– Dobrze. Mam w komputerze mapę. Spróbujemy znaleźć ten zaułek i zobaczymy, co będzie.
Rodzinne Livingston Myrona było nuworyszowskie i żydowskie – niegdyś rolnicze tereny zabudowane mnóstwem identycznych dwukondygnacyjnych domków z jednym centrum handlowym. Ridgewood było wiktoriańskie i tradycyjnie amerykańskie, o bardziej urozmaiconym krajobrazie, z prawdziwym śródmieściem pełnym restauracji i sklepów. Domy Ridgewood pochodziły z różnych epok. Ulice biegły szpalerami drzew, lekko pochylonych ku sobie ze starości i chroniących je baldachimem listowia.
Czy ta ulica wyglądała znajomo?
Myron zmarszczył brwi. Nie potrafił powiedzieć. W dzień domy różniły się od siebie, ale w nocy wszystkie tonęły w zieleni. Loren skręciła w zaułek. Myron pokręcił głową. Spróbowali wjechać w następny i kolejne. Uliczki wiły się pozornie bez powodu i planu, jak linie abstrakcyjnego obrazu.
Kolejne ślepe zaułki.
– Mówiłeś, że Aimee nie piła – powiedziała Loren.
– Zgadza się.
– Jakie sprawiała wrażenie?
– Wzburzonej. – Wyprostował się. – Myślałem, że może zerwała ze swoim chłopcem. Chyba ma na imię Randy. Rozmawialiście już z nim?
– Nie.
– Dlaczego nie?
– Muszę się tłumaczyć?
– Nie o to chodzi, ale znika dziewczyna, prowadzisz dochodzenie…
– Nie było dochodzenia. Jest dorosła, nic nie wskazuje na to, że padła ofiarą przemocy, nie ma jej zaledwie kilka godzin.
– I macie mnie.
– Właśnie. Oczywiście, Claire i Erik dzwonili do jej znajomych. Randy Wolf, jej chłopak, nie widział się z nią zeszłej nocy. Był w domu z rodzicami.
Myron zmarszczył brwi.
Loren Muse zauważyła to w lusterku.
– O co chodzi? – zapytała.
– Sobotnia noc po ukończeniu liceum – powiedział – a Randy zostaje w domu z mamusią i tatusiem?
– Zrób coś dla mnie, Bolitar. Znajdź tylko ten dom, dobrze? Gdy tylko minęli kolejny zakręt, Myron doznał deja vu.
– Po prawej. Na końcu zaułka.
– To tutaj?
– Jeszcze nie jestem pewien. – Zaraz jednak dodał: – Taak. Tak, to tu.
Podjechała i zaparkowała. Radiowóz z Ridgewood zatrzymał się za nimi. Myron spojrzał przez okno.
– Jeszcze kilka metrów.
Loren zrobiła to. Myron nie odrywał oczu od domu.
– No i?
Kiwnął głową.
– To ten. Otworzyła furtkę z boku domu.
O mało nie dodał „ i wtedy widziałem ją po raz ostatni”, ale powstrzymał się.
Loren wysiadła. Myron obserwował ją. Podeszła do radiowozu i zamieniła kilka zdań z Bannerem oraz mundurowym z naszywkami policji z Ridgewood. Porozmawiali chwilę, pokazując na dom. Potem Loren Muse ruszyła do drzwi. Zadzwoniła. Otworzyła jej jakaś kobieta. W pierwszej chwili Myron jej nie widział. Potem przesunęła się na bok. Nie, nikt znajomy. Była chuda. Jasne włosy sterczące spod baseballówki. Wyglądała, jakby dopiero co skończyła sprzątać.
Kobiety rozmawiały kilka minut. Loren wciąż oglądała się na Myrona, jakby bała się, że spróbuje uciec. Minęła jeszcze minuta lub dwie. Loren uścisnęła dłoń kobiety. Ta wróciła do środka i zamknęła drzwi. Loren wróciła do samochodu.
– Proszę, pokaż mi, dokąd poszła Aimee.
– Co powiedziała ta kobieta?
– A jak myślisz?
– Że nigdy nie słyszała o Aimee Biel.
Loren Muse dotknęła nosa palcem wskazującym, a potem wycelowała go w Myrona.
– To jest ten dom – powiedział. – Jestem pewien.
W myślach odtworzył drogę Aimee. Podeszła do bramy. Pamiętał, jak tam stała. Pamiętał, jak pomachała mu ręką i że coś go wtedy zaniepokoiło.
– Powinienem był… – Zamilkł. To bez sensu. – Weszła tędy. Na moment zniknęła mi z oczu. Potem znów się pojawiła i pomachała ręką, żebym odjechał.
– I odjechałeś?
– Tak.
Loren Muse zajrzała na podwórko, zanim odprowadziła go do radiowozu.
– Odwiozą cię do domu.
– Mogę odzyskać moją komórkę?
Rzuciła mu ją. Myron wsiadł do radiowozu. Banner zapuścił silnik. Myron uchylił drzwi.
– Muse?
– Co?
– Ona wybrała ten dom z jakiegoś powodu.
Zamknął drzwi. Jechali w milczeniu. Myron patrzył na bramę, jak maleje w oddali i w końcu znika, jak Aimee Biel.
Dominick Rochester, ojciec Katie, siedział na końcu długiego stołu w jadalni. Trzej jego chłopcy też tam byli. Jego żona, Joan, kręciła się po kuchni. Zostały dwa puste krzesła – jej i Katie. Żuł mięso, wpatrując się w puste krzesło, jakby chciał przywołać córkę siłą woli.
Joan przyszła z kuchni. Niosła półmisek z pokrojoną wołowiną. Wskazał na swój prawie pusty talerz, ale już mu nakładała. Żona Dominicka Rochestera nie pracowała i zajmowała się domem. Żadnych bzdur typu kobieta pracująca. Dominick by tego nie zniósł.
Podziękował mrukliwie. Joan wróciła na swoje miejsce. Chłopcy jedli w milczeniu. Joan wygładziła spódnicę i podniosła widelec. Dominick obserwował ją. Kiedyś była tak cholernie piękna. Teraz miała szkliste oczy i potulną minę. Garbiła się. Za dużo piła w ciągu dnia i myślała, że on o tym nie wie. Nieważne. Nadal była matką jego dzieci i znała swoje miejsce. Dlatego przymykał oko.
Zadzwonił telefon. Joan Rochester zerwała się z krzesła, ale Dominick machnięciem ręki dał jej znak, żeby usiadła. Otarł usta, jakby wycierał przednią szybę samochodu, i wstał. Był krępym mężczyzną. Nie grubym. Krępym. Byczy kark, szerokie ramiona, szeroka klatka piersiowa, muskularne przedramiona i uda.
Dominick Rochester nienawidził własnego nazwiska. Jego ojciec przyjął je, usiłując się zasymilować. Jednak stary Dominicka był mięczakiem i frajerem. Jego syn chętnie powróciłby do oryginalnego, lecz to również uznano by za słabość. Ludzie mogliby pomyśleć, że za bardzo przejmuje się tym, co myślą inni. W świecie Dominicka nie wolno okazywać słabości. Po jego ojcu przejechali się niczym walec. Zmusili go do zamknięcia salonu fryzjerskiego. Drwili z niego. Ojciec uważał, że może to ignorować. Dominick wiedział, że nie.
Albo rozbijasz łby, albo rozbiją go tobie. Nie zadajesz żadnych pytań. Nie próbujesz negocjować – przynajmniej nie od razu. Najpierw rozbijasz łby. Rozbijasz je i zbierasz cięgi, aż zaczną cię szanować. Dopiero wtedy zaczynasz negocjować. Udowadniasz im, że potrafisz przyjmować ciosy. Pokazujesz, że nie boisz się rozlewu krwi, nawet własnej. Chcesz wygrać, musisz uśmiechać się zakrwawionymi wargami. Wtedy zwrócą na ciebie uwagę.
Telefon ponownie zadzwonił. Dominick spojrzał na numer dzwoniącego. Zastrzeżony, ale większość dzwoniących do niego ludzi nie lubiła się ujawniać. Wciąż żując mięso, podniósł słuchawkę.
Głos na drugim końcu linii powiedział:
– Mam coś dla ciebie.
To jego wtyczka w biurze prokuratora. Przełknął mięso.
– Mów.
– Zginęła następna dziewczyna.
To wzbudziło jego zainteresowanie.
– Także z Livingston. W tym samym wieku, właśnie skończyła szkołę.
– Nazwisko?
– Aimee Biel.
To nazwisko nic mu nie mówiło, ale niezbyt dobrze znał koleżanki Katie. Zakrył ręką słuchawkę.
– Czy ktoś z was zna dziewczynę, która nazywa się Aimee Biel?
Nikt się nie odezwał.
– Hej, zadałem wam pytanie. Jest z rocznika Katie. Chłopcy potrząsnęli głowami. Joan nie poruszyła się. Napotkała jego spojrzenie. Powoli pokręciła głową.
– To nie wszystko – powiedział jego informator.
– Co jeszcze?
– Znaleźli powiązanie z twoją córką.
Читать дальше