Erick Van Lustbader - Dziedzictwo Bourne'a

Здесь есть возможность читать онлайн «Erick Van Lustbader - Dziedzictwo Bourne'a» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Dziedzictwo Bourne'a: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Dziedzictwo Bourne'a»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

David Webb – spokojny wykładowca na spokojnym uniwersytecie. Do dnia gdy kula snajpera chybia go o włos. Ten dzień oznacza dla Davida powrót do dawnej tożsamości – Jasona Bourne'a, superagenta CIA, wyszkolonego w sztuce zabijania i przeżycia. Znowu musi nie dać się zabić i odkryć, kto i dlaczego na niego poluje. Ale prawdę kryje ostatnie miejsce, do jakiego chciałby wrócić – jego przeszłość.

Dziedzictwo Bourne'a — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Dziedzictwo Bourne'a», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Wyłączam z tego FBI. Mamy tu podwójne morderstwo. Popracujemy nad nim we dwóch.

– Tak jest – odparł dziarsko Harris. Był wysoki i, jakby dla przeciw wagi, lekko przygarbiony, co w połączeniu z dużymi, wodnistymi oczami i ponurą twarzą wyglądało tak, jakby już dawno opadł z sił. – Dzięki. Bałem się, że…

– Niech pan nie dziękuje. Mogę panu zagwarantować, że to paskudna sprawa. – Lindros wysłał asystenta, żeby ten pozbył się FBI i szeryfa. – Namierzyliście tego Webba? – Połączywszy się z FBI, dostał wiadomość, że na podjeździe przed domem Conklina znaleziono jego samochód. Ale to nie był samochód Webba, tylko Bourne'a. I właśnie dlatego dyrektor CIA kazał mu osobiście poprowadzić śledztwo.

– Jeszcze nie, ale wypuściliśmy już psy.

– Dobrze. Teren zabezpieczony i obstawiony?

– Właśnie miałem to zrobić, ale ci z FBI… – Harris pokręcił głową. – Mówiłem im, że liczy się każda minuta.

Lindros zerknął na zegarek.

– Pierwszy kordon: osiemset metrów od domu. Drugi: czterysta. Do tego drugiego niech pan da swoich ludzi. Może coś znajdą. Jeśli będzie trzeba, niech pan ściągnie posiłki,

Harris pstryknął przełącznikiem walkie- talkie i zaczął wydawać rozkazy. Lindros otaksował go spojrzeniem.

– Jak panu na imię? – spytał, gdy detektyw skończył rozmawiać. Harris lekko się zmieszał.

– Harry.

– Aha, Harry Harris. To taki żart?

– Nie, panie dyrektorze. Obawiam się, że nie.

– Jezu, o czym myśleli pańscy rodzice?

– Chyba wcale nie myśleli.

– Dobra, Harry. Rozejrzyjmy się trochę. – Żwawy, bystry, jasnowłosy Lindros dobiegał czterdziestki. Po studiach – ukończył uniwersytet z Ivy League – zwerbowała go placówka CIA w Georgetown. Jego ojciec, człowiek zdeterminowany i uparty, zawsze mówił to, co myślał, i robił wszystko po swojemu. Zaszczepił tę niezależność młodemu Martinowi i właśnie dzięki niej – przynajmniej według samego Lindrosa – oraz dzięki poczuciu obowiązku względem kraju zauważył go dyrektor CIA.

Harris poprowadził go do gabinetu, lecz zanim tam weszli, Lindros zauważył dwie staromodne szklanki na stoliku koktajlowym w pokoju telewizyjnym.

– Ktoś ich dotykał?

– O ile wiem, nie, panie dyrektorze.

– Mów mi "Martin". Musimy się szybko poznać. – Lindros posłał mu dla zachęty lekki uśmiech. Umiał wykorzystywać swój autorytet. Odcinając od sprawy pozostałe agencje, przeciągnął Harrisa na swoją stronę. Coś mu mówiło, że będzie mu potrzebny ktoś posłuszny i spolegliwy. – Niech twoi ludzie zdejmą z nich odciski palców, dobra?

– Natychmiast.

– A teraz chodźmy pogadać z koronerem.

Na krętej drodze biegnącej szczytem skalistego grzbietu na granicy posesji stał krępy mężczyzna, obserwując Bourne'a przez silną, wyposażoną w noktowizor lornetkę. Miał szeroką, typowo słowiańską twarz i zażółcone czubki palców lewej ręki; nieustannie palił, dużo i nałogowo. Tuż za nim, w niewielkiej zatoczce widokowej, parkował czarny wóz terenowy. Każdy postronny obserwator wziąłby go za zwykłego turystę. Mężczyzna przesunął lornetkę i namierzył przedzierającego się przez las Chana. Nie spuszczając go z oczu, otworzył pokrywkę komórki i wybrał numer.

Odebrał Stiepan Spalko.

– Pułapka zadziałała – zameldował przysadzisty Słowianin. – Cel ucieka. Wymknął się policji i Chanowi.

– Niech to szlag! Co ten Chan knuje?

– Mam się tego dowiedzieć? – spytał Słowianin obojętnie.

– Nie, trzymaj się od niego z daleka. Najlepiej natychmiast stamtąd odjedź.

Wyszedłszy chwiejnie ze strumienia, Bourne usiadł i odgarnął mokre włosy. Bolało go całe ciało, płuca płonęły żywym ogniem. Przed oczami migotały mu czerwone plamy, rozbłyski eksplozji, które przeniosły go do dżungli Tam Quan, gdzie na rozkaz Aleksa Conklina David Webb wykonywał misje zatwierdzone przez dowództwo Sajgonu, misje, od których generałowie umywali potem race, zadania tak szaleńcze, trudne i niebezpieczne, że oficjalnie nie można ich było zlecić żadnemu amerykańskiemu żołnierzowi.

Siedząc w gasnącym świetle wiosennego wieczoru, Bourne wiedział, że znalazł się teraz w podobnej sytuacji. Był w czerwonej strefie, na obszarze kontrolowanym przez nieprzyjaciela. Kłopot w tym, że nie miał pojęcia, kim ten nieprzyjaciel jest i co zamierza. Czy, podobnie jak w kampusie, znowu próbował go gdzieś zapędzić, czy też przeszedł do nowej fazy planu?

Z oddali dobiegało ujadanie psów, tuż za nim, niepokojąco blisko, trzasnęła gałązka. Zwierzę czy człowiek? Miał już teraz inny cel. Musiał nie tylko wymknąć się z policyjnej sieci, ale jeszcze odwrócić sytuację, zdobyć przewagę nad polującym na niego napastnikiem, a przede wszystkim znaleźć go, zanim on znajdzie jego. Jeśli ma do czynienia z tym samym człowiekiem co przedtem, jest to nie tylko świetny strzelec, ale i ekspert od walk w dżungli. Świadomość, że jednak coś o nim wie, podniosła Bourne'a na duchu. Zaczynał poznawać przeciwnika. A teraz nie może dać się zabić, zanim pozna go na tyle, by go zaskoczyć…

Słońce znikło za horyzontem i niebo przybrało barwę gasnącego ognia. Powiał zimny wiatr i siedzący w mokrym ubraniu Bourne zadrżał. Wstał i ruszył przed siebie, żeby się ogrzać i rozprostować zesztywniałe nogi. Las tonął w ciemnoniebieskim mroku, lecz on wciąż czuł się tak widoczny, jakby był na bezdrzewnej równinie pod bezchmurnym niebem.

Wiedział, jak poradziłby sobie w dżungli Tam Quan: znalazłby jakąś kryjówkę, miejsce, gdzie spokojnie przeanalizowałby sytuację i obmyślił jakiś plan. Sęk w tym, że znalezienie kryjówki w czerwonej strefie było bardzo trudne, gdyż zwykle roiło się w niej od pułapek. Szedł powoli i uważnie, omiatając wzrokiem mijane po drodze pnie drzew i wreszcie znalazł to, czego szukał. Dzikie wino, wirgiński winobluszcz. Jeszcze nie kwitł – było za wcześnie – lecz któż by nie rozpoznał tych błyszczących pięciopłatkowych liści? Otworzył nóż sprężynowy i ostrożnie uciął kilkanaście długich, mocnych pędów.

Skończył, czujnie nadstawił uszu i podążając za słabym odgłosem, wkrótce dotarł do małej polany. To tu. Jeleń, średniej wielkości kozioł. Podniesiony łeb, falujące czarne nozdrza. Zwietrzył go? Nie. Próbował tylko znaleźć…

Jeleń odbiegł, a on ruszył za nim. Lekko i bezszelestnie biegł przez las równolegle ze zwierzęciem. Gdy zmienił się wiatr, musiał skorygować trasę, żeby pozostać na zawietrznej. Pokonali kilkaset metrów i jeleń wreszcie zwolnił. Teren był tu bardziej stromy, ziemia twardsza i zbita. Znajdowali się daleko od strumienia, na samym skraju posiadłości. Jeleń zwinnie przeskoczył kamienny murek w jej północno- zachodnim narożniku. Bourne wspiął się na niego i stwierdził, że zwierzę zaprowadziło go do lizawki. Lizawka to skały, skały to jaskinie. Przypomniał sobie, że Conklin wspominał, iż na północno- zachodnim krańcu działki roi się od pieczar, poprzetykanych naturalnymi pionowymi kominami, które gotujący nad ogniskiem Indianie wykorzystywali kiedyś jako szyby wentylacyjne. Tego właśnie szukał: tymczasowej kryjówki, najlepiej takiej z dwoma wyjściami, żeby nie utknąć w niej jak w pułapce.

Teraz go mam, pomyślał. Webb popełnił wielki błąd: wszedł do jaskini z jednym wejściem. Chan wyczołgał się zza krzewów, bezszelestnie przeciął polankę i ostrożnie wsunął się do czarnej pieczary.

Pełznąc przed siebie, wyczuwał w ciemności obecność ofiary. Wiedział, że jaskinia jest płytka i krótka. Nie miała tego ostrego zapachu zgnilizny, jaki wypełniał pieczary długie i głębokie.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Dziedzictwo Bourne'a»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Dziedzictwo Bourne'a» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Eric Lustbader - Blood Trust
Eric Lustbader
Eric Lustbader - Last Snow
Eric Lustbader
Margit Sandemo - Dziedzictwo Zła
Margit Sandemo
Eric Lustbader - First Daughter
Eric Lustbader
Eric van Lustbader - The Bourne Objective
Eric van Lustbader
Eric Lustbader - The Testament
Eric Lustbader
Robert Ludlum - The Bourne Sanction
Robert Ludlum
Phyllis Bourne - Moonlight Kisses
Phyllis Bourne
Robert Barr - From Whose Bourne
Robert Barr
Отзывы о книге «Dziedzictwo Bourne'a»

Обсуждение, отзывы о книге «Dziedzictwo Bourne'a» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x