– Nie krzyczały? Nie wezwały strażnika?
– Trudno im było krzyczeć. Obie miały przecięte krtanie.
Podeszła do szczytu stołu operacyjnego i obejrzała metalowy stojak, na którym wisiał woreczek z roztworem; plastikowa rurka i cewnik dożylny zwisały nad kałużą wody na podłodze. Pod stołem leżała stłuczona szklana strzykawka.
– Byli w trakcie podawania mu roztworu – stwierdziła.
– Zaczęli już w izbie przyjęć – wyjaśniał Arlen.
– Po zbadaniu przez chirurga został przewieziony prosto tutaj.
Chirurg orzekł pęknięcie wyrostka robaczkowego.
– Gdzie był w tym czasie chirurg? Dlaczego mu nie towarzyszył?
– Diagnozował innego pacjenta.
Przybył dziesięć, może piętnaście minut po wszystkim. Przeszedł przez podwójne drzwi, zobaczył martwego strażnika więziennego na podłodze w pomieszczeniu dyżurnym i natychmiast pobiegł do telefonu. Prawie cały personel pogotowia przybiegł tu, ale już nie dało się pomóc ofiarom.
Spojrzawszy na podłogę, zobaczyła liczne plamy i rozmazane ślady tak wielu osób, że trudno byłoby cokolwiek z nich odczytać.
– Dlaczego nie było tutaj strażnika, żeby pilnował więźnia? – spytała.
– Sala operacyjna jest pomieszczeniem sterylnym. Nie wolno tu przebywać w codziennym ubraniu. Prawdopodobnie kazano mu czekać na zewnątrz.
– Czy regulamin więzienny nie nakazuje, żeby pensjonariusze byli skuci w czasie przebywania poza więzieniem?
– Nakazuje.
– Nawet w sali operacyjnej, nawet pod narkozą powinien być przykuty za rękę lub nogę do stołu.
– Powinien.
– Znaleźliście kajdanki?
Detektywi popatrzyli po sobie.
– Kajdanki leżały na podłodze pod stołem.
– Więc był przykuty.
– Początkowo tak…
– Dlaczego zdjęto kajdanki?
– Może z jakiegoś medycznego powodu – powiedział Arlen.
– Żeby zmienić jego ułożenie na stole… albo rozpocząć następny wlew do żyły.
Potrząsnęła głową.
– Musieliby w tym celu wpuścić tu strażnika, żeby odpiął kajdanki.
Strażnik nie wyszedłby z sali, zostawiając rozkutego więźnia.
– Więc okazał się lekkomyślny stwierdził Canady.
– Wszystkim się wydawało, że Hoyt jest bardzo chory… zbyt cierpiący, żeby podjąć walkę. Najwidoczniej nie spodziewali się…
– Jezu – mruknęła.
– Nie pozbył się bestialstwa.
– Spojrzała na wózek ze środkami anestetycznymi i zauważyła, że jedna szufladka była otwarta. W jasnym świetle lamp połyskiwały ampułki thiopentalu, środka znieczulającego.
Już mieli zacząć go usypiać, pomyślała. Wyobraziła sobie, jak leży na stole – igła w żyle, twarz wykrzywiona bólem i jęczy. Pozostali są zajęci przygotowaniami do zabiegu; nie przeczuwają, co za chwilę nastąpi. Pielęgniarka zastanawia się, jakie instrumenty przygotować chirurgowi. Lekarz anestezjolog oblicza dawkę środka usypiającego, obserwując równocześnie na monitorze pracę serca. Widzi, jak serce pacjenta przyspiesza, ale sądzi, że to z bólu. Nie domyśla się, że zbiera się do skoku… że chce zabić. A co potem… jak to się dalej potoczyło?
Popatrzyła na tacę z instrumentami obok stołu.
Była pusta.
– Użył skalpela? – spytała.
– Nie znaleźliśmy narzędzia zbrodni.
– To jego ulubiony instrument.
Zawsze używał skalpela.
– Nagle wpadła na myśl, pod wpływem której włosy zjeżyły się jej na głowie.
Spojrzała na Arlena.
– Czy możliwe, że on jest jeszcze w budynku?
– W budynku go nie ma – powiedział Canady.
– Zawsze podawał się za doktora. Potrafi wtopić się w personel medyczny. Przeszukaliście szpital?
– Nie musieliśmy.
– To skąd wiecie, że go tu nie ma?
– Ponieważ jest dowód, że opuścił szpital. Mamy taśmę wideo.
Poczuła przyspieszone bicie serca.
– Kamery podglądowe go zarejestrowały?
Canady skinął głową.
– Myślę, że będziesz chciała to obejrzeć.
– Jakoś dziwnie się zachowuje – rzekł Arlen.
– Obejrzeliśmy tę taśmę kilka razy i dalej nic nie rozumiemy.
Przenieśli się na dół, do sali konferencyjnej szpitala.
W rogu stał telewizor i magnetowid, w szafce na kółkach. Canady kazał Arlenowi włączyć oba urządzenia, a sam zasiadł z pilotem w ręku. Operowanie pilotem dodawało ważności, a Canady chciał być najważniejszy. Arlenowi było wszystko jedno.
Canady wsunął kasetę z taśmą do magnetowidu i powiedział: – Zaraz się okaże, czy bostońska policja odgadnie, o co tu chodzi.
– Wyglądało to na rzucenie rękawicy.
Nacisnął guzik odtwarzania.
Na ekranie pojawił się widok korytarza. Na jego końcu widniały zamknięte drzwi.
– Ujęcie pochodzi z kamery zamontowanej na korytarzu parteru – objaśnił Arlen.
– Drzwi prowadzą bezpośrednio na parking dla personelu, po wschodniej stronie budynku.
To jest jedno z czterech wyjść. U dołu ekranu widać czas nagrania.
– Piąta dziesięć – odczytała.
– Według zapisu w rejestrze izby przyjęć więzień został przewieziony do sali operacyjnej o czwartej czterdzieści pięć, więc to, co widzimy, zostało sfilmowane dwadzieścia pięć minut później. Zobacz teraz, co się będzie działo o piątej jedenaście.
Sekundy mijały, ale nic się nie działo.
Kiedy zegar pokazał 11.13, na ekranie pojawiła się postać zmierzająca wolnym, spokojnym krokiem ku wyjściu. Była odwrócona plecami do kamery. Nad kołnierzem białego płaszcza laboratoryjnego widniała głowa porośnięta krótko przystrzyżonymi, brązowymi włosami. Postać miała na sobie zielone spodnie chirurgiczne, i na butach papierowe ochraniacze. Doszła do końca korytarza i podniosła rękę, żeby nacisnąć guzik otwierający drzwi, gdy nagle się zatrzymała.
– Uważaj teraz – powiedział Arlen.
Postać powoli odwróciła się i spojrzała prosto w obiektyw kamery.
Rizzoli poczuła suchość w ustach.
Pochyliła się w stronę ekranu i wbiła oczy w twarz Hoyta. Miała wrażenie, że ją widzi, choć zdawała sobie sprawę, że to niemożliwe. Zaczął wracać w stronę kamery. Kiedy podszedł bliżej, zauważyła, że pod lewym ramieniem ma jakiś węzełek. Zbliżał się coraz bardziej, na koniec stanął pod samym obiektywem.
– Teraz nastąpi coś dziwnego – mówił dalej Arlen.
Patrząc prosto w obiektyw, Hoyt podniósł prawą rękę, dłonią do kamery, jakby przysięgał w sądzie. Lewą ręką pokazywał otwartą dłoń prawej, uśmiechając się przy tym.
– Co to, do diabła, ma znaczyć? – zapytał Canady.
Rizzoli nie odpowiedziała.
Patrzyła w milczeniu, jak Hoyt się odwraca, idzie ku wyjściu i znika za drzwiami.
– Puść to jeszcze raz – poprosiła cicho.
– Domyślasz się, co miał znaczyć ten gest?
– Puść to jeszcze raz.
Canady z nachmurzoną miną nacisnął guzik przewijania, a potem odtwarzania.
Po raz drugi Hoyt powędrował ku drzwiom, odwrócił się, podszedł do kamery i wbił wzrok w obserwujących go detektywów.
Siedziała sprężona, z bijącym sercem, czekając na jego gest. Na gest, który już rozumiała.
Podniósł dłoń.
– Zatrzymaj – powiedziała.
– Teraz!
Canady nacisnął guzik pauzy.
W zatrzymanym kadrze Hoyt stał, uśmiechając się, wskazującym palcem lewej ręki pokazywał otwartą dłoń prawej. Poczuła się jak ogłuszona.
Pierwszy przerwał ciszę Arlen.
– Co to znaczy? Domyślasz się?
Przełknęła ślinę.
– Tak.
– No to mów – warknął Canady.
Читать дальше