Lee przyłożył palec do ust i uśmiechnął się. Jego pistolet celował wprost w Thornhilla, który zesztywniał, strzelał oczami na lewo i prawo, szukając drogi ucieczki, ale żadnej nie było. Jeśli zacznie uciekać albo krzyczeć, zginie, widział to w oczach tego człowieka. Lee przeszedł przez pokój i zamknął drzwi na klucz. Thornhill spokojnie go obserwował. Musiał jednak przeżyć drugi szok, gdy kolejny mężczyzna wszedł przez okno i zamknął je za sobą. Danny Buchanan wyglądał tak spokojnie, jakby spał, ale w jego oczach błyszczała energia.
– Kim jesteście? Co robicie w moim domu? – pytał Thornhill.
– Bob, spodziewałem się czegoś bardziej oryginalnego – odezwał się Buchanan. – Jak często widujesz ducha z bardzo niedalekiej przeszłości?
– Siadaj! – rozkazał Lee.
Thornhill jeszcze raz spojrzał na pistolet, po czym usiadł na skórzanej kanapie twarzą do obu mężczyzn. Zdjął krawat i rzucił go na kanapę, z pewnymi trudnościami starając się ocenić sytuację i postanowić, co robić dalej.
– Myślałem, że dobiliśmy interesu, Bob – mówił dalej Buchanan. – Dlaczego przysłałeś nam zespół morderców? Wielu ludzi niepotrzebnie straciło życie. Dlaczego?
Thornhill spojrzał na niego podejrzliwie, po czym przeniósł wzrok na Lee.
– Nie wiem, o czym mówicie. Nie wiem nawet, kim, do diabła, jesteście.
Jasne było, o czym myślał Thornhill: że Lee i Buchanan chcą go nagrać. Może pracowali dla FBI? Byli w jego domu: jego żona rozbierała się na piętrze, a ci dwaj zadawali mu takie pytania. No, nic nie zyskają, pomimo tylu trudów.
– Ja… – Buchanan przerwał i spojrzał na Lee – my przyszliśmy tu jako jedyni, którzy przeżyli, żeby zobaczyć, jakie porozumienie uda nam się zawrzeć. Nie chcę rozglądać się wokół siebie przez resztę życia.
– Porozumienie? A może krzyknę do żony, żeby wezwała policję? Chcecie takiego porozumienia? – Thornhill uważnie przyglądał się Buchananowi i po chwili udał, że go rozpoznaje. – Wiem, gdzieś już ciebie widziałem. W gazecie?
– A ta taśma, o której agent Constantinople powiedział, że została zniszczona? – Buchanan się uśmiechnął. Sięgnął ręką do kieszeni płaszcza i wyjął z niej kasetę. – No, to nie całkiem prawda.
Thornhill patrzył na kasetę, jakby to był pluton, który ma za chwilę połknąć. Sięgnął do kurtki. Lee podniósł pistolet. Thornhill spojrzał na niego z niezadowoleniem i wolno wyjął fajkę i zapalniczkę, po czym przez chwilę rozpalał tytoń. Po kilku swobodnych wydmuchnięciach dymu spojrzał na Buchanana.
– Ponieważ nie wiem, o czym mówicie, to może byście odtworzyli tę taśmę? Ciekawe, co na niej jest. Może to wyjaśni, dlaczego dwóch zupełnie obcych mi ludzi włamało się do mojego domu.
Gdyby na tej taśmie było nagrane, jak mówię o zabiciu agenta FBI, to po pierwsze nie byłoby was tutaj, a po drugie, dawno byłbym aresztowany. Blef, Danny, blef, blef.
Buchanan wolno uderzał kasetą o rękę. Lee tymczasem wyglądał na zdenerwowanego.
– No, nieładnie, najpierw narobić mi apetytu, a później cofnąć obietnicę – drążył Thornhill.
– Może później. – Buchanan rzucił kasetę na biurko. – W tej chwili chcę wiedzieć, co masz zamiar z nami zrobić. Coś, co sprawi, że nie pójdziemy do FBI i nie powiemy im tego, co wiemy.
– A cóż to takiego? Mówiliście coś o ludziach, którzy zostali zabici. Czy chcecie insynuować, że może ja kogoś zabiłem? Zakładam, że wiecie, iż jestem zatrudniony w CIA. Może jesteście zagranicznymi agentami i próbujecie jakiegoś dziwacznego szantażu? Problem polega na tym, że musielibyście mieć coś, czym moglibyście mnie szantażować.
– Wiemy wystarczająco wiele, by cię pogrzebać – rzucił Lee.
– Wobec tego proponuję, żebyście wzięli szpadel i zaczęli kopać, panie…?
– Adams, Lee Adams – wycedził Lee z grymasem na twarzy.
– Wiesz, Bob, Faith nie żyje – powiedział Buchanan. Kiedy to mówił, Lee patrzył w podłogę. – A prawie jej się udało. Constantinople ją zabił, on też zabił dwóch twoich ludzi. W ramach zapłaty za to, że zabiłeś agenta FBI.
– Faith? Constantinople? – Thornhill wyglądał na zdziwionego. – O czymże wy, do cholery, mówicie?
– Ty sukinsynu! – Lee podszedł bliżej i stanął na wprost Thornhilla. – Zabijasz ludzi, jakbyś rozdeptywał mrówki. Taka gra. Tyle to dla ciebie znaczy.
– Proszę odłożyć broń i opuścić mój dom. Natychmiast!
– Wal się! – Lee wycelował pistolet prosto w głowę Thornhilla.
W tej samej chwili Buchanan znalazł się obok Lee.
– Nie rób tego, Lee. W niczym to nie pomoże.
– Na twoim miejscu słuchałbym przyjaciela – powiedział Thornhill z całym spokojem, na jaki było go stać. Już kiedyś stał na wprost lufy pistoletu, przed laty w Stambule, kiedy odkryto jego tożsamość. Wtedy miał szczęście, że udało mu się ujść z życiem. Zastanawiał się, czy i na dzisiaj starczy szczęścia.
– A czemu miałbym kogokolwiek słuchać? – warknął Lee.
– Lee, proszę – powiedział Buchanan.
Przez chwilę palec Lee tkwił na spuście, a jego wzrok skrzyżował się ze wzrokiem Thornhilla. W końcu powoli opuścił broń.
– Dobrze, w takim razie musimy iść do Federalnych z tym, co mamy – uznał.
– Chcę, byście opuścili mój dom.
– A ja chcę tylko tego, żebyś osobiście nas zapewnił, że nikt już nie zostanie zabity – wyjaśnił Buchanan. – Dostałeś to, co chciałeś. Nie musisz już nikogo krzywdzić.
– Racja. Racja, wszystko, co mówicie. Nikogo więcej nie zabiję – powiedział sarkastycznie Thornhill. – Jeśli więc moglibyście opuścić wreszcie mój dom, byłbym wdzięczny. Nie chcę straszyć mojej żony. Nie miała pojęcia, że poślubiła seryjnego mordercę.
– To nie był żart – gniewnie rzucił Buchanan.
– Nie, oczywiście nie, i mam nadzieję, że otrzymacie gdzieś pomoc, która najwyraźniej jest wam potrzebna – ironizował Thornhill. – I proszę, przypilnuj, żeby twój wymachujący pistoletem przyjaciel nikogo nie skrzywdził. – To ładnie wyjdzie na taśmie. Proszę, jak dbam o innych. – Nie zostawicie dowodów moich przestępstw? – dodał, widząc że Buchanan bierze z biurka kasetę.
– W obecnych warunkach – Buchanan obrócił się i poważnie spojrzał na Thornhilla – nie myślę, żeby to było konieczne.
Wygląda, jakby chciał mnie zabić, pomyślał Thornhill. Dobrze, bardzo dobrze.
Patrzył, jak dwaj mężczyźni biegną podjazdem i znikają w ciemnej ulicy. Minutę później usłyszał silnik samochodu. Podbiegł do telefonu na biurku i nagle się zatrzymał. Może był na podsłuchu? Może cała ta afera była po to, żeby go oszukać i sprowokować do błędu? Popatrzył przez okno, tak, mogli tam w tej chwili być. Nacisnął na przycisk pod biurkiem i wszystkie zasłony w pokoju opuściły się, a po chwili w każdym z okien dało się słychać ciche brzęczenie, biały szum. Thornhill otworzył szufladę i wyjął z niej bezpieczny telefon. Miał tak wiele urządzeń zakłócających i zabezpieczających, że nawet czarodzieje z NSA nie mogliby przechwycić rozmowy prowadzonej za pomocą tego cudeńka. Wykorzystano tu technologię zasadniczo podobną do stosowanej w samolotach bojowych, wyrzucających paski folii dla zmylenia radarów: telefon wytwarzał takie mnóstwo szumów, że uniemożliwiał wszelkie próby przechwycenia sygnału. To tyle w kwestii elektronicznego podsłuchiwania, amatorzy.
– Buchanan i Lee Adams byli w moim gabinecie – powiedział do słuchawki. – Tak. Tak, do cholery, w moim domu! Dopiero co wyszli. Potrzebuję wszystkich ludzi, jakich możemy użyć. Jestem kilka minut od Langley. Powinniście ich znaleźć. – Przerwał i ponownie zapalił fajkę. – Pletli jakieś bzdury o kasecie, na której jakobym przyznawał się do zabicia agenta FBI. Buchanan blefował. Taśma przepadła. Zauważyłem, że chcieli mnie nagrać, więc grałem głupiego, niemal zresztą kosztowało mnie to życie. Ten idiota Adams był o ułamek sekundy od rozwalenia mi głowy. Buchanan powiedział, że Lockhart nie żyje, jeśli to prawda, to dla nas dobrze. Nie wiem jednak, czy w jakiś sposób nie współpracują z FBI. Co prawda, bez taśmy nie mają żadnych dowodów przeciwko nam. Co? Nie, Buchanan błagał, żebyśmy zostawili go w spokoju. Żebyśmy realizowali nasz plan szantażu, byleby pozwolić mu żyć. To było naprawę żałosne. Kiedy ich zobaczyłem, pomyślałem, że przyszli mnie zabić. Ten Adams jest niebezpieczny. A, powiedzieli mi jeszcze, że to Constantinople zabił dwóch naszych. Constantinople z pewnością nie żyje, więc musimy znaleźć innego szpiega w FBI. W każdym razie, róbcie, co chcecie, byle ich złapać. Tym razem bez pomyłek. Już są martwi. Następnie zaczniemy wykonywać nasz plan. Nie mogę doczekać się widoku tych żałosnych typów z Kapitolu, kiedy ich tym trafię.
Читать дальше