Mindy znalazła automat przy sklepie z płytami, będącym wierną kopią pozostałych sklepów z płytami w galerii, rozejrzała się, wsunęła ćwierćdolarówkę w otwór i wystukała numer. Gdy wciskała palcem siódmą cyfrę, mała ręka sięgnęła ponad jej ramieniem i przerwała połączenie.
– Co jest?!
– Odwieś słuchawkę – poleciła Esperanza.
– Co jest?!
– To jest. Odwieś słuchawkę.
– A ty, kurde, coś za jedna?
– Odwieś, bo ci ją wepchnę w nos!
Zmieszana Mindy spełniła polecenie. Kilka sekund później zjawił się Myron.
– W nos? – spytał. Esperanza wzruszyła ramionami.
– Tak nie wolno robić! – zawołała Mindy.
– Jak?
– No… – Mindy urwała, bijąc się z myślami – zmuszać do wieszania słuchawki.
– A jakie prawo tego zabrania? Znasz takie prawo? – zwrócił się Myron do Esperanzy.
Kategorycznie pokręciła głową.
– Zakazujące odwieszać słuchawkę? Nie, sehor.
– Widzisz, nie ma takiego prawa. Jest za to prawo zabraniające pomagać kryminaliście. Taka pomoc to przestępstwo. I oznacza odsiadkę.
– W niczym nie pomagałam.
– Zanotowałaś numer? – spytał Myron Esperanzę. Skinęła głową i podała mu numer.
– Sprawdźmy.
I znów era cyfrowa znacznie ułatwiła im zadanie. Każdy może kupić w dowolnym sklepie komputerowym program, wejść na strony Internetu, na przykład poświęcone firmom, wypisać numer i voila, wyskakuje nazwisko i adres.
Esperanza zadzwoniła z komórki do nowej recepcjonistki agencji RepSport MB, Wielkiej Cyndi, w pełni zasługującej na swój przydomek. Ta mierząca blisko dwa metry i ważąca około stu trzydziestu kilo olbrzymka walczyła – kiedyś jako Wielka Szefowa w jednej parze z Esperanzą Diaz – Małą Pocahontas – w turniejach wrestlingu. Na ringu Wielka Cyndi występowała w makijażu a la Tammy Faye na sterydach, fryzurze w szpikulce, której mogliby jej pozazdrościć Sid i Nancy, w porwanych koszulkach odsłaniających bicepsy, do czego dorzucała szydercze, budzące grozę spojrzenia i warczenie. Poza ringiem, no cóż, prezentowała się i zachowywała tak samo.
Esperanza przekazała jej po hiszpańsku numer telefonu.
– To ja spadam – oświadczyła Mindy.
– Nic z tego.
Myron chwycił ją za rękę.
– No co! Nie możecie mnie, kurde, zatrzymać.
Nie zwolnił uścisku.
– Bo wrzasnę, że gwałcą – zagroziła.
Przewrócił oczami.
– Przy automacie? W blasku jarzeniówek? W towarzystwie mojej dziewczyny?
Mindy spojrzała na Esperanzę.
– To pańska dziewczyna?
– Tak.
Esperanza zagwizdała Dream Weaver Gary’ego Wrighta.
– W życiu mnie nie zatrzymacie!
– Nie rozumiem cię, Mindy. Wyglądasz na miłą dziewczynę. Mindy była w czarnych legginsach, za wysokich szpilkach, czerwonym topie i w przypominającej psią obroży na szyi.
– Chcesz powiedzieć, że ten nygus wart jest pójścia do więzienia? Handluje narkotykami. Próbował mnie zabić.
Esperanza zakończyła rozmowę.
– To numer Gospody Parkera – poinformowała.
– Wiesz, gdzie to jest? – spytał Myron Mindy.
– No.
– Idziemy.
Mindy wyrwała się mu.
– Puszczaj paaaan! – przeciągnęła ostatnie słowo.
– To nie zabawa ani gra, Mindy. Pomogłaś w próbie morderstwa.
– To pan tak mówi.
– Co mówię?
Podparła się pod boki, żując gumę.
– Skąd, kurde, mam wiedzieć, że pan nie jest zły?
– Słucham?
– Podszedł pan do nas wczoraj taki tajemniczy, nie? Bez żadnej odznaki, bez niczego. Skąd normalnie mam wiedzieć, że pan nie chce załatwić Tita? Skąd mam wiedzieć, że pan nie jest dealerem, który chce przejąć jego teren?
– Tita? – Myron zerknął na Esperanzę. – Ten neofaszysta nazywa się Tito?
Wzruszyła ramionami.
– Nikt z kumpli go tak nie nazywa – dodała Mindy. – Tito to za długie imię, nie? Dlatego mówią mu Tit.
Cyc? Myron i Esperanza wymienili spojrzenia i pokręcili głowami.
– Mindy, ja nie żartowałem – rzekł wolno Myron. – Tito to nic dobrego. Najprawdopodobniej wziął udział w porwaniu i okaleczeniu chłopca w twoim wieku. Temu chłopcu odcięto palec i przesłano jego matce.
Dziewczyna skrzywiła się.
– O kurde! To okropne!
– Pomóż mi, Mindy.
– Pan jest z policji?
– Nie. Po prostu staram się uratować chłopaka.
Machnęła lekceważąco ręką.
– Wolna droga. Nie jestem wam potrzebna.
– Pojedziesz z nami.
– Po co?
– Żebyś nie ostrzegła Tita.
– Nie ostrzegę.
Myron pokręcił głową.
– A poza tym znasz drogę do Gospody Parkera. Zaoszczędzisz nam czasu.
– Mowy nie ma. Nie jadę.
– Jeżeli nie pojedziesz, powiem Amber, Trish i reszcie waszej paczki o twoim nowym chłopaku – zagroził.
– To nie jest mój chłopak – odparła, stropiona. – Spotkaliśmy się parę razy.
– W takim razie nakłamię – rzekł z uśmiechem Myron. – Powiem im, że z nim spałaś.
– Nie spałam! – wykrzyknęła. – Kurde, to niesprawiedliwe!
Wzruszył ramionami.
Skrzyżowała ręce, wciąż żując gumę. Wkrótce jednak porzuciła tę obronną postawę.
– No dobra, pojadę. Ale nie chcę – wymierzyła palec w Myrona – żeby Tit mnie widział. Zostanę w samochodzie.
– Zgoda.
Myron pokręcił głową. Na razie ścigali niejakiego Tita. Co jeszcze ich czekało?
Parking Gospody Parkera, potwornej meliny dla białej hołoty, kurew i gangów motocyklowych, wypełniały furgonetki i motocykle. Z otwartych drzwi grzmiała muzyka country. Kilku obszczymurków z żółtym jeleniem (logo fumy produkującej traktory) na baseballówkach opróżniało pęcherze na ścianę. Co jakiś czas któryś obracał się w stronę sąsiada i obsikiwali się nawzajem wśród przekleństw i śmiechu. Wesołe miasteczko. Siedzący w zaparkowanym po drugiej stronie ulicy wozie Myron spojrzał na Mindy.
– Bywasz tutaj? – spytał.
Wzruszyła ramionami.
– Wpadłam parę razy – odparła. – Dla ciar, dla emocji, nie?
Myron skinął głową.
– To może od razu oblejesz się benzyną i podpalisz.
– Wal się pan! Jest pan moim starym? Uniósł ręce. Miała rację. Nic mu do tego.
– Widzisz tu gdzieś furgonetkę Tita? – spytał.
Nie mógł go tak po prostu nazwać Cycem. No, chyba żeby lepiej go poznał. Mindy przesunęła wzrokiem po parkingu.
– Nie.
Myron też nie dostrzegł samochodu Paskudy.
– Wiesz, gdzie mieszka?
– Nie wiem.
Pokręcił głową.
– Handluje narkotykami, wydziargał sobie swastyk i nie ma tyłka. Ale nie wmawiaj mi… że poza tym wszystkim Tito to rozkoszny kochaś.
– Odwal się, człowieku, dobra?! – krzyknęła. – Odwal!
– Myron – ostrzegła go Esperanza.
Ponownie uniósł ręce. Rozsiedli się w fotelach i czekali. Nic się nie zdarzyło. Mindy westchnęła najgłośniej jak można.
– No to jak, mogę już sobie pójść?
– Mam pomysł – powiedziała Esperanza.
– Jaki? – spytał.
Wyciągnęła bluzkę z dżinsów, związała ją w supeł pod żebrami, obnażając płaski, śniady brzuch, i rozpięła górne guziki, tworząc śmiały dekolt. Wyćwiczonym okiem detektywa Myron dostrzegł czarny stanik. Opuściła lusterko w samochodzie i zaczęła się malować. Wyzywająco. Zbyt wyzywająco. Na koniec nieco zmierzwiła włosy, podwinęła nogawki dżinsów i spojrzała na niego z uśmiechem.
– Jak wyglądam? – spytała. Nawet jemu nogi zmiękły w kolanach.
– Chcesz tam wejść tak jak teraz?
Читать дальше