Jason poczekał, aż światełko roweru pierwszego strażnika stanie się ledwo widocznym punktem w ciemności i pobiegł z powrotem drogą w stronę samochodu i drzewa z białym zaciosem na pniu. Wykopał plecak i zaczął rozkładać swoje narzędzia pracy. Zdjął marynarkę i białą koszulę i włożył czarny golf. Przytwierdził pochwę myśliwskiego noża do paska, a z drugiej strony wsunął pistolet z jedynym nabojem. Podniósł dwie szpule połączone dziewięćdziesię-ciocentymetrowym odcinkiem cienkiego drutu i pomyślał, że ten śmiercionośny sprzęt jest o wiele lepszy od przygotowanego w Hongkongu. Czemu nie? Był obecnie znacznie bliżej swego celu, o ile to, czego się nauczył niegdyś „Meduzie”, miało jakąkolwiek wartość. Nawinął na każdą szpulkę identyczny kawałek drutu i ostrożnie wsunął go do tylnej prawej kieszeni spodni, a potem wziął małą latarkę i przymocował ją z przodu u dołu prawej kieszeni. Do lewej przedniej kieszeni wsadził złożoną na pół i owiniętą gumką długą, podwójną taśmę dużych chińskich ogni sztucznych oraz trzy pudełka zapałek i małą woskową świecę. Najbardziej nieporęczną rzeczą były nożyce do cięcia drutu przypominające kombinerki średniej wielkości. Wsunął je uchwytami do góry do lewej tylnej kieszeni i zwolnił mocujący zamek. Krótkie uchwyty rozsunęły się, blokując narzędzie w jego zaimprowizowanym futerale. Wreszcie sięgnął po opakowaną odzież, zwiniętą ciasno w wałek. Umieścił ją pośrodku pleców, przepasał się elastyczną taśmą i zatrzasnął sprzączkę. Być może nigdy nie skorzysta z tego ubrania, ale nic nie mógł pozostawić przypadkowi – był zbyt blisko!
Złapię go, Marie! Przysięgam, że go złapię i znowu będziemy mogli żyć naszym życiem. Dawid i ja tak bardzo cię kochamy! Tak bardzo cię potrzebuję!
Przestań! Nie ma ludzi, są tylko obiekty. Żadnych emocji, są tylko cele i ludzie, których należy wyeliminować, bo stoją nam na drodze. Nie jesteś mi potrzebny, Webb. Jesteś mięczak i pogardzam tobą. Słuchaj Delty – słuchaj Jasona Bourne 'a.
Morderca, który stał się mordercą z konieczności, zakopał swój plecak z białą koszulą oraz tweedową marynarką i stanął wśród sosen. Na myśl o tym, co go czeka, jego płuca napełniły się powietrzem jak miechy. Jedna część jego osoby była przestraszona i niepewna, druga ogarnięta lodowatą wściekłością.
Jason zaczął iść wzdłuż zakrętu na północ, tak jak poprzednio przeskakując od drzewa do drzewa. Dotarł do samochodu, który go minął z rowerem przymocowanym na dachu. Stał teraz zaparkowany na poboczu, a za przednią szybą miał duży napis. Bourne podszedł bliżej i z uśmiechem odczytał chińskie znaki.
Jest to unieruchomiony służbowy pojazd rządowy.
Uszkodzenie jakiejkolwiek części jego mechanizmu
jest poważnym przestępstwem. Kradzież tego pojazdu
będzie karana śmiercią w trybie doraźnym.
W lewym dolnym rogu umieszczono dopisek drobnym drukiem:
Drukarnia Ludowa Nr 72. Szanghaj.
Bourne pomyślał sobie, ileż to setek tysięcy takich obwieszczeń musiała sporządzić Drukarnia Nr 72. Być może dawano je zamiast karty gwarancyjnej, po dwa na każdy pojazd.
Jason cofnął się w cień i szedł dalej wzdłuż zakrętu, aż wreszcie dotarł do otwartej przestrzeni przed oświetloną jaskrawo bramą.
Powiódł wzrokiem po zielonym ogrodzeniu, które z lewej strony znikało w leśnym mroku, a z prawej ciągnęło się około sześćdziesięciu metrów wzdłuż parkingu z ponumerowanymi miejscami dla autobusów turystycznych i taksówek, a potem gwałtownie skręcało na południe. Zgodnie z jego przewidywaniami rezerwat ptaków w Chinach był ogrodzony, aby uniemożliwić dostęp kłusownikom. Jak określił to d'Anjou: „Ptaki czczono w Chinach od stuleci. Są uważane za rozkosz zarówno dla oczu, jak i podniebienia”. Echo. Echo zniknął. Zastanawiał się, czy d'Anjou cierpiał… Nie ma czasu.
Głosy! Bourne gwałtownie odwrócił głowę ku bramie, przemykając się w stronę najbliższych krzaków. Chiński oficer wojsk lądowych i nowy, dużo młodszy strażnik… nie, teraz z całą pewnością wartownik… wyszli zza budki strażniczej. Wartownik prowadził rower, a oficer trzymał przy uchu niewielki nadajnik.
– Zaczną przybywać tuż po dziewiątej – powiedział wojskowy opuszczając nadajnik i chowając antenę. – Siedem samochodów w odstępach trzyminutowych.
– A ciężarówka?
– Przyjedzie na samym końcu.
Wartownik spojrzał na zegarek. – Może więc powinien pan sprowadzić samochód. Jeżeli będzie kontrola telefoniczna, wiem, co robić.
– To dobra myśl – przytaknął oficer, przyczepiając nadajnik do paska i chwytając z prawej strony kierownicę roweru. – Nie mam cierpliwości do tych biurokratycznych bab, które ryczą jak krowy.
– Ale pan powinien – nalegał wartownik ze śmiechem. – I musi pan brać samotne i brzydkie, i robić im dobrze między nogami. Bo co będzie, jeżeli wyślą niedobry raport? Może to pana kosztować tę niebiańską pracę.
– Twierdzi pan, że ten głupkowaty chłop, którego pan zmienił…
– Nie, nie – przerwał mu wartownik puszczając rower. – Wyszukują młodszych, przystojnych, takich jak ja. Na podstawie naszych fotografii, oczywiście. Z tym chłopem jest inaczej: płaci im juana od każdej sprzedanej zgubionej rzeczy. Czasem się zastanawiam, czy w ogóle coś na tym zarabia.
– Z trudem pojmuję was, cywilów.
– Mała poprawka, jeśli można, pułkowniku. W prawdziwych Chinach jestem kapitanem sił zbrojnych Kuomintangu.
Słowa młodego człowieka ogłuszyły Jasona. To, co usłyszał, było zupełnie nieprawdopodobne! „W prawdziwych Chinach jestem kapitanem sił zbrojnych Kuomintangu”. Prawdziwe Chiny? Tajwan? Dobry Boże, czyżby się zaczęło? Wojna obydwu chińskich państw? Czy o to chodzi tym ludziom? To szaleństwo! Ogólna rzeź! Daleki Wschód zostanie zmieciony z powierzchni Ziemi! Chryste! Polując na zabójcę natknął się na coś niewyobrażalnego!
Sprawa była zbyt wielka, żeby ogarnąć ją umysłem, zbyt przerażająca, zbyt apokaliptyczna. Musiał działać szybko, skupić myśli tylko na jednym, skoncentrować się tylko ha działaniu. Odczytał podświetlone cyfry na swoim zegarku. 8.54. Miał bardzo mało czasu na zrealizowanie tego, co należało zrobić. Odczekał, aż oficer przejedzie obok na rowerze, a potem przemykał się cicho i ostrożnie przez krzaki do chwili, gdy ujrzał płot. Zbliżył się i wyciągnął latarkę z kieszeni. Błysnął nią dwukrotnie, by przyjrzeć się ogrodzeniu. Było niezwykłe. Miało co najmniej trzy i pół metra wysokości i na szczycie było odchylone na zewnątrz jak zapora na murze więziennym. Pomiędzy równoległymi, stalowymi prętami rozciągnięte były spirale drutu kolczastego. Bourne sięgnął do tylnej kieszeni, ścisnął uchwyty nożyc i wyciągnął je z kieszeni. Potem sięgnął lewą ręką w ciemności i gdy namacał krzyżujące się zwoje drutu, przyłożył szczypce do najniższego.
Gdyby Dawid Webb nie był doprowadzony do rozpaczy, a Jason Bourne do wściekłości, nigdy by tego nie dokonał. Płot nie był zwykłym płotem. Metal był o wiele bardziej wytrzymały niż w jakimkolwiek więziennym ogrodzeniu, gdzie zamykano najgroźniejszych przestępców świata. Przecięcie każdego drutu wymagało od Jasona wielkiej siły. Poruszał zaciśniętymi nożycami w tył i w przód, aż wreszcie metal ustąpił. Przecinał w ten sposób jeden drut po drugim, ale bezcenne minuty mijały nieubłaganie.
Bourne znowu spojrzał na świecącą tarczę zegarka. 9.06. Naparł ramieniem, wbijając się stopami w ziemię i wgiął do środka prostokąt ogrodzenia o wysokości zaledwie sześćdziesięciu centymetrów. Przeczołgał się na drugą stronę i zatrzymał się, oddychając ciężko. Nie ma czasu. 9.08.
Читать дальше