– Nic.
Erik niemal się uśmiechnął.
– Wciąż jesteś jej rycerzem w lśniącej zbroi, co, Myron? Myron naprawdę miał teraz ochotę walnąć go w nos. Zamiast tego odwrócił się i spojrzał na żółty dom z dwoma samochodami stojącymi na podjeździe. I wtedy to dostrzegł.
Zastygł.
– O co chodzi? – zapytał Erik.
Pospiesznie odwrócił wzrok.
– Potrzebuję twojej pomocy.
Erik ożywił się.
– Powiedz tylko, co mam robić.
Myron poszedł z powrotem w kierunku ścieżki, przeklinając się w duchu. Strasznie zardzewiał. Nie powinien był niczego dać po sobie poznać. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebował, to Erika zachowującego się jak słoń w składzie porcelany. Musiał załatwić to bez niego.
– Dobrze znasz się na komputerach?
Erik zmarszczył brwi.
– Tak sądzę.
– Chcę, żebyś poszperał w sieci. Musisz przepuścić przez wyszukiwarkę numery domów znajdujących się przy tej ulicy. Będzie nam potrzebny wykaz mieszkańców. Chcę, żebyś wrócił teraz do domu i zrobił to dla mnie.
– Czy nie powinniśmy teraz czegoś zrobić? – zapytał Erik.
– Na przykład?
– Zapukać do drzwi.
– I co powiedzieć? Co zrobić?
– Może ktoś ją przetrzymuje tutaj, właśnie przy tej ulicy.
– To bardzo wątpliwe. A nawet gdyby, dobijając się do drzwi, zapewne spłoszylibyśmy sprawców. Wystarczy, że o tej porze zapukamy do jednego domu i lokator zadzwoni na policję. Wszyscy sąsiedzi zostaną ostrzeżeni. Posłuchaj, Eriku. Najpierw musimy zorientować się w sytuacji. To może być ślepa uliczka. Może Aimee wcale nie szła tą ścieżką.
– Mówiłeś, że twoim zdaniem szła.
– Tak podejrzewam, ale to niewiele znaczy. Ponadto mogła przejść jeszcze pięć przecznic dalej. Nie możemy strzelać na oślep. Jeśli chcesz pomóc, jedź do domu. Sprawdź te adresy. Daj mi kilka nazwisk.
Przeszli po ścieżce. Minęli bramę i wrócili do swoich samochodów.
– Co ty zamierzasz zrobić? – spytał Erik.
– Mam kilka innych tropów, które chcę sprawdzić.
Erik miał ochotę pytać dalej, ale zniechęcił go ton głosu i mina Myrona.
– Zadzwonię do ciebie, gdy tylko skończę poszukiwania – rzekł.
Obaj wsiedli do samochodów. Myron patrzył, jak Erik odjeżdża. Potem wyjął telefon komórkowy i wybrał numer Wina.
– Wysłów się.
– Chcę, żebyś gdzieś się włamał.
– Cudownie. Wyjaśnij, proszę.
– Znalazłem ścieżkę niedaleko miejsca, gdzie wysadziłem Aimee. Prowadzi do następnego zaułka.
– Ach tak. Czy domyślasz się, dokąd poszła?
– Fernlake Court szesnaście.
– Chyba jesteś tego pewny.
– Na podjeździe stoi samochód. Na tylnej szybie ma nalepkę. Z parkingu dla pracowników liceum w Livingston.
– Już jadę.
Myron i Win spotkali się trzy przecznice od celu, w pobliżu szkoły podstawowej. Tu zaparkowany samochód nie wzbudzi podejrzeń. Win był ubrany na czarno, a na głowie miał czarną czapeczkę, która zakrywała jego blond loki.
– Nie widziałem systemu alarmowego – rzekł Myron. Win kiwnął głową. Systemy alarmowe były dla niego drobnym utrudnieniem, a nie przeszkodą nie do pokonania.
– Wrócę za pół godziny. I wrócił. Punktualnie.
– Dziewczyny nie ma w domu. Mieszka w nim dwoje nauczycieli. On nazywa się Harry Davis. Uczy angielskiego w liceum w Livingston. Jego żona ma na imię Lois. Uczy w gimnazjum w Glen Rock. Mają dwie córki, chyba studentki, sądząc po zdjęciach i po tym, że nie ma ich w domu.
– To nie może być przypadek.
– Założyłem sygnalizatory GPS na obu samochodach. Ponadto Davis ma znoszoną dyplomatkę, wypchaną klasówkami i planami lekcji. Do niej też podłożyłem jeden. Jedź do domu i prześpij się trochę. Dam ci znać, kiedy się zbudzi i wyjdzie z domu. Pojadę za nim. A potem go dopadniemy.
Myron wgramolił się do łóżka. Myślał, że nie zaśnie. Jednak zasnął. Spał jak zabity, dopóki nie usłyszał metalicznego szczęku dobiegającego z parteru.
Jego ojciec miał lekki sen. Za młodu Myron czasem budził się w nocy i próbował przejść obok pokoju rodziców, nie budząc ojca. Nigdy mu się nie udało. A ojciec nie budził się powoli. Zrywał się gwałtownie, jakby ktoś wlał mu lodowato zimną wodę do spodni od piżamy.
Teraz Myron zareagował tak samo, słysząc ten metaliczny trzask. Usiadł na łóżku. Pistolet leżał na nocnej szafce. Myron złapał go. Jego komórka też tam leżała. Myron wcisnął przycisk przyspieszonego wybierania, łącząc się z Winem i wyłączając głośnik.
Potem siedział nieruchomo i nasłuchiwał.
Otworzyły się drzwi frontowe.
Ktokolwiek to był, starał się nie robić hałasu. Myron po cichu przeszedł przez pokój i przycisnął się do ściany obok drzwi. Czekał i słuchał. Intruz wszedł drzwiami frontowymi. Dziwne. Zamek w nich miał swoje lata. Można go było sforsować. Jednak zrobić to tak cicho – jednym szybkim ruchem – mógł tylko ktoś naprawdę dobry.
Myron czekał.
Kroki.
Lekkie. Myron przywarł plecami do ściany. Mocniej zacisnął palce na rękojeści pistoletu. Bolała go pogryziona noga. I głowa. Próbował zapomnieć o tym i skupić się.
Zastanawiał się, gdzie najlepiej stanąć. Przyciśnięty do ściany przy drzwiach, tak jak teraz, mógł wszystko słyszeć, ale – wbrew temu, co widuje się na filmach – nie była to najlepsza pozycja, gdyby ktoś wtargnął do pokoju. Po pierwsze, jeśli intruz był tak dobry, to przewidzi jego ruch. Po drugie, jeśli włamywacz nie jest jeden, wyskakiwanie zza drzwi stanowiłoby najgorszy manewr. Atakując, Myron ujawniłby swoją pozycję. Może załatwiłby pierwszego intruza, ale drugi skasowałby jego.
Myron na palcach podszedł do drzwi łazienki. Schował się za nimi i spojrzał przez szparę. Był ustawiony pod idealnym kątem. Mógł stąd zobaczyć wchodzącego intruza. Mógł strzelić lub zawołać do niego, żeby się poddał, a gdyby musiał strzelić, nadal byłby dobrze ustawiony, gdyby następny wpadł do pokoju lub wycofał się.
Kroki ucichły przed drzwiami sypialni.
Czekał. Własny oddech wydawał mu się głośny jak syrena. Cierpliwość była domeną Wina, nigdy Myrona. Mimo to nakazał sobie spokój. Oddychał głęboko. Nie odrywał oczu od uchylonych drzwi.
Zobaczył cień.
Wycelował w sam środek. Win zapewne wybrałby głowę, ale Myron wymierzył w pierś – najpewniejszy cel.
Kiedy intruz przeszedł przez drzwi i znalazł się w wąskiej smudze światła, Myron o mało nie sapnął ze zdziwienia. Wyszedł zza drzwi, wciąż trzymając pistolet.
– No, no – usłyszał. – To już siedem lat. Czy widzę w twoim ręku broń, czy też tak się cieszysz na mój widok?* [Nieco zmienione słowa Mae West, której jedno z ulubionych powiedzonek brzmiało: „Masz rewolwer w kieszeni, czy tak się cieszysz na mój widok?”]
Myron stał i nie ruszał się.
Siedem lat. Nagle wydawało się, że tych siedmiu lat nigdy nie było.
Jessica Culver, jego dawna bratnia dusza, właśnie wróciła.
Zeszli na dół, do kuchni.
Jessica otworzyła lodówkę.
– Nie ma yoo-hoo?
Myron pokręcił głową. Czekoladowy yoo-hoo był jego ulubionym napojem. Kiedy mieszkali razem, zawsze miał go spory zapas.
– Już tego nie pijesz?
– Rzadko.
– Pewnie któreś z nas powinno zauważyć, że wszystko się zmienia.
– Jak tu weszłaś? – zapytał.
– Wciąż trzymasz klucz w rynnie. Tak samo jak twój ojciec. Kiedyś to wykorzystaliśmy. Pamiętasz?
Читать дальше