Kathy Reichs - Dzień Śmierci
Здесь есть возможность читать онлайн «Kathy Reichs - Dzień Śmierci» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Dzień Śmierci
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Dzień Śmierci: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Dzień Śmierci»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Dzień Śmierci — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Dzień Śmierci», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
W końcu zajął się fizyczną antropologią, przeprowadził badania w Afryce i zrobił doktorat. Pracował na kilku uniwersytetach, a na początku lat siedemdziesiątych przyjechał do Beaufort jako kierujący działem naczelnych.
Z upływem czasu złagodniał, ale sądzę, że zawsze będzie się czuł nieswojo wśród ludzi. I nie wynika to z jego niechęci do kontaktów. On nie ma nic przeciwko nim. Najlepszym dowodem jest jego funkcja burmistrza. Dla Sama życie ma inne znaczenie niż dla reszty ludzi. Stąd to zainteresowanie motorami i latającymi skrzydłami. W nich znajduje motywację i ekscytację, z drugiej strony może nimi sterować. Sam Rayburn to jedna z najbardziej skomplikowanych i najinteligentniejszych osób, jakie kiedykolwiek znałam.
Jego wysokość burmistrz siedział właśnie przy barze, oglądał koszykówkę i pił piwo beczkowe.
Przedstawiłam mu moją córkę i, jak zwykle. Sam obejmując kierownictwo zamówił sobie następny kufel, a dla nas dietetyczną colę i poprowadził nas do stolika z tyłu restauracji.
Katy, nie tracąc czasu, upewniła się co do swoich podejrzeń dotyczących naszych jutrzejszych planów i zasypała Sama pytaniami.
– Jak długo kieruje pan centrum naczelnych?
– Już przestałem liczyć. Jakieś dziesięć lat temu przestałem pracować dla kogoś i kupiłem tę cholerną firmę dla siebie. Za dużo z tego nie wyszło, ale cieszę się, że to zrobiłem. Nie ma to jak być swoim własnym szefem.
– Ile małp żyje na wyspie?
– Teraz jakieś cztery tysiące pięćset.
– Do kogo należą?
– Do FDA, czyli urzędu federalnego sprawującego kontrolę nad jakością żywności i lekarstw. Moja firma jest właścicielem wyspy i zarządza zwierzętami.
– Skąd pochodzą?
– Zostały sprowadzone na wyspę Murtry z kolonu badawczej w Puerto Rico. Razem z twoją mamą tam pracowaliśmy, chyba jeszcze w epoce brązu! Pochodzą z Indii. To są rezusy.
– Macaca mulatta . – Katy wymówiła rodzaj i gatunek melodyjnym, jednostajnie wznoszącym się i opadającym głosem.
– Bardzo dobrze. A skąd znasz taksonomię naczelnych?
– Specjalizuję się w psychologii. Rezusy są obiektem wielu badań, jak pan sam pewnie wie…
Sam miał to właśnie skomentować, kiedy nadeszła kelnerka z talerzami smażonych małży i ostryg, gotowanych krewetek, chleba z mąki kukurydzianej i surówki z białej kapusty. Pochłonęło nas polewanie potraw sosem, i wyciskanie soku z cytryn i obieranie krewetek.
– Do czego te małpy są używane?
– Populacja na Murtry to kolonia hodowlana. Niektóre roczniaki są zabierane i wysyłane do FDA, ale jeżeli osobnik nie jest schwytany, zanim osiągnie odpowiednią wagę ciała, zostaje tam na całe życie. Małpi raj.
– Co tam jeszcze jest? – Mojej córce jedzenie i mówienie w tym samym momencie nie sprawiało najmniejszej trudności.
– Niewiele. Małpy chodzą sobie, gdzie chcą. Zakładają swoje własne społeczności i mają swoje własne zasady. Są miejsca dokarmiania i zagrody, gdzie małpy są łapane, ale poza obozem wyspa należy do nich.
– Jakim obozem?
– Tak nazywamy teren przy doku. Jest tam stacja terenowa, mała klinika weterynaryjna, przeważnie dla nagłych wypadków, szopa na jedzenie dla małp i przyczepa kempingowa dla studentów i badaczy.
Zanurzył ostrygę w sosie koktajlowym, odchylił głowę do tyłu i włożył sobie smakołyk do ust.
– W dziewiętnastym wieku na wyspie była plantacja. – Do brody przyczepiły mu się małe, czerwone drobinki. – Należała do rodziny Murtry. Stąd wzięła się nazwa wyspy.
– Kto tam może pojechać? – Katy obrała kolejną krewetkę.
– Absolutnie nikt. Małpy są wolne od wszelkich wirusów i warte kupę forsy. Każdy, absolutnie każdy, kto postawi nogę na wyspie, przechodzi przez moje ręce i musi mieć mnóstwo szczepień, między innymi test na gruźlicę wykonany nie dawniej niż sześć miesięcy temu.
Sam spojrzał na mnie pytająco, a ja kiwnęłam głową.
– Nie sądziłam, że gruźlica jest nadal taka groźna.
– Dla człowieka. Ale małpki są bardzo wrażliwe na gruźlicę. Wybuch epidemii w mgnieniu oka zniszczyłby całą kolonię.
Katy zwróciła się do mnie.
– Twoi studenci też musieli się szczepić?
– Za każdym razem.
Na samym początku mojej pracy, nim zainteresowała mnie antropologia i sądowa, w zakres moich badań nad starzeniem się szkieletu wchodziła praca z małpami. Prowadziłam wtedy zajęcia z prymatologii na Uniwersytecie Karoliny Północnej w Charlotte i szkołę terenową na wyspie Murtry. Przez czternaście lat jeździłam tam ze studentami.
– Hm – Katy połknęła małża. – Ciekawie się zapowiada.
Następnego dnia o wpół do ósmej rano staliśmy w doku na północnym krańcu Lady's Island, nie mogąc się doczekać wyjazdu na Murtry. Jechaliśmy tutaj jak przez terrarium. Wszędzie utrzymywała się gęsta mgła, zacierająca kształty i sprawiając, że świat stał się nieco nieczytelny. Z miejsca, gdzie staliśmy, do Murtry było mniej niż tysiąc pięćset metrów, ale mgła znacznie ograniczała widoczność. Gdzieś obok nas przestraszony ibis wzbił się w powietrze, ciągnąc za sobą długie, chude nogi.
Przybyli ludzie załadowywali dwie otwarte łodzie. Wkrótce skończyli i odbili. Katy i ja popijałyśmy kawę oczekując na sygnał od Sama. Wreszcie zagwizdał i przywołał nas gestem. Zgniecione kubki styropianowe wrzuciłyśmy do beczki po benzynie pełniącej funkcję kubła na śmieci i pośpiesznie zeszłyśmy na niższy pomost.
Sam pomógł nam wejść na pokład, odwiązał linę i wskoczył. Skinął człowiekowi przy kole sterowym i wpłynęliśmy w małą zatoczkę.
– Jak długo będziemy płynąć? – zapytała Sama Katy.
– Jest przypływ, więc przepłyniemy Parrot Creek, potem zatoczką z tyłu i przetniemy bagna. Nie powinno nam to zająć więcej niż czterdzieści minut.
Katy siadła po turecku na pokładzie.
– Lepiej wstań i oprzyj się – zasugerował Sam. – Kiedy Joey zmniejsza obroty silnika, ta łódź skacze. Wtedy nieźle trzęsie.
Moja córka wstała i Sam podał jej linę.
– Trzymaj się tego. Chcesz kamizelkę ratunkową?
Katy potrząsnęła głową. Sam spojrzał na mnie.
– Ona świetnie pływa – zapewniłam go.
Właśnie w tym momencie Joey zapuścił silnik i łódź skoczyła. Pruliśmy przez otwartą wodę, wiatr rozwiewał włosy i ubranie i porywał słowa z ust W pewnej chwili Katy poklepała Sama po ramieniu i wskazała boję.
– Sieć na kraby – krzyknął.
Kawałek dalej pokazał jej gniazdo rybołowa na znaku kanałowym. Katy energicznie skinęła głową.
Wkrótce potem wpłynęliśmy na bagna. Joey, stając na rozstawionych nogach, z oczami utkwionymi przed sobą, kręcił kołem, prowadząc łódź przez wąskie wstążki wody. Nigdzie nie było więcej niż trzy metry wolnej przestrzeni. Czasami pochylaliśmy się w lewo, potem w prawo, manewrując po tafli i zalewając trawy po obu stronach fontannami wody.
Katy i ja trzymałyśmy się łodzi i siebie nawzajem, nasze ciała wstrząsane były siłą odśrodkową przy ostrzejszych zakrętach, a my śmiałyśmy się i podobała nam się i prędkość, i krajobrazy. Zawsze kochałam wyspę Murtry, ale chyba jeszcze bardziej docieranie na miejsce.
Kiedy dotarliśmy do celu, mgła już opadła. Słońce zalewało dok i znak wejścia na wyspę. Wietrzyk poruszał gałęziami drzew, których liście rzucały drgające cienie na napis: WŁASNOŚĆ RZĄDOWA. NIE WCHODZIĆ ZAKAZ WSTĘPU.
Kiedy rozładowano łodzie i wszyscy zeszli z pokładu, Sam przedstawił ludziom Katy. Ja znałam większość z nich, choć dostrzegłam kilka nowych twarzy. Joey został zatrudniony dwa lata wcześniej. Fred i Hank byli tu od lat. Przedstawiając ekipę, Sam krótko opisał operację.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Dzień Śmierci»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Dzień Śmierci» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Dzień Śmierci» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.