– Czy coś się stało? – powtórzył pytanie.
– Nic takiego, o czym chciałabym rozmawiać.
Patrzył na nią, jakby starał się ją przejrzeć. Potem usiadł.
– Chyba mam lekarstwo na koszmary. Na Timmy’ego zawsze działa.
– Czyli nie brandy.
– Nie. – Uśmiechnął się. – To całkiem niewinny sposób. Otóż zasypiając, trzeba się do kogoś mocno przytulić.
Spotkali się wzrokiem.
– Nick, to nie jest dobry pomysł.
Spoważniał.
– Maggie, to nie jest tani chwyt. Chcę ci pomóc. Pozwolisz mi? Masz coś do stracenia?
Milczała. Zbliżył się. Powoli obejmował ją, dając jej możliwość, by się wycofała. Jednak ani drgnęła. Położył rękę na jej ramieniu i lekko przyciągnął do siebie, aż jej twarz znalazła się na jego piersi. Słyszała bicie jego serca. Jej było tak hałaśliwe, że z trudnością odróżniała jedno od drugiego. Miękko otarła się policzkiem o Nicka. Delikatnie przylgnęła do niego, jeszcze bardziej rozchylając koszulę.
– Zrelaksuj się – powiedział cicho Nick. – Wyobraź sobie, że jestem murem, który cię chroni przed wszystkim, co mogłoby cię zaatakować. Nawet jeśli nie będziesz mogła zasnąć, zamknij oczy i odpoczywaj.
Jak mogła spać, kiedy jej ciało ożyło, ogarnięte ogniem jego dotyku?
ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY SIÓDMY
Po przebudzeniu Maggie czuła się jak na kacu. Nogi i ręce ciążyły jej jak kamienie. Przemarzła. Ogień w kominku dawno wygasł. Nicka nie było obok niej. Wypatrzyła go na otomanie. Spał.
Zauważyła błysk światła za oknem. Usiadła. Znowu to samo. Jakiś cień z latarką minął okno. A więc śledził ich, jechał za nimi znad rzeki.
– Nick – szepnęła, ale się nie poruszył. Myśli jej się kotłowały. Gdzie zostawiła broń? – Nick – spróbowała znowu. Żadnej odpowiedzi.
Cień zniknął. Podczołgała się do schodów, cały czas patrząc na okno. Pokój rozjaśniała jedynie księżycowa poświata. Kiedy przyjechali, wyciągnęła rewolwer, idąc na górę. Położyła go na stoliku obok schodów. Stolik zniknął, nie mogła go nigdzie dostrzec. Krążyła wzrokiem po mrocznym pomieszczeniu.
Wówczas usłyszała dźwięk klamki. Nerwowo szukała czegokolwiek ostrego lub ciężkiego, czym mogłaby się obronić. Klamka zaskrzypiała, ale nie puściła. Drzwi były zamknięte na klucz. Maggie wyciągnęła rękę po lampkę z ciężką metalową podstawą. Wytężyła słuch.
Na kolanach wróciła do otomany.
– Nick – szepnęła i potrząsnęła nim. – Nick, obudź się. – Szturchnęła go za ramię. Jego ciało stoczyło się ku niej, waląc się na podłogę. Miała ręce we krwi. Spojrzała na niego. O Boże, dobry Boże. Zatkała usta zakrwawionymi rękami. Patrzyły na nią niebieskie, zimne i puste oczy Nicka. Krew zabarwiła przód jego koszuli. Miał podcięte gardło, otwarta rana wciąż krwawiła.
Potem zobaczyła znowu błysk światła. Cień był za oknem, stał tam, patrząc na nią z wyczekującym uśmiechem. Znała tę twarz. To był Albert Stucky.
Obudziła się, machając bezładnie rękami. Nick chwycił jej nadgarstki, bo okładała go pięściami. Próbowała złapać oddech. Trzęsła się i wiła w dzikich, niekontrolowanych konwulsjach.
– Maggie, już dobrze. – Jego glos był łagodny, zarazem jednak przerażony. – Jesteś bezpieczna.
Znieruchomiała, choć wciąż drżała. Spojrzała Nickowi w oczy. Były niebieskie, ciepłe, zatroskane. I żywe. Ogień huczał w kominku, liżąc potężne polana. Pokój oświetlało ciepłe, żółte światło płomieni. Za oknem śnieg przeglądał się w szybie. Nie było żadnej latarki. Żadnego Alberta Stucky’ego.
– Już w porządku, Maggie? – Przyciskał do piersi jej zaciśnięte pięści, gładząc je pieszczotliwie.
Ponownie spojrzała mu w twarz. W jej oczach pojawiło się wielkie zmęczenie.
– Nie udało się – szepnęła. – Oszukałeś mnie.
– Przepraszam. Zasnęłaś tak spokojnie. Może trzymałem cię zbyt słabo. – Uśmiechnął się.
Rozluźniła palce. Nie przestawał pieścić jej dłoni, potem przedramion, łokci, sunął dłońmi wysoko pod szerokimi rękawami szlafroka. Aż do jej ramion, a potem znów w dół. Centymetr po centymetrze rozgrzewał ją. Ale chłód był głębiej, zakradł się w jej żyły.
Oparła się o niego. Promieniał żarem. Otarła policzek o jego ciepłą bawełnianą koszulę. Wciąż za mało. Uniosła się, żeby swobodnie rozpiąć mu do końca koszulę. Unikała jego wzroku, czuła, jak bardzo jest napięty. Nick nie ruszył się. Może nawet nie oddychał. Z trudem powstrzymała się, żeby nie dotknąć jego włosów. Przytuliła tylko do niego policzek, słuchając znów jego serca i pozwalając się ogrzać jego ciepłem. Miała nadzieję, że Nick ją zrozumie.
Trząsł się, chociaż nie było zimno. Potem poczuła, że się uspokoił. Trochę szybciej oddychał, ale starał się to poskromić. Objął ją w pasie, nie pozwalając sobie na żadną pieszczotę, żaden ruch. Po prostu trzymał ją blisko i tym razem bardzo mocno.
ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY ÓSMY
Christine wstrzymała oddech i dwa razy kliknęła polecenie „Wyślij”. Maszyna drukarska czekała na ten tekst, bez niego gazeta nie miała prawa się ukazać. W najśmielszych marzeniach Christine nie wyobrażała sobie, że zajdzie tak daleko.
Była wyczerpana, ale adrenalina utrzymywała jej umysł w dobrej formie i pozwalała palcom fruwać po klawiszach. Wreszcie Christine mogła wyłączyć laptop. Ni w ząb nie rozumiała nowoczesnej technologii, ale była jej wdzięczna. Dzięki niej Timmy spał sobie smacznie, a ona tłukła już piąty z kolei artykuł na pierwszą stronę. Zastanawiała się, jaki jest rekord pod tym względem w „Omaha Journal”.
Zerknęła na zegarek. Gazeta trafi w miasto z godzinnym opóźnieniem, ale Corby i tak był zadowolony. Przełknęła ostatni łyk kawy. Nie mogła uwierzyć, że przeszła przez to bez jednego papierosa.
Ściągnęła laptop z biurka, zrzucając przy okazji na podłogę stos kopert. Kiedy je wszystkie zebrała, jej duma gdzieś się rozpłynęła. Kilka kopert zawierało rachunki, których nie miała czym zapłacić. Jeden list był z Departamentu Stanu Nebraska. Nie otworzyła go do tej pory. Zawierał formularze poskładane na trzy ze staromodną niebieską bibułką między poszczególnymi kopiami. Jak mogła ufać państwu, które wciąż używa bibułek? Ten system miał wyśledzić jej męża i zmusić go do płacenia alimentów? Wystarczy, że Bruce ją oszukał. Ale jak może oszukiwać syna? Nie podobało jej się, że Timmy nie spotyka się z własnym ojcem, że ona nie może się z nim w żaden sposób skontaktować. A wszystko dlatego, że Bruce nie ma ochoty płacić alimentów.
Wepchnęła koperty za lampę. Jej sukces przyniósł tylko niewielką podwyżkę pensji. Minie sporo czasu, zanim odczuje prawdziwą różnicę.
Mogłaby sprzedać dom. Klapnęła na sofę i rozejrzała się po pokoju. Sama go wytapetowała. Zerwała zapleśniałe wykładziny i wyczyściła bardzo zapuszczoną drewnianą podłogę. Za oknem było podwórko, które znała co do centymetra. Zamieniła marne krzewy na piękne róże, wyłożyła cegłami ścieżkę. Powstało cudowne miejsce do odpoczynku. Jak można od niej wymagać, żeby się tego pozbyła? Poza Timmym ten dom stanowił wszystko, co posiadała.
Nick tego nie rozumiał, nie potrafił. Pnąc się w górę, nie zamierzała go zniszczyć. Chciała tylko uratować siebie. Po raz pierwszy robiła coś na własny rachunek, nie jako córka Tony’ego Morrellego, żona Bruce’a Hamiltona czy mama Timmy’ego, ale jako Christine Hamilton. To było fajne uczucie.
Читать дальше