Zapakował narzędzia i przedarł się przez las na tył domu Thornhillów. Znalazł okno, które nie było widoczne z ulicy. Od Freda Masseya dostał kopię planu domu i rozmieszczenia urządzeń alarmowych. Jeśli wejdzie przez to właśnie okno, to może dotrzeć do panelu alarmu na piętrze bez przekraczania żadnego wykrywacza ruchu.
Wyjął z plecaka pistolet obezwładniający i przyłożył go do okna. Wiedział, że wszystkie okna, nawet te na piętrze, mają zabezpieczenia. Kontakty były zarówno na górnej, jak i na dolnej ramie okna. Większość domów miała je tylko na dolnych ramach. Gdyby tak było, wystarczyłoby otworzyć zamek i opuścić górne okno, nie dotykając żadnego kontaktu.
Nacisnął spust i przesunął pistolet w inne miejsce, gdzie jego zdaniem mogły być umieszczone elementy kontaktu. W sumie osiem razy strzelił w ramę okna. Ładunek elektryczny stopił kontakty, połączył je, tak że przestały działać.
Otworzył zamek, wstrzymał oddech i podniósł okno. Żadnego sygnału alarmu. Szybko wszedł do środka i zamknął okno. Z kieszeni wyjął małą latarkę, znalazł schody i wszedł na górę. Od razu zauważył, że Thornhillowie mieszkają wśród największych wygód i luksusów. Meble były głównie antyczne, na ścianach wisiały oryginalne olejne obrazy, a stopy zanurzały się w grubym, z pewnością drogim dywanie.
Panel alarmu był, oczywiście, na piętrze w sypialni właściciela. Odkręcił płytkę i znalazł przewód. Dwa szybkie cięcia i systemy dostały nagłego zapalenia gardła: teraz mogły się wydzierać. Zszedł po schodach i przeszedł przed wykrywaczem ruchu, machając rękami, a nawet pokazując mu środkowy palec. Wyobrażał sobie, że siedzi tam sam Thornhill, bezradny wobec najścia. Włączyło się czerwone światełko i system się włączył, choć nie mógł wykrzykiwać ostrzeżeń. Wkrótce komputer będzie dzwonił do stacji kontrolnej, ale ten telefon nigdy tam nie dotrze. Zadzwoni osiem razy, nie otrzyma odpowiedzi, po czym przestanie próbować i ponownie zaśnie. Tymczasem w stacji kontrolnej wszystko będzie wyglądało całkiem normalnie. Marzenie włamywacza.
Lee obserwował, jak znika czerwone światełko. Jednak za każdym razem, gdy będzie koło niego przechodził, będzie się działo to samo i z tym samym rezultatem. Osiem razy zadzwoni, po czym przestanie. Lee uśmiechnął się: jak dotąd wszystko idzie dobrze. Zanim Thornhillowie wrócą do domu, zdąży ponownie połączyć przewody: Thornhill mógłby coś podejrzewać, gdyby nie usłyszał normalnego dźwięku alarmu, kiedy będzie otwierał drzwi. Na razie jednak Lee miał robotę do wykonania.
Kolacja w Białym Domu była bardzo udana dla pani Thornhill, jej mąż natomiast pracował. Siedział przy długim stole i od czasu do czasu brał udział w niezobowiązujących rozmowach, głównie jednak uważnie słuchał, co mówią goście. Tym razem było wielu gości zagranicznych, a Thornhill wiedział, że dane wywiadowcze mogą pochodzić z bardzo niekonwencjonalnych źródeł, nawet z kolacji w Białym Domu. Nie był pewien, czy cudzoziemcy wiedzą, że pracuje w CIA, w każdym razie nie było to powszechnie wiadome. Lista gości, która jutro pojawi się w „Washington Post”, przedstawi ich po prostu jako panią i pana Thornhill.
Ironia sytuacji polegała na tym, że zaproszenie na tę kolację nie miało związku z jego pracą w Agencji. Kto i dlaczego bywał zapraszany na takie uroczystości w Białym Domu – było największą z tajemnic stolicy. W tym wypadku zaproszenie dla Thornhillów było wynikiem szeroko znanej działalności filantropijnej pani Thornhill na rzecz biednych Dystryktu Kolumbia, poczynań charytatywnych, w które była zaangażowana nawet Pierwsza Dama. Thornhill musiał przyznać, że jego żona poświęciła się tej sprawie. Oczywiście wtedy, gdy nie była w klubie.
W drodze do domu rozmawiali o rzeczach przyziemnych, ale myśli Thornhilla były skupione na telefonie od Howarda Constantinople’a. Utrata ludzi była ciosem dla Thornhilla, zarówno zawodowym, jak i osobistym. Pracował z nimi od lat. Nie rozumiał, jak wszyscy trzej mogli zostać zabici. W tej chwili jego ludzie w Karolinie Północnej starali się dowiedzieć czegoś na ten temat.
Od tamtego czasu nie miał wiadomości od Constantinople’a. Nie było wiadomo, czy uciekł, ale przynajmniej Faith i Buchanan nie żyją, tak samo jak ta agent FBI, Reynolds.
W każdym razie był niemal pewien, że nie żyją. Szczególnie niepokojące było, że nie pojawiły się żadne artykuły w prasie o znalezieniu co najmniej sześciu martwych ciał w domu na plaży w znanej okolicy Outer Banks. Już ponad tydzień i ciągle nic. Mogło to być wynikiem działania FBI, ukrywającego sytuację, która bardzo by nadszarpnęła i tak nie najlepszą reputację Biura. Tak, mógł sobie wyobrazić, że to robią. Na nieszczęście, nie mając Constantinople’a, Thornhill stracił oczy i uszy w Biurze. Będzie musiał szybko coś z tym zrobić. Trzeba czasu, żeby znaleźć nową wtyczkę, ale przecież nie jest to niemożliwe.
I tak nigdy nie znajdą śladów wiodących do niego. Trzej wysłannicy mieli tak pogmatwane życiorysy, że władze musiałyby mieć sporo szczęścia, by odsłonić choćby jedną warstwę. I tak nic by nie znaleźli. Tak, ci trzej zginęli jak bohaterowie. Na wieść o ich śmierci Thornhill i jego towarzysze wznieśli w podziemnym pokoju toast za ich pamięć.
Był jeszcze jeden kłopot: Lee Adams. Odjechał na motocyklu, prawdopodobnie do Charlottesville, żeby się upewnić, że jego córka jest bezpieczna. Thornhill wiedział na pewno, że nie dojechał do Charlottesville. Gdzie więc był? Może wrócił i zabił ludzi Thornhilla? Ale nie do pojęcia było, żeby zrobił to jeden człowiek. Na dodatek Constantinople nie wspomniał słowem o Adamsie.
W miarę jak samochód zbliżał się do domu, Thornhill czuł się coraz mniej pewny siebie. Będzie musiał uważnie przyjrzeć się sytuacji. Może w domu będą na niego czekały jakieś wiadomości. Kiedy dojechali, spojrzał na zegarek: było późno, a będzie musiał wstać wcześnie rano, bo jutro zeznaje przed komisją Rusty’ego Warda. W końcu znalazł odpowiedzi na pytania senatora, to znaczy, przygotował się do rzucenia mu takiej ilości gówna, że po jego zeznaniach będą musieli wydezynfekować pokój.
Rozłączył system bezpieczeństwa, pocałował żonę na dobranoc i patrzył, jak idzie po schodach do swej sypialni. Wciąż była atrakcyjną kobietą, szczupłą, ładnie zbudowaną. Może wcale nie będzie tak źle na emeryturze? Czasem miał na ten temat koszmary: siedzi na rozpaczliwie niekończących się brydżach, kolacjach w klubie, zbieraniu pieniędzy albo przedziera się przez kolejne dołki golfa, wszędzie ze swą niezmiennie błyskotliwą żoną u boku.
A jednak w tej chwili, gdy tak patrzył na ponętne kształty wchodzącej po schodach kobiety, nagle dostrzegł bardziej zachęcające perspektywy. Byli względnie młodzi i bogaci, mogli podróżować po świecie. Pomyślał nawet, że mógłby wrócić wcześniej wieczorem i zaspokoić żądze, które nagle poczuł, obserwując, jak pani Thornhill wdzięcznie zmierza do swej sypialni. Lubił, jak zdejmowała pantofle na obcasach, ukazując stopy w czarnych pończochach, lubił przesuwać ręką po kształtnym biodrze, patrzeć, jak włosy zsuwają się w tył, a mięśnie ramion napinają się z każdym ruchem. Te godziny w klubie z pewnością nie wszystkie były stracone. Tylko wskoczy do gabinetu, sprawdzi wiadomości i pójdzie na górę.
Włączył światło w gabinecie i podszedł do biurka. Miał właśnie sprawdzić, czy na bezpiecznej linii telefonicznej są jakieś wiadomości, gdy usłyszał jakiś szum. Odwrócił się do okna balkonowego. Właśnie się otwierało i wchodził przez nie mężczyzna.
Читать дальше