– Przepraszam. – Mężczyzna wzruszył ramionami. – Nie wiedziałem, że to dla ciebie ważne. Ale lepiej już sobie idź. Zaczyna się rozjaśniać. Daj nam pół godziny, potem możesz wezwać gliny. Wymyśl sobie historyjkę, jaką chcesz.
Reynolds nie spuszczała wzroku z Conniego.
– Connie, ja ci wymyślę historyjkę. Mniej więcej tak to idzie: znaleźliśmy ten dom. Ja wchodzę z przodu, a ty kryjesz tył. Nie wychodzę. Słyszysz strzały, wchodzisz. Znajdujesz nas wszystkich nieżywych. – Głos Brooke załamał się, gdy pomyślała o dzieciach, o tym, że nigdy ich już nie zobaczy. – Widzisz kogoś uciekającego, wypróżniasz magazynek. Ale chybiasz, zaczynasz pościg, niemal cię zabijają, ale szczęśliwie udaje ci się przetrwać. Wzywasz gliny. Przyjeżdżają. Dzwonisz do Kwatery Głównej i wszystko mówisz. Przysyłają ludzi. Trochę obrywasz za to, że przyjechałeś tu ze mną, ale przecież po prostu byłeś ze swoim szefem. Lojalność. Kto cię oskarży? Przeprowadzą śledztwo i nie dostaną satysfakcjonujących odpowiedzi. Może pomyślą, że to jednak ja byłam wtyczką i przyjechałam po wypłatę.
Możesz im powiedzieć, że to był mój pomysł, żeby tu przyjechać, że od razu dokładnie wiedziałam, gdzie jechać. Weszłam do domu i mnie zdmuchnęli. Przy okazji i ty, biedny, niewinny prostaczek, niemal straciłeś życie. Sprawa zamknięta. Jak to brzmi, agencie Constantinople? – Niemal wypluła ostatnie zdania.
– Dla mnie bomba – uśmiechnął się jeden z ludzi Thornhilla, patrząc na Conniego.
– Przepraszam, Brooke. – Connie nie odrywał wzroku od Reynolds. – Naprawdę mi przykro.
– Powiedz to Anne Newman. – Oczy Brooke napełniły się i łzami i głos jej się załamał. – Powiedz to moim dzieciom., sukinsynu!
Connie wlepił oczy w podłogę, minął ją i zaczął schodzić po schodach.
– Dalej, załatwiamy ich po kolei – zniecierpliwił się pierwszy mężczyzna. Spojrzał na Buchanana. – Ty pierwszy.
– Domyślam się, że było to specjalne życzenie waszego szefa – rzekł Buchanan.
– Kto to jest? Chcę znać jego nazwisko! – domagała się Brooke.
– Jakie to ma znaczenie? – prychnął drugi mężczyzna. – Nie masz szans, żeby to komukolwiek zeznać…
W tym momencie pocisk trafił go w tył głowy.
Pierwszy mężczyzna okręcił się i starał się wycelować broń, ale było zbyt późno: dostał strzał prosto w twarz. Padł martwy obok swego partnera.
Connie wrócił schodami w górę, a z lufy jego pistoletu wciąż unosiła się smużka dymu. Spojrzał na dwóch martwych mężczyzn.
– To za Kena Newmana, dupki. – Spojrzał na Reynolds. – Nie wiedziałem, że chcą zabić Kena, Brooke. Przysięgam na Biblię. Jednak, kiedy to już się stało, mogłem tylko czekać na swoją szansę i obserwować, co się dzieje.
– I pozwalać mi ścigać chimery? Patrzeć, jak mnie zawieszają? Jak moja kariera jest rujnowana?
– Niewiele mogłem w tej sprawie zrobić. Jak powiedziałem, miałem zamiar cię z tego wyciągnąć i sprawić, żebyś wróciła na swoje stanowisko. Ty miałaś być bohaterem, a Ken mógł zostać złym sprzedawczykiem. W końcu już nie żył, jakie to miałoby znaczenie?
– To miałoby znaczenie dla jego rodziny, Connie.
– Słuchaj – twarz Conniego wykrzywił grymas gniewu – nie muszę stać tutaj i tłumaczyć się przed tobą ani przed nikim innym. Nie jestem dumny z tego, co zrobiłem, ale miałem powody, by to zrobić. Nie musisz się z nimi zgadzać i wcale cię o to nie proszę, ale, paniusiu, nie będziesz tłumaczyła mi czegoś, czego nie rozumiesz. Chcesz mówić o bólu i goryczy? Mam nad tobą jakieś piętnaście lat przewagi w tym względzie.
Reynolds zamrugała i cofnęła się o krok, obserwując pistolet.
– W porządku, Connie, właśnie ocaliłeś nam życie. To się będzie bardzo liczyło.
– Tak myślisz, prawda?
Wyjęła telefon komórkowy.
– Zadzwonię do Masseya i ściągnę tu zespół.
– Odłóż telefon, Brooke.
– Connie…
– Odłóż ten cholerny telefon! Już!
Reynolds puściła telefon na podłogę.
– Connie, to już koniec.
– Wiesz, że nigdy nie ma końca. Sprawy, które wydarzyły się przed laty, zawsze wrócą, żeby ugryźć cię w dupę. Ktoś odgrzebie fakty, znajdzie cię i nagle twoje życie jest skończone.
– To dlatego jesteś w to zamieszany? Ktoś cię szantażował?
– Jakie to ma, do cholery, znaczenie? – Wolno rozejrzał się wokół.
– Dla mnie to ma znaczenie – upierała się Brooke.
– Kiedy moja żona zachorowała na raka – zaczął z głębokim westchnieniem Connie – nasze ubezpieczenie nie pokryło kosztów wszystkich specjalistycznych zabiegów. Lekarze uważali, że te zabiegi mogą dać jej szansę, dać parę miesięcy życia. Zastawiłem dom. Wyczyściłem nasze rachunki w bankach. Wciąż było za mało. Co miałem zrobić? Pozwolić jej umrzeć? – Gniewnie potrząsnął głową. – Okazało się, że z magazynu dowodów Biura zniknęła jakaś koka, jakieś inne rzeczy. Później dowiedzieli się o tym jacyś ludzie i nagle okazało się, że mam nowego pracodawcę. – Przerwał i na chwilę spuścił oczy. – A najbardziej cholerne jest w tym wszystkim to, że June i tak zmarła.
– Pomogę ci, Connie. Możesz to skończyć w tej chwili.
– Nikt nie może mi pomóc, Brooke. – Connie uśmiechnął się smutno. – Wszedłem w konszachty z diabłem.
– Connie, wypuść ich. To koniec.
– Przybyłem tu wykonać pewne zadanie. – Potrząsnął głową. – Znasz mnie dobrze, wiesz, że zawsze kończę to, co zacząłem.
– I co? Jak się z tego wytłumaczysz? – Spojrzała na dwóch martwych mężczyzn. – A teraz chcesz zabić jeszcze troje ludzi? To szalone. Proszę, Connie…
– Nie tak szalone jak poddanie się i spędzenie reszty życia w więzieniu. Albo nawet dostanie czapy. – Wzruszył ramionami. – Coś wymyślę.
– Proszę, Connie, nie rób tego. Nie możesz tego zrobić, znam cię przecież. Nie możesz.
Connie spojrzał na swój pistolet, po czym przyklęknął i podniósł broń jednego z nieżywych mężczyzn. Pistolet miał przyłączony tłumik.
– Muszę, i jest mi przykro, Brooke.
Wszyscy usłyszeli kliknięcie, które Connie i Reynolds natychmiast rozpoznali jako dźwięk kurka pistoletu półautomatycznego.
– Rzuć pistolet! – warknął Lee. – Natychmiast! Albo zrobię ci tunel w głowie.
Connie zamarł i upuścił pistolet na podłogę. Lee wszedł po schodach i przyłożył lufę broni do głowy agenta.
– Mam szczerą ochotę cię zabić, ale oszczędziłeś mi kłopotu z kolejnymi dwoma gorylami. – Spojrzał na Brooke. – Agent Reynolds, będę wdzięczny, jeśli weźmie pani pistolet i będzie trzymała swojego chłopca na muszce.
Reynolds zrobiła to, o co ją prosił, i palącym wzrokiem wpatrywała się w swego partnera.
– Siadaj, Connie! Już! – rozkazała.
Lee podszedł do Faith i objął ją.
– Lee… – Tyle tylko zdołała powiedzieć. Przytuliła się do niego.
– Dzięki Bogu, że postanowiłem wrócić.
– Czy ktoś może mi powiedzieć, o co tu, do cholery, chodzi? – Reynolds omiotła wzrokiem wszystkich w pokoju.
Buchanan postąpił krok do przodu.
– Ja mogę, ale z tego nic dobrego nie wymknie. Dowód miałem na tej taśmie. Zamierzałem ją skopiować, ale przed opuszczeniem Waszyngtonu nie miałem okazji tego zrobić.
– Ty – Reynolds spojrzała na Conniego – na pewno wiesz, co się dzieje. Jeśli będziesz współpracował, to pomoże ci to w sądzie.
– Równie dobrze mogę sam się przywiązać do krzesła elektrycznego. – Connie wzruszył ramionami.
Читать дальше