– Rozumiem, ale nie wiem, co to ma wspólnego ze mną.
– Chcę, żeby pan zrozumiał. Z tym właśnie musimy walczyć. Z ich pieniędzmi i władzą. Z ludźmi, którzy oszukują, kradną i są gotowi na wszystko.
– Jeśli chce mi pani powiedzieć, że w tym mieście trwa ostra walka o przyjęcie do college’u to dobrze o tym wiem. Również brałem w niej udział.
– Pan był koszykarzem.
– Tak.
– Roger jest takim dobrym uczniem. Tak ciężko pracuje. Jego marzeniem jest dostać się do Duke. Mówił panu o tym. Pewnie pan nie pamięta.
– Wspominał, że złoży tam podanie. Nie pamiętam, że mówił, że to jego marzenie. Po prostu wymienił kilka szkół.
– Ta była na pierwszym miejscu – oświadczyła stanowczo Maxine Chang. – I gdyby Roger został przyjęty, dostałby stypendium. Wystarczyłoby na czesne. To było dla nas bardzo ważne. Jednak nie dostał się. Mimo że był czwarty w swojej klasie. Chociaż miał bardzo dobre wyniki. Lepsze niż Aimee Biel.
Maxine Chang popatrzyła na Myrona ponuro.
– Chwileczkę. Winicie mnie za to, że Roger nie dostał się do Duke?
– Niewiele wiem, Myronie. Jestem tylko praczką. Jednak taka szkoła jak Duke niemal nigdy nie przyjmuje więcej niż jednego ucznia z konkretnego liceum w New Jersey. Aimee Biel została przyjęta. Roger miał lepsze stopnie i doskonałą opinię. Żadne z nich dwojga nie jest wybitnym sportowcem. Roger gra na skrzypcach, Aimee na gitarze.
Maxine Chang wzruszyła ramionami.
– Zatem niech mi pan powie. Dlaczego to ona się dostała, a nie Roger?
Chciał zaprotestować, ale nagle zrozumiał. Napisał list polecający. Nawet zadzwonił do swojego kolegi. Ludzie wciąż robią takie rzeczy. Przecież z tego nie wynikało, że Roger Chang nie zostanie przyjęty. Jednak zadziałała prosta matematyka: kiedy ktoś zajmie jedyne miejsce, ktoś inny musi odpaść.
Maxine powiedziała błagalnie:
– Roger był taki zły.
– To nie jest usprawiedliwienie.
– Nie, nie jest. Porozmawiam z nim. Przeprosi pana, obiecuję.
Jednak Myronowi znów coś przyszło do głowy.
– Czy Roger był zły tylko na mnie?
– Nie rozumiem.
– Czy był zły także na Aimee?
Maxine Chang zmarszczyła brwi.
– Dlaczego pan pyta?
– Ponieważ zaraz potem z tej budki telefonicznej dzwoniono na komórkę Aimee Biel. Czy Roger był na nią zły? Chciał się odegrać?
– Nie, nie Roger. On nie jest taki.
– Racja, on tylko grozi mi przez telefon.
– To była zwykła dziecinada. Nie wiedział, co robi.
– Muszę porozmawiać z Rogerem.
– Co? Nie, zabraniam panu.
– Świetnie, więc pójdę na policję. Powiem o groźbach przez telefon.
Zrobiła wielkie oczy.
– Nie zrobiłby pan tego.
Zrobiłby. Może nawet powinien to zrobić. Jednak jeszcze nie teraz.
– Chcę z nim porozmawiać.
– Będzie tu po szkole.
– Zatem wrócę o trzeciej. Jeśli go nie zastanę, pójdą na policję.
Doktor Edna Skylar spotkała Myrona w holu szpitala Świętego Barnaby. Miała wszystkie rekwizyty swojego zawodu – biały fartuch, identyfikator z godłem szpitala, stetoskop na szyi i notatnik w ręce. Miała również poczucie własnej wartości, do tego godną pozazdroszczenia posturę, skąpy uśmieszek i zdecydowany, lecz nie nazbyt silny uścisk dłoni.
Myron przedstawił się. Spojrzała mu prosto w oczy.
– Niech mi pan opowie o tej zaginionej dziewczynie – zażądała.
Ton jej głosu nie dopuszczał sprzeciwu. Myron chciał, żeby mu zaufała, więc zaczął opowiadać, nie podając nazwiska Aimee. Oboje stali na środku holu. Pacjenci i goście przechodzili obok, niektórzy całkiem blisko.
– Może jest tu jakieś spokojniejsze miejsce – powiedział Myron.
Edna Skylar uśmiechnęła się, ale niewesoło.
– Ci ludzie są zajęci swoimi sprawami, znacznie ważniejszymi z ich punktu widzenia.
Myron kiwnął głową. Zobaczył staruszka z maską tlenową, jadącego na wózku. Widział bladą kobietę w niedopasowanej peruce, miała zrezygnowaną i zdziwioną minę, jakby zastanawiała się, czy jeszcze stąd wyjdzie i czy to w ogóle kogoś obchodzi.
Edna Skylar obserwowała go.
– Jest tu wiele śmierci – powiedziała.
– Jak sobie pani z tym radzi? – zapytał Myron.
– Chce pan usłyszeć standardową odpowiedź, że oddzielam życie osobiste od zawodowego?
– Niezupełnie.
– Tak naprawdę to sama nie wiem. Moja praca jest interesująca. Nigdy się nie starzeje. Widzę, jak ludzie umierają. To również nigdy się nie zmienia. Nie pomaga mi zaakceptować własnej śmiertelności ani nic takiego. Wprost przeciwnie. Śmierć budzi nieustanny sprzeciw. Życie jest znacznie cenniejsze, niż może pan sobie wyobrazić. Znam prawdziwą wartość życia. Śmierć to wróg. Nie akceptuję jej. Walczę.
– I to nigdy nie jest nużące?
– Oczywiście, że jest. Jednak co innego mam robić? Piec ciastka? Pracować na Wall Street? – Rozejrzała się. – Ma pan rację, tu jest zbyt duży ruch. Proszę iść za mną, ale mam mało czasu, więc niech pan mówi dalej.
Myron opowiedział jej resztę historii zniknięcia Aimee. Starał się maksymalnie streszczać i nie wyjaśniać swojego udziału, ale podkreślił fakt, że obie dziewczyny skorzystały z tego samego bankomatu. Spytała o kilka drobnych szczegółów. Dotarli do jej gabinetu i usiedli.
– Wygląda na to, że uciekła z domu – powiedziała Edna Skylar.
– Zdaję sobie z tego sprawę.
– Ktoś podał panu moje nazwisko, zgadza się?
– Mniej więcej.
– Zatem wie pan, co widziałam?
– Znam tylko podstawowe fakty. Pani zeznanie przekonało prowadzących śledztwo, że Katie uciekła z domu. Ja tylko się zastanawiam, czy widziała pani coś, co mogłoby sugerować, że tak nie jest.
– Nie. A zastanawiałam się nad tym ze sto razy.
– Zdaje sobie pani sprawę – rzekł Myron – że ofiary porwań często identyfikują się ze swoimi porywaczami.
– Wiem o tym. Syndrom sztokholmski i wszystkie jego dziwaczne następstwa. Jednak w tym wypadku po prostu na to nie wyglądało. Katie nie była wyczerpana. Świadczyła o tym mowa jej ciała. Nie miała w oczach lęku ani fanatycznego błysku. Prawdę mówiąc, patrzyła bardzo trzeźwo. Nie dostrzegłam śladu narkotycznego odurzenia, choć przyznaję, że widziałam ją przez krótką chwilę.
– Gdzie dokładnie zobaczyła ją pani pierwszy raz?
– Na Ósmej Alei, w pobliżu Dwudziestej Pierwszej Ulicy.
– I szła do metra?
– Tak.
– Na tej stacji krzyżuje się kilka linii.
– Wsiadała do linii A.
Linia A biegła z północy na południe przez Manhattan. Ta informacja mu nie pomoże.
– Proszę mi opowiedzieć o tym mężczyźnie, który jej towarzyszył.
– Trzydzieści, trzydzieści pięć lat. Średniego wzrostu. Przystojny. Długie, czarne włosy. Dwudniowy zarost.
– Blizny, tatuaże, coś takiego?
Edna Skylar potrząsnęła głową i opowiedziała mu całą historię. Szła po ulicy z mężem i dostrzegła Katie, która wyglądała inaczej, na starszą, dojrzalszą, miała inną fryzurę, tak że nawet pani doktor nie była pewna, że to Katie, dopóki ta nie powiedziała: „Nie może pani nikomu wyjawić, że mnie pani widziała”.
– I mówi pani, że wyglądała przy tym na przestraszoną?
– Tak.
– Jednak nie bała się mężczyzny, który z nią był?
– Zgadza się. Mogę o coś zapytać?
– Pewnie.
– Wiem coś o panu – powiedziała. – Nie, nie jestem miłośniczką koszykówki, ale Google potrafi zdziałać cuda. Wciąż korzystam z tej wyszukiwarki. Również w pracy. Kiedy mam nowego pacjenta, sprawdzam go w sieci.
Читать дальше