– Więcej niż ochotę – poderwał się na te słowa Buchanan. – Zanim zacznę, proszę powiedzieć mi jedno. Co jest dla was ważniejsze? To, co robiłem, czy aresztowanie osoby, która zabiła waszego agenta?
Massey pochylił się nad nim.
– Nie wiem, czy jestem przygotowany na układy z panem.
– Kiedy opowiem swoją historię, będzie pan gotów. – Buchanan oparł łokcie na stole. – Zrobię to tylko pod jednym warunkiem. Pozwolicie mi załatwić sprawę z tym człowiekiem, na mój własny sposób.
– Agent Reynolds poinformowała mnie, że ten człowiek pracuje dla rządu federalnego.
– To prawda.
– To jest cholernie niewiarygodne. Ma pan dowody?
– Pozwoli mi pan na załatwienie sprawy na mój sposób, a przedstawię panu dowody.
– Ciała w domu. – Massey spojrzał na Reynolds. – Wiemy już, kto to jest?
– Właśnie to sprawdziłam. – Potrząsana głową. – Policja oraz agenci z Dystryktu Kolumbii, Raleigh i Norfolk są na miejscu, ale jest wciąż zbyt wcześnie na takie informacje. Lokalna policja nic nie wie, kontrolujemy przepływ wiadomości. Nikt nie dowie się z dziennika na temat tych ciał albo o tym, że Faith leży żywa w tym szpitalu.
– Dobra robota. – Massey pokiwał głową. Jakby nagle sobie o czymś przypomniał, otworzył aktówkę, wyjął z niej dwa przedmioty i podał Brooke. Była to jej broń i odznaka. – Brooke, przykro mi, że to się stało – wyznał jej przełożony. – Powinienem ci ufać, a nie ufałem. Może zbyt długo nie pracuję w terenie… Zbyt dużo zajmuję się papierami i nie słucham już mojego instynktu.
Reynolds wsadziła broń do kabury i schowała odznakę do torebki.
– Może i ja bym tak zrobiła na twoim miejscu. Ale to już przeszłość, Fred, zajmijmy się teraźniejszością. Nie mamy za dużo czasu.
– Spokojnie, panie Massey – wtrącił się Buchanan. – Nigdy pan nie zidentyfikuje tych ludzi. A jeśli nawet się to panu uda, nie będą mieli żadnych powiązań z osobą, o której mówię.
– Jak może być pan tego taki pewny? – spytał Massey.
– Proszę mi wierzyć, wiem, jak ten człowiek działa.
– Proszę posłuchać, dlaczego mi pan po prostu nie powie, kto to jest, i ja się tym zajmę?
– Nie – zdecydowanie powiedział Buchanan.
– Co to znaczy „nie”? Proszę pana, my jesteśmy FBI, to nasza praca. Jeśli chce pan jakiegoś układu z nami…
– Niech pan posłucha. – Buchanan nieznacznie tylko podniósł głos, ale jednocześnie spojrzał na Masseya z tak obezwładniającą mocą, że funkcjonariusz FBI zgubił myśl i zamilkł. – Mamy jedną szansę na to, żeby wpadł. Jedną! Już wcześniej infiltrował FBI, a Constantinople może nie być jedyną wtyczką, mogą być inni.
– Wielce w to wątpię, by… – zaczął Massey.
– Może pan zagwarantować, że nie? – Teraz Buchanan wyraźnie podniósł głos. – Może pan?
Massey niepewnie spojrzał na Reynolds, która uniosła ramiona.
– Jeśli potrafili przekabacić Conniego, to znaczy, że mogli to zrobić z każdym – stwierdziła.
– Connie… – Massey wyglądał żałośnie. Powoli potrząsał głową. – Wciąż nie mogę w to uwierzyć.
– A jeśli w waszych szeregach jest jeszcze jeden szpieg – Buchanan stukał palcami w stół – a pan będzie próbował złapać na własną rękę tego człowieka, to na pewno się to nie uda. I ta jedna szansa zniknie, i to na zawsze. Naprawdę chce pan tak ryzykować?
Massey drapał się po brodzie i myślał. Kiedy w końcu znowu spojrzał na Buchanana, wyglądał na zmęczonego, ale zainteresowanego.
– Naprawdę myśli pan, że uda się panu przyskrzynić tego gościa?
– Jestem gotów umrzeć, próbując to zrobić. I muszę najpierw wykonać kilka telefonów, wezwać bardzo specjalną pomoc. – Buchanan uśmiechnął się do siebie. Lobbysta do samego końca. – Lee, potrzebuję też twojej pomocy. Jeśli zechcesz.
– Ja? – Detektyw wyglądał na zdziwionego. – Czy ja mogę komukolwiek pomóc?
– Wczoraj wieczorem rozmawiałem o tobie z Faith. Powiedziała mi o twoich „szczególnych” zdolnościach. Powiedziała, że jesteś dobrym człowiekiem na złe sytuacje.
– Myślę, że się myliła. Gdyby tak było, to nie leżałaby tutaj z dziurą w piersiach.
– Ledwo udaje mi się funkcjonować, bo czuję się okropnie winny, że mnie zasłoniła. – Buchanan położył rękę na ramieniu Lee. – Ale nie mogę tego zmienić. Mogę jedynie spróbować sprawić, żeby nie ryzykowała życia bez sensu. Dla ciebie to wielkie niebezpieczeństwo. Nawet jeśli dostaniemy tego człowieka, to on ma wielu popleczników. Zawsze jacyś zostaną.
Buchanan usiadł w krześle i uważnie obserwował Lee. Massey i Reynolds także wpatrywali się w prywatnego detektywa. Muskularne ręce i szerokie ramiona Lee pozostawały w jawnym kontraście z łagodnym wyrazem jego oczu.
Lee Adams głęboko odetchnął. Jedyne, czego w tej chwili naprawdę chciał, to stać obok łóżka Faith i nie odchodzić tak długo, aż się obudzi, zobaczy go, uśmiechnie się i powie, że wyzdrowieje. Wtedy on zrobi to samo. Lee jednak wiedział, że w tym życiu rzadko ma się to, co by się chciało mieć. Spojrzał więc na Buchanana i powiedział:
– Wydaje mi się, że jestem do pańskiej dyspozycji.
Przed budynek zajechał czarny samochód. Thornhill zamknął dom, po czym oboje z żoną, w wyjściowych wieczorowych strojach, wsiedli do samochodu i odjechali. Udawali się na oficjalną kolację do Białego Domu.
Samochód minął stanowisko kontrolne linii telefonicznej należące do osiedla, na którym mieszkali Thornhillowie. Wielkie, ciężkie, jasnozielone metalowe pudło umieszczono w tym miejscu jakieś dwa lata temu, gdy firma telefoniczna unowocześniała linie komunikacyjne starego osiedla. W tej eleganckiej okolicy pudło stanowiło zgrzyt dla oka. Dlatego mieszkańcy zapłacili za sporą kępę wielkich krzaków, które miały zasłaniać skrzynkę od strony drogi. W tej chwili osłaniały też mężczyznę, który obserwował odjeżdżający samochód, następnie otwarł skrzynkę i zaczął delikatnie przesuwać elektroniczne urządzenia.
Lee Adams odnalazł linię wiodącą do rezydencji Thornhilla za pomocą specjalnego przyrządu własnego pomysłu. Przydawała mu się praktyka w zakresie obsługi urządzeń komunikacyjnych. Dom Thornhillów miał bardzo dobry system zabezpieczeń, a jednak każdy taki system miał piętę achillesową: linię telefoniczną. Zawsze ta linia telefoniczna. Dzięki, panie Bell.
Lee w myślach przypomniał sobie schemat. Kiedy intruz włamie się do domu, włącza się alarm i komputer przekazuje informację o włamaniu do centralnej stacji kontrolnej. Następnie osoba dyżurująca w stacji dzwoni do tego domu, aby sprawdzić, czy wszystko jest w porządku. Jeśli odbierze właściciel, to musi podać tajny kod, w przeciwnym razie przyjeżdża policja. Jeśli nikt nie odbiera telefonu, policja jest wysyłana automatycznie.
W tej chwili Lee starał się tak podłączyć przewody, że w tym konkretnym systemie bezpieczeństwa sygnał o włamaniu nie dotrze do stacji kontrolnej, a zarazem komputer będzie pewien, że wysłał sygnał. Stanie się tak dzięki specjalnemu wbudowanemu w obwód składnikowi: symulatorowi telefonu. Lee odciął dom Thornhilla od zasilania linii, wskutek czego odciął zewnętrzną komunikację telefoniczną. Teraz musiał jeszcze przekonać komputer systemu, że telefon działa. Żeby to zrobić, włączył do jego obwodu składnik, który dostarczał sygnał i linię telefoniczną wiodącą donikąd.
Stwierdził także, że system alarmowy Thornhillów nie ma zabezpieczenia komórkowego, jedynie zwykłą linię stacjonarną. To była spora dziura. Zabezpieczenie komórkowe nie jest podatne na oszustwo, ponieważ ma bezprzewodowy system, w którym nie można dotrzeć do linii zasilającej. Niemal wszystkie systemy bezpieczeństwa w kraju mają takie same zasadnicze linie danych. Dlatego też wszystkie mają tylne wejścia. Lee właśnie znalazł jedno z nich.
Читать дальше