Jakiś agent podszedł do podium.
– Holly, twój pies nie chce nas wpuścić do kuchni.
Holly pobiegła na odsiecz.
Parę minut później jechała wraz ze swoimi ludźmi furgonem.
– Następna w prawo – powiedziała, sprawdziwszy trasę na mapie. – Pierwszy dom po lewej stronie. Zgaś światła i nie wjeżdżaj na podjazd.
Kierowca wykonał polecenie. Furgon zatrzymał się na ulicy, kilka metrów od podjazdu.
Holly popatrzyła na dom. Był ładny, choć nieduży. W oknach nie paliły się światła.
– Wszyscy wysiadać, ale bez trzaskania drzwiami. Myślę, że Barney śpi i nie chcę go budzić, zanim nie będziemy gotowi.
Poprowadziła ludzi podjazdem i zatrzymała się parę metrów przed drzwiami.
– Może uda się to załatwić prostszym sposobem – powiedziała, zdejmując hełm, kamizelkę kuloodporną i dres FBI.
– Do licha, co ty wyprawiasz? – zapytał agent.
– Zamierzam zadzwonić do drzwi. Jeśli Barney jest w łóżku, przyjdzie otworzyć i zobaczy znajomą twarz.
Zdjęła pas z bronią i odrzuciła go na bok, a potem, z berettą w dłoni, skręciła na ścieżkę wiodącą do drzwi. Ruchem dłoni kazała ludziom zniknąć z pola widzenia. Potem zadzwoniła do drzwi i czekała, z pistoletem za plecami, aż Barney Noble wpadnie jej w ręce.
Ham obszedł centrum łączności.
– Czysto – powiedział do swoich ludzi. – Sprawdźmy dół.
Zbiegł po schodach i skręcił za róg korytarza. Zatrzymały go wielkie stalowe drzwi z szeregiem zabezpieczeń.
– Ciekawe, co tam jest.
– Co by nie było – odparł agent – właśnie tego szukamy. W Bogu nadzieja, że to sprzeczne z prawem.
Harry Crisp dojechał na lotnisko. Na pasie stały cztery pojazdy FBI, agenci otoczyli wieżę. Harry wysiadł z samochodu.
– Jak poszło?
– W wieży był tylko jeden człowiek – odparł agent. – Nie mieliśmy żadnych problemów.
– Są samoloty, gotowe do startu?
– Tak, ale nie ma pilotów.
– Zabierzcie tego faceta z powrotem do wieży i trzymajcie go pod strażą. I zabierzcie furgony z pasa. Gdyby jakiś samolot chciał wylądować, niech ląduje. Macie zatrzymać wszystkich obecnych na pokładzie. Zrozumiano?
– Tak jest.
Harry wrócił do wozu.
– Zajrzyjmy do centrum łączności. Jest coś ze stanowisk karabinów?
– Tak, przed chwilą dostaliśmy raport. Wszystkie zabezpieczone – zameldował radiooperator.
Harry zwrócił się do Jacksona.
– Chyba możesz zdjąć kamizelkę. Wyglądasz w niej okropnie głupio.
Holly jeszcze raz zadzwoniła do drzwi. Nikt się nie pojawił. Odwróciła się do najbliższego agenta, rozpłaszczonego pod ścianą.
– Będziemy musieli wejść.
– Najpierw się ubierz – powiedział, wskazując dres i kamizelkę.
Holly założyła strój i cofnęła się od drzwi. Dwaj agenci z taranem jednym ciosem wyważyli drzwi i wszyscy wpadli do domu, z latarkami i bronią gotową do strzału.
– Daisy, chodź ze mną. – Holly ruszyła na górę, osłaniana przez dwóch agentów.
Po chwili znalazła się w sypialni. Nagle rozbłysła lampka na stoliku przy łóżku.
– Jest zasilanie – zawołał ktoś z dołu.
Pościel była zmięta, ale w pokoju nie było nikogo.
– Przeszukać dom – poleciła Holly.
Dwie minuty później agent wszedł do sypialni, popychając przed sobą atrakcyjną młodą kobietę. Była w koronkowej bieliźnie.
– Gdzie jest Barney Noble? – zapytała Holly.
– Nie wiem. Wyszedł, kiedy drugi raz zgasło światło. Kazał mi tu zostać. Gdy usłyszałam, jak wyłamujecie drzwi, schowałam się w pokoju gościnnym.
– Może opuścił dom, ale nie Palmetto Gardens – wtrącił agent.
Holly podniosła radiotelefon.
– Przystań, tu Holly.
– Przystań – usłyszała.
– Wszystko gra?
– Tak. Mieliśmy parę minut spóźnienia, ale już wszystko w porządku.
Holly zerknęła na mapę.
– Jesteśmy niecałe sto metrów od przystani. Barney uciekł.
– Co teraz? – zapytał agent.
– Możecie zająć się przeszukiwaniem domów, ale najpierw podrzućcie mnie do centrum łączności.
W samochodzie wyjęła telefon komórkowy i zadzwoniła na komisariat.
– Policja Orchid Beach – oznajmiła dyżurna policjantka.
– Tu Holly Barker. Roześlijcie listy gończe za niejakim Barneyem Noble’em. Biały, pod sześćdziesiątkę, metr osiemdziesiąt pięć wzrostu, sto kilo wagi, krótkie, szpakowate włosy, uzbrojony i niebezpieczny. Podejrzany o zamordowanie oficera policji.
– Zrozumiałam, szefie.
– Zadzwoń do straży wybrzeża i poproś, żeby zatrzymywali wszystkie łodzie na rzece. Niech szukają Noble’a.
– Już się robi.
Holly z trudem panowała nad ogarniającą ją irytacją. Barney Noble zniknął i szansę na złapanie go malały z minuty na minutę.
Harry Crisp obszedł cały budynek centrum łączności. Zatrzymał się przed stalowymi drzwiami.
– Czy ktoś wie, jak je otworzyć?
Bill stanął przy nim i obejrzał drzwi.
– Moglibyśmy je wysadzić, ale Bóg wie, co by się stało z komputerami. Przydałby nam się jakiś pierwszorzędny kasiarz.
– Ściągnij specjalistów, może uda im się coś zdziałać.
Holly wysiadła przy centrum łączności. Furgon odjechał. Grupy agentów przeszukiwały kolejne domy i jej ludzie do nich dołączyli. Przy drzwiach spotkała Harry’ego Crispa.
– Jak poszło? – zapytała.
– Znakomicie. Ale są tam stalowe drzwi, z którymi nie możemy dać sobie rady, więc nadal nie wiemy, co jest na dole.
– Gdzie jest Ham?
– Kręci się gdzieś tutaj. Sprawił się ze swoimi ludźmi doskonale. Nie wiem, co byśmy bez niego zrobili.
Podszedł do nich Jackson.
– Aresztowałaś Noble’a?
Holly pokręciła głową.
– Zwiał, prawdopodobnie przez przystań.
– Cholera.
Z centrum łączności wyszedł jakiś człowiek.
– Harry, droga wolna. To była bułka z masłem.
Crisp wpadł do budynku, a Holly z Jacksonem pobiegli za nim. Drzwi były otwarte. Za nimi znajdowały się schody wiodące w dół.
– Sprawdzę teren – zawołał agent i wraz z drugim mężczyzną zniknął w oświetlonej klatce schodowej. Po chwili zameldował: – W porządku, czysto.
Harry, Holly i Jackson zeszli do przestronnego pomieszczenia. Było tam tylko biurko i następne stalowe drzwi.
Holly zmarkotniała.
– Cholera jasna – mruknęła.
– Co to jest do licha? – zapytał Harry.
– Wygląda jak skarbiec bankowy – powiedział Jackson.
– Widzę, ale co w nim może być?
– Ci ludzie chyba nie chcą, żebyś się dowiedział. Jest tu zamek czasowy – pokazał – nastawiony na dziewiątą rano. Gdybyśmy nawet znali kombinację, nie damy rady otworzyć go wcześniej.
– To niemiecki friedrich – powiedział agent. – Firma ma biuro w Nowym Jorku. Może w Miami też.
– Zadzwoń do nich z samego rana i ściągnij eksperta – polecił Harry. – Jezu Chryste, nienawidzę czekania.
O siódmej rano Holly siedziała w jadalni klubu Palmetto Gardens i kończyła śniadanie. Towarzyszył jej Harry Crisp. Wcześniej polecił personelowi posprzątać bałagan i wrócić do pracy.
– I co mamy, Harry? – spytała Holly.
– Swego rodzaju międzynarodowe Appalachin – odparł. – Wszyscy mają dobre paszporty, ale na fałszywe nazwiska i wszyscy milczą jak zaklęci. Ale wygląda na to, że dopadliśmy człowieka numer dwa z kartelu Cali i numer jeden z organizacji meksykańskiej. A to dopiero początek. Teraz sprawdzamy odciski palców. Już do nas jedzie kurier z rejestrami. Mogę założyć się o roczną pensję, że to największe aresztowanie w historii.
Читать дальше