Na całej długości dna między dwoma szkieletami leżą przeróżne przedmioty przykryte częściowo warstwą zamarzniętego śniegu: dwie rolki blachy, płócienne nakrycie na łódź, osiem par butów, dwie piły, cztery pilniki, sterta gwoździ, dwa noże i torba z nabojami, którą Crozier zauważył już wcześniej.
Crozier widzi także wiosła, zwinięte żagle oraz kłębki szpagatu leżące obok szkieletu w ubraniach. Obok częściowo pożartego ciała na dziobie dostrzega stertę ręczników, kostki mydła, kilka grzebieni i szczoteczkę do zębów, parę ręcznie szytych pantofli, które niemal dotykają białych stóp szkieletu, oraz sześć książek – pięć egzemplarzy Biblii i Pastora z Wakefield, który teraz stoi na półce w Wielkiej Kajucie Terroru .
Crozier chce zamknąć oczy, ale nie może. Chce uciec przed tą wizją – przed wszystkimi wizjami – ale nie ma nad nimi żadnej władzy.
Nagle twarz Francisa Leopolda M’Clintocka jakby rozmywa się, roztapia i zamienia w twarz jakiegoś młodszego mężczyzny, którego Francis Crozier nie zna. Poza tym obraz się nie zmienia. Młody mężczyzna – niejaki porucznik William Hobson, którego Crozier już zna, nawet o tym nie wiedząc – stoi w tym samym miejscu co przed chwilą M’Clintock i zagląda do łodzi z tym samym niedowierzaniem, które przed chwilą Crozier widział na twarzy M’Clintocka.
Nieoczekiwanie obraz łodzi i szkieletów znika, a Crozier leży w lodowej jaskini obok nagiej Sophii Cracroft.
Nie, to nie jest Sophia. Crozier mruga oczami, czując, jak dar jasnowidzenia Memo Moiry przenika jego obolały umysł niczym ognista pięść, i widzi po chwili, że leży zupełnie nagi obok nagiej lady Ciszy. Okrywają ich futra rozłożone na śniegu lub lodowej półce. Wnętrze jaskini rozświetla płomień lampki. Kopulasty sufit ułożony jest z lodowych bloków. Piersi Ciszy są brązowe, jej włosy długie i czarne. Leży na futrach, podpierając głowę ręką i patrzy na Croziera z powagą.
Śnisz moje sny?- pyta, nie poruszając wargami ani nie otwierając ust. Nie mówi po angielsku. – Czy to ja śnię twoje?
Crozier czuje ją we wnętrzu swego umysłu i serca. To niesamowite uczucie, zupełnie jak łyk najlepszej whisky, jaką pił w życiu.
I wtedy zaczyna się najgorszy koszmar.
Ten nieznajomy, połączenie M’Clintocka i kogoś o nazwisku Hobson, nie zagląda do łodzi z dwoma szkieletami, ale patrzy, jak młody Francis Rawdon Moira Crozier potajemnie uczestniczy w papieskiej mszy wraz z papistyczną wiedźmą, swoją babką Memo Moirą.
To była jedna z największych tajemnic w życiu Croziera – fakt, że nie tylko chodził z Memo Moirą na zakazane msze, ale także brał udział w herezji katolickiej eucharystii, wyszydzanej i zabronionej komunii świętej.
M’Clintock-Hobson stoi z boku niczym ministrant i przypatruje się, jak drżący Crozier – czasem chłopiec, czasem pięćdziesięcioletni mężczyzna – podchodzi do balustrady przed ołtarzem, klęka, odchyla głowę do tyłu, otwiera usta i wystawia język, czekając na Zakazany Opłatek – Ciało Chrystusa – co dla wszystkich pozostałych dorosłych we wsi Croziera i jego rodziny jest swoistą formą kanibalizmu.
Nagle dzieje się coś dziwnego. Siwowłosy ksiądz w białych szatach, który się nad nim pochyla, polewa wodą podłogę, balustrady i samego Croziera. Ksiądz wydaje się przy tym za duży, nawet z punktu widzenia dziecka – jest ogromny i potężnie umięśniony, jego cień zakrywa klęczącego chłopca. To nie człowiek.
Crozier, który wciąż klęczy z głową odchyloną do tyłu i wysuniętym językiem, jest nagi.
Jednak ksiądz nie ma żadnego opłatka w ręce. Nie ma rąk. Pochyla się nad balustradą, nad Crozierem, i rozchyla ogromną paszczę, jakby to Crozier był chlebem czekającym na pożarcie.
– Jezu Chryste, Boże Wszechmogący – szepce przyglądający się temu M’Clintock-Hobson.
– Jezu Chryste, Boże Wszechmogący – szepce komandor Francis Crozier.
– Jest z nami – mówi doktor Goodsir do pana Jopsona. Crozier jęczy.
– Komandorze – zwraca się Goodsir do Croziera – może pan usiąść? Może pan otworzyć oczy i usiąść prosto? Doskonale.
– Jaki dziś dzień? – chrypi Crozier. Słabe światło wpadające przez otwarte drzwi i jeszcze słabsze światło lampki rażą jego wrażliwe oczy niczym eksplozja słonecznego blasku.
– Jest wtorek, jedenasty stycznia, komandorze – odpowiada Jopson, jego steward, a potem dodaje: – Roku pańskiego tysiąc osiemset czterdziestego ósmego.
– Chorował pan cały tydzień – mówi lekarz. – Kilka razy w ciągu tych ostatnich dni byłem pewien, że pana straciliśmy. – Goodsir podaje mu wodę do picia.
– Śniłem – odpowiada w końcu Crozier, wypiwszy kilka łyków lodowato zimnej wody. Czuje smród własnego ciała wypełniający wnętrze maleńkiej kajuty.
– Przez ostatnich kilka godzin jęczał pan bardzo głośno – mówi Goodsir. – Pamięta pan swoje malaryczne sny?
Crozier pamięta tylko poczucie niezwykłej lekkości, oderwania od ziemi, którego doświadczał w snach, a jednocześnie grozę i przewrotny humor wizji, które rozpierzchły się już niczym smugi mgły przegnane silnym wiatrem.
– Nie – odpowiada. – Panie Jopson, proszę mi przynieść ciepłą wodę do mycia, jeśli pan łaskaw. Poproszę też, żeby pomógł mi pan przy goleniu. Doktorze Goodsir…
– Tak, komandorze?
– Czy zechciałby pan przejść do przodu i powiedzieć panu Diggle’owi, że jego dowódca chce dziś zjeść bardzo duże śniadanie?
– Jest już wieczór, komandorze – odpowiada lekarz.
– Nieważne, chcę zjeść bardzo duże śniadanie. Suchary. Ziemniaki. Kawa. Jakaś wieprzowina, najlepiej bekon, jeśli jeszcze jest.
– Tak jest, komandorze.
– Jeszcze jedno, doktorze Goodsir – mówi Crozier do wychodzącego lekarza. – Proszę łaskawie przekazać porucznikowi Little’owi, by przyszedł do mnie i złożył mi raport z całego tygodnia oraz przyniósł mi moją… własność.
PEGLAR
70°05’ szerokości geograficznej północnej, 98°23’ długości geograficznej zachodniej. 29 stycznia 1848.
Harry Peglar zaplanował wszystko tak, by pełnić dyżur posłańca do Erebusa w dni, w których miało wrócić słońce. Chciał świętować ten dzień – jeśli w tym trudnym czasie można było coś jeszcze świętować – z kimś, kogo kochał. I z kimś, w kim kiedyś był zakochany.
Starszy bosman Harry Peglar odpowiadał za przedni maszt na Terrorze, był dowódcą starannie wyselekcjonowanych ludzi zajmujących się topslami, którzy pracowali w najwyższych częściach takielunku, przy marslu i bramżaglu, w blasku dnia i w ciemności nocy, przy pięknej pogodzie i w najgorszym sztormie. Stanowisko to wymagało siły, doświadczenia, zdolności przywódczych i, przede wszystkim, odwagi, a Harry Peglar znany był ze wszystkich tych cech. Czterdziestojednoletni takielarz dowiódł, na co go stać, nie tylko przed załogą HMS Terror , ale i na kilkunastu innych statkach, na których służył w czasie swej długiej kariery.
Choć teraz sam nie mógł w to uwierzyć, Harry Peglar aż do dwudziestego piątego roku życia był analfabetą. Czytanie było teraz jego skrytą pasją i przyjemnością, podczas tej podróży pochłonął już ponad połowę z tysiąca książek zgromadzonych w Wielkiej Kajucie Terroru , Człowiekiem, który przemienił niegdyś Peglara w miłośnika literatury, był zwykły steward służący na pokładzie statku badawczego HMS Beagle . Za sprawą tego samego stewarda Harry Peglar zaczął się zastanawiać, co właściwie znaczy być mężczyzną.
Читать дальше