak naprawdę ranek zaczynał się dla niego nie prędzej niż o wpół do dziesiątej, dziesiątej, gdy siedział nad kawą i drugim bajglem i po lekturze porannej gazety. Telefon zadzwonił ponownie. – Słucham?
– Panie Minor, mówi Steve Capelli z „Newsweeka”. Chcielibyśmy pomówić z panem o…
Dar rzucił słuchawkę i odwrócił się na drugi bok. Miał ochotę jeszcze trochę pospać. Drugą rozmowę odbył zaledwie dwie minuty później.
– Doktorze Minor, nazywam się Evelyn Summers… może widział mnie pan na Kanale 7… Miałam nadzieję, że zechce pan…
Nie zamierzał się dowiadywać, na co miała nadzieję jakaś Evelyn, toteż znowu odłożył słuchawkę, a później wyłączył dzwonek w telefonie i podszedł do okna. Oprócz policyjnego samochodu patrolowego, który stał niepozornie zaparkowany po drugiej stronie ulicy przez całą noc, dostrzegł teraz trzy bardzo rzucające się w oczy furgonetki telewizyjne; czwarta, z anteną satelitarną na dachu, podjeżdżała właśnie teraz.
Wrócił do telefonu i angielszczyzną z wyraźnie obcym akcentem nagrał na automatycznej sekretarce wiadomość: „Hej, tu mówi Vito. W domu nie ma nikogo poza mną i dobermanami. Masz coś do powiedzenia… mów! W przeciwnym razie, odpieprz się”.
Wszedł do łazienki, wziął prysznic i ogolił się. Dziesięć minut później, ubrany i z kubkiem kawy w dłoni, znów wyjrzał przez okno. Przed wejściem, po drugiej stronie ulicy parkowało już pięć reprezentujących stacje telewizyjne pikapów oraz cztery furgonetki. No cóż, pomyślał, zdobycie w wydziale komunikacji i transportu jego nazwiska na podstawie numeru rejestracyjnego nieszczęsnej acury zajęło im czterdzieści osiem godzin. Prawdopodobnie przedstawiciel jednego z kanałów informacyjnych miał kontakty w wydziale. Darwin wątpił, czy reporterom udało się zdobyć kopię jego prawa jazdy wraz z fotografią, ale nie miał zamiaru sprawdzać tego na własnej skórze, postanowił więc nie wychodzić frontowymi drzwiami. Światełko na sekretarce mrugało co jakiś czas, kiedy Minor zaczął pakować swój worek marynarski, wkładając do niego złożone koszule i spodnie. Nucił główny motyw z Ojca chrzestnego.
***
Po przybyciu do Centrum Sprawiedliwości spostrzegł, że zastępca prokuratora okręgowego Weid z typową dla siebie wspaniałomyślnością zorganizował tymczasowe biuro dla Sydney Olson. Biuro przebywającej gościnnie głównej oficer śledczej współpracującej z prokuratorem stanowym znajdowało się w suterenie starej części Gmachu Sprawiedliwości, niedaleko cel dla aresztantów, w dawnej sali przesłuchań, której ściany w odcieniach zielonkawych rzygowin i pożółkłej bieli „zdobiły” przypominające sztukę abstrakcyjną z lat czterdziestych przypadkowe zarysowania i zgniecione komary. W pomieszczeniu znajdowały się składane stoliki i metalowe krzesła, połyskliwe lustro weneckie zastępowało okna. Tym niemniej Darwin zauważył na składanych stołach bardzo nowoczesny sprzęt komputerowy – między innymi najnowszy model laptopa marki Gateway, a także drukarki, skanery i inne tak zwane urządzenia peryferyjne. Dostrzegł też dwa nowe telefony; każdy wyposażono w co najmniej cztery linie. Część brudnej ściany tylnej przesłaniała przypięta mapa południowej Kalifornii, już naszpikowana czerwonymi, niebieskimi, zielonymi i żółtymi pinezkami. Sekretarz, zajęty przy drugim komputerze, poinformował Minora, że oficer śledczą Olson wezwano niedawno do biura prokuratora okręgowego, zostawiła jednak notatkę, że wraca za godzinę i chce porozmawiać z doktorem Minorem, zanim ten opuści budynek.
Sekretarz zaproponował Darowi kawę z typowego dla takich miejsc dzbanka stojącego na stoliku pod lustrem weneckim. Policyjna kawa miała w sobie sto osiemdziesiąt procent kofeiny i strukturę mięknącego w gorący letni dzień asfaltu. Darwin już dawno temu uznał, że właśnie dzięki tej kawie amerykańskie agencje organów ścigania w ogóle działają, mimo iż ludzie pracują zbyt wiele godzin, mają nędzne warunki pracy, stały kontakt z marginesem oraz przestępcami i koszmarne płace. Wypił duży łyk. Czuł zmęczenie i był w złym humorze.
Читать дальше