– Rób, co uważasz za stosowne, byle za bardzo nie śmierdziało. Pamiętaj, że agent specjalny Jacoby nie grzeszy wyjątkową inteligencją, ale też nie jest ostatnim durniem. Według profilu, to przeciętniak. średnio zdolny, a przy tym arogancki, ambitny i sprawia kłopoty przełożonym. Takie cechy czynią go dość niebezpiecznym osobnikiem. Jeśli ktoś miałby nam to spieprzyć, to z pewnością właśnie on. Sugeruję, by Mira zerknęła na jego profil i powiedziała, co o nim myśli.
To ty dostałeś dane – powiedziała Eye. -Ty do niej zadzwoń. A teraz wyniki testu prawdopodobieństwa. -Poleciła, by komputer wyświetlił je na ekranie. – Jak widzicie, prawdopodobieństwo, że spróbuje wykonać zlecenie do końca- wynosi dziewięćdziesiąt osiem procent. Yost to perfekcjonista, nie pozwoli, żeby ktoś pokrzyżował mu szyki. Zaatakuje kolejną ofiarę zgodnie z wcześniejszym planem. Dwa pierwsze morderstwa nastąpiły w krótkim odstępie czasu. Uważam, że trzecią próbę podejmie w ciągu najbliższych dwudziestu czterech godzin. Istnieje ponaddziewięćdziesięciosześcioprocentowe prawdopodobieństwo, że podejrzany przebywa w mieście lub okolicy. Wynik oparto na założeniu, że ce1 także znajduje się w mieście lub okolicy. Niestety, co do tego nie mamy pewności i dlatego nie możemy przewidzieć, kogo atatakuje.
Jeszcze raz spojrzała na ekran.
– Cały czas nad tym pracujemy. I czekamy.
Kończąc, rozdzieliła zadania i zwołała odprawę na ósmą rano następnego dnia.
– Mamy jeszcze godzinę. Jeśli do tego czasu nic się nie wydarzy,
– jesteście wolni. Prześpijcie się, a jutro od rana ruszamy pełną parą.
– Pomysł jest niezły, ale wątpię, czy uda mi się dziś odpocząć. Mam randkę. – McNab przez całą odprawę czekał, żeby to powiedzieć. Wykazał się ogromną siłą woli, bo nie spojrzał przy tym na reakcję Peabody.
Za to Eve dokładnie ją widziała. Szok, początkowy ból przeszedł w czystą wściekłość, którą Peabody szybko opanowała. Zimna jak lód, zauważyła. Gdybym jej nie znała, nie domyśliłabym się, jak bardzo ją to zabolało.
Jasna cholera.
– McNab, wszyscy cieszymy się w twoim imieniu – powiedziała chłodno Eye. – Punkt ósma w tej sali. Na dzisiaj to wszystko, możecie odejść. – Mówiąc to, nie spuszczała z niego wzroku. Z niekłamaną przyjemnością zauważyła, jak się lekko skurczył.
Po chwili wstał i podszedł do wyjścia. Feeney przewrócił oczami, po czym ruszył za nim. Kiedy był już wystarczająco blisko, palnął przemądrzałego chłopaka w głowę.
– Au, co jest?
– Już ty dobrze wiesz, co jest.
– Oczywiście, jasne. Ona może sobie kręcić z jakimś padalcem do wynajęcia, tak? A kiedy ja umawiam się na randkę, zaraz wszyscy biją mnie po głowie.
Feeney zawsze bezbłędnie rozpoznawal przygnębienie. Wykrzywił z niezadowoleniem twarz i wbił palec w kościstą khitkę piersiową McNaba.
– Nie o tym mówię.
– Ani ja. – McNab skulił ramiona i na dobre się nidąul.
– Peabody – zaczęła Eye, nie czekając, aż podwładna zacznie się żalić.
– Zamknij wszystkie pliki i zabierz dyskietki. Zarezerwuj salę na jutrzejszą odprawę.
– Tak jest. – Dziewczyna przełknęła ślinę, a fakt, że było to słychać, sprawił jej dodatkową przykrość.
– Skontaktuj się z Monroem, sprawdź, czy dowiedział się czegoś o Rolesie. Bądź u siebie w biurze, żebym nie musiała cię szukać.
– Tak jest.
Eye zaczekała, aż asystentka, sztywna jak android, uprzątnie salę i wyjdzie.
– Nic z tego nie będzie – mruknęła pod nosem. – Wysłuchaj jej, łatwo mu powiedzieć. Akurat się na tym zna. – Kiedy w końcu zdołała się uwolnić od myśli na temat Peabody, usiadła przed łączem i wybrała numer biura federalnego.
– Stowe.
– Dallas. Musimy się spotkać. Tylko ty i ja. Dziś wieczorem.
– Jestem zajęta, a poza tym nie interesują mnie spotkania z tobą. Ani dziś, ani kiedy indziej. Bierzesz mnie za idiotkę? Myślisz, że nie wiem, że to ty podpuściłaś tę dziennikarkę?
– Ta dziennikarka sama świetnie sobie radzi. – Eye odczekała chwilę przed zadaniem ciosu. – Winifred C. Cates. – powiedziała i w milczeniu przyglądała się pobladłej agentce.
– Co z nią? – odparła Stowe z godnym podziwu opanowaniem. To jedna z domniemanych ofiar Yosta.
– Dziś wieczorem, Stowe, chyba że wolisz o tym porozmawiać przez łącze.
– Pracuję do siódmej.
– Siódma trzydzieści w The Blue Squirrel. Taka sprytna agentka na pewno znajdzie adres.
Stowe przysunęła się do ekranu i spytała przyciszonym głosem:
– Będziesz sama?
– Tak. To na razie. Siódma trzydziści. Nie każ mi na siebie czekać.
Eye przerwała transmisję i spojrzała na zegarek, próbując jak najlepiej rozplanować czas. Pełna najgorszych obaw, ruszyła do biura ekipy, po drodze wstępując do swojego gabinetu po kurtkę.
Gdyby tylko nie musiała rozmawiać z Peabody, wolałaby nawet spotkanie z armią androidów wyposażonych w laserowe sklpele.
– Złapałaś Charlesa? – zapytała, podchodząc do kabiny podwładnej.
– Tak. Jego klientka poznała mężczyznę podającego się za Martina K. Rolesa ubiegłej zimy, na aukcji w Sotheby” s. Przelicytował ją. Chodziło o krajobraz Masterfielda z 2021 roku. Kobieta przypomniała sobie, że zapłacił dwa i pół miliona.
– Sotheby”s. Jest po piątej, więc pewnie zdążyli już zamknąć. Dobra, idziemy. – Zaczekała, aż Peabody się pozbiera. – Co jeszcze mówiła?
– Charles powiedział, że ta kobieta uważa Rolesa za niezwykle kulturalnego i eleganckiego człowieka, który doskonale zna się na sztuce. Chciała nawet, żeby ją do siebie zaprosił, kiedy wystawi obraz, ale nie okazał zainteresowania. Charles mówi, że to świetna babka, po trzydziestce, z klasą, cholernie bogata. Większość facetów bez zastanowienia skorzystałaby z okazji, więc uznała, że Roles woli mężczyzn. Próbowała nawiązać z nim jakąś rozmowę, poplotkować o wspólnych znajomych, wypytać, gdzie bywa i jakie kluby wspiera, ale uchylał się od odpowiedzi, a w końcu ją spławił.
– Skoro to taka babka z klasą, to po co wynajmuje sobie licencjonowanego pana do towarzystwa?
– Pewnie dlatego, że Charles też ma klasę, a poza tym taka znajomość nie wymaga żadnych zobowiązań. Robi wszystko, czego klientka chce, i to, kiedy ona ma na to ochotę. – Peabody, wzdychając, wysiadła z windy w garażu. – Ludzie wynajmują ich albo tylko się z nimi spotykają z różnych powodów. Nie zawsze chodzi o seks.
– No dobrze. Sotheby”s zostawimy sobie na jutro. – Roarke na tym zna, więc może będzie mógł pomóc, pomyślała Eye.
– Tak jest, pani porucznik. A teraz dokąd jedziemy?
– Dokąd chcesz. – Eye otworzyła drzwi do samochodu i pit iiyI na Peabody przez przeszklony dach. – Może się czegoś nipijciiiy?
– Pani porucznik?
– Posprzeczałam się dziś z Roarkiem. To był mój wybór Czasami, na krótką metę, to pomaga.
W oczach asystentki dostrzegła wdzięczność.
– Jeśli to ode mnie zależy, wolałabym lody.
– Pewnie. Sama też wybrałabym lody. No to jedziemy.
Ogromny deser lodowy z polewą, stojący przed nią na stole, wzbudzał apetyt, ale i mdłości. Bez wątpienia zje całą porcję. Bez wątpienia się po tym rozchoruje. Czego to człowiek nie robi dla przyjaciół.
Ostrożnie skosztowała pierwszą łyżeczkę.
– No dobra, wyrzuć to z siebie.
– Pani porucznik?
– Słucham, powiedz, co się stało.
Peabody otworzyła ze zdziwieniem oczy. Słowa Eve zaskoczyły ją jeszcze bardziej niż bananowa niespodzianka.
Читать дальше