– Zgadza się – przytaknął Peglar. – Ale pan Darwin był wielkim zwolennikiem tej teorii. Mówił jak człowiek, który doświadczył właśnie religijnego nawrócenia.
– Myślę, że w pewnym sensie doświadczył czegoś takiego – odrzekł Bridgens. Nad horyzontem widać już było tylko trzecią część słońca.
– Wspominam o tym, bo nim jeszcze wyruszyliśmy w tę podróż, nasz wspólny przyjaciel powiedział mi, że Darwin pisze książkę.
– Wydał już kilka. – Peglar pokiwał głową. – Pamiętasz, rozmawialiśmy o jego Dzienniku badań nad geologią i historią naturalną różnych krajów odwiedzonych przez HMS Beagle , kiedy przyjechałem do ciebie po naukę… w tysiąc osiemset trzydziestym ósmym roku. Nie było mnie na nią stać, ale ty mówiłeś, że ją przeczytałeś. Zdaje się, że wydał też kilka książek opisujących rośliny i zwierzęta, jakie widział podczas tamtej podróży.
– Zoologia podróży HMS Beagle . Tak, to też kupiłem. Ale teraz Darwin pracuje nad znacznie ważniejszym dziełem, przynajmniej tak wynika z tego, co mówił mi mój drogi przyjaciel pan Babbage.
– Charles Babbage? Ten sam, który buduje jakieś dziwne urządzenia, w tym maszynę liczącą?
– Zgadza się. Charles mówił mi, że pan Darwin od wielu lat pracuje nad bardzo interesującą książką opisującą mechanizmy ewolucji naturalnej. Podobno wspiera się przy tym mnóstwem danych z anatomii porównawczej, embriologii, paleontologii… jak zapewne pamiętasz, tym właśnie interesował się w głównej mierze nasz były towarzysz podroży. Jednak z jakichś bliżej nieokreślonych względów pan Darwin ociąga się z wydaniem tego dzieła, być może więc nie ujrzy ono światła dziennego za jego życia.
– Ewolucja naturalna? – powtórzył Peglar.
– Tak, Harry. To teoria, według której – wbrew temu, co twierdzą wszystkie Kościoły chrześcijańskie – gatunki zwierząt i roślin nie są zawsze takie same, lecz mogą ulegać przemianom i adaptować się do różnych środowisk na przestrzeni czasu… bardzo długiego czasu. Czasu rozumianego w kategoriach pana Lyella.
– Wiem, czym jest ewolucja naturalna – odparł Peglar, starając się nie okazywać, jak bardzo zirytował go pouczający ton przyjaciela. Nie po raz pierwszy uświadomił sobie, że bez względu na upływ czasu i zmieniające się okoliczności relacja uczeń-nauczyciel zawsze pozostaje taka sama. – Czytałem o tym u Lamarcka. I Diderota. I Buffona, zdaje się…
– Tak, to stara teoria – odparł Bridgens lekko rozbawionym i zarazem przepraszającym tonem. – Pisał o tym Monteskiusz, podobnie jak Maupertuis i inni, których już wymieniłeś. Podobne hipotezy wysuwał nawet Erasmus Darwin, ojciec naszego wspólnego znajomego.
– Więc dlaczego książka pana Charlesa Darwina miałaby być taka ważna? – spytał Peglar. – Ewolucja naturalna to pomysł znany od wieków… i od wieków odrzucany przez Kościół i kolejne pokolenia przyrodników.
– Jeśli wierzyć Charlesowi Babbage’owi i innym znajomym pana Darwina, których i ja mam szczęście znać, ta książka – jeśli w ogóle zostanie wydana – opisuje dokładnie mechanizm ewolucji i wspiera to mnóstwem dowodów. Podobno pan Darwin podaje w niej tysiące konkretnych przykładów działania tego mechanizmu.
– i jak wygląda ów mechanizm? – spytał Peglar. Słońce zniknęło już za horyzontem. Różowe cienie rozmyły się w bladożółtym mroku, który zapowiadał także wschód słońca. Peglar nie mógł teraz uwierzyć, że przed chwilą je widział.
– To dobór naturalny wynikający z rywalizacji między niezliczonymi gatunkami – odrzekł steward. – Dobór, która wybiera cechy pozytywne, a odrzuca negatywne – to jest takie, które nie zwiększają w żaden sposób szans na przeżycie ani na przedłużenie gatunku… na przestrzeni czasu. Bardzo długiego czasu.
Peglar zastanawiał się nad tym przez chwilę.
– Dlaczego o tym wspominasz, John? – spytał wreszcie.
– Ze względu na naszego drapieżnego przyjaciela z lodu, Harry. Ze względu na osmaloną czaszkę, którą zostawiłeś w zgliszczach czarnej komnaty.
– Chyba nie do końca rozumiem – odparł Peglar. Używał tego zwrotu bardzo często, będąc uczniem Bridgensa podczas pięcioletniej podroży na pokładzie HMS Beagle . Podróż ta zaplanowana była pierwotnie na dwa lata, Peglar obiecał więc Rose, że wróci do domu najpóźniej po dwóch latach, a może i wcześniej. Umarła na suchoty, gdy Harry był już czwarty rok na morzu. – Uważasz, że to monstrum z lodu to wytwór doboru naturalnego przewyższający zwykłe niedźwiedzie, z którymi spotykaliśmy się do tej pory?
– Wręcz przeciwnie – odrzekł Bridgens. – Zastanawiam się, czy nie spotkaliśmy jednego z ostatnich przedstawicieli jakiegoś bardzo starego gatunku, czegoś większego, sprytniejszego, szybszego i o wiele groźniejszego od jego potomków, czyli zwykłych niedźwiedzi polarnych.
Peglar zamyślił się na moment.
– Czegoś z ery przedpotopowej – rzekł wreszcie. Bridgens zachichotał.
– Tak, przynajmniej w metaforycznym sensie, Harry. Pamiętasz, że zawsze twierdziłem, iż nie należy traktować historii o potopie dosłownie.
Peglar uśmiechnął się.
– Czasami niebezpiecznie było przebywać w twoim towarzystwie, John. – Znów zamyślił się na kilka chwil. Blask słońca słabł. Na południowym niebie znów pojawiały się gwiazdy. – Myślisz, że to… coś… ten ostatni z gatunku… chodził po ziemi, kiedy były tu wielkie jaszczury? Skoro tak, to dlaczego nie znaleźliśmy jego kości?
Bridgens ponownie zachichotał.
– Nie, nie wydaje mi się, żeby nasz lodowy drapieżnik konkurował z olbrzymimi jaszczurami. Być może ssaki takie jak Ursus mańtimus nigdy nie koegzystowały z wielkimi gadami. Jak wykazał Lyell, i co zrozumiał nasz pan Darwin, Czas… pisany wielką literą, Harry… może być czymś znacznie większym, niż potrafimy zrozumieć.
Obaj mężczyźni milczeli przez chwilę. Zerwał się lekki wiatr, a Peglar zrozumiał, że jest już zbyt zimno, by stali dłużej w bezruchu. Widział, że jego przyjaciel drży.
– John – powiedział po chwili. – Myślisz, że jeśli zrozumiemy, czym jest owo zwierzę… owo stworzenie, bo czasami wydaje się zbyt inteligentne na zwykłe zwierzę… będzie nam je łatwiej zabić?
Tym razem Bridgens roześmiał się głośno.
– Ani trochę, Harry. Między nam mówiąc, drogi przyjacielu, uważam, że to stworzenie już z nami wygrało. Myślę, że śnieg przykryje nasze kości wcześniej niż jego… choć, jak się nad tym zastanowić, ogromne stworzenie, które żyje niemal wyłącznie na lodzie, nie rozmnaża się ani nie poluje na lądzie stałym, jak zwykłe niedźwiedzie, być może za to poluje na te niedźwiedzie i traktuje je jako główne źródło pożywienia, nie zostawia po sobie żadnych kości, żadnych śladów, żadnych skamieniałości… a przynajmniej nie w takich miejscach, w których moglibyśmy je znaleźć przy naszym obecnym stanie nauki.
Ruszyli w drogę powrotną do Erebusa .
– Powiedz mi, Harry, co się dzieje na Terrorze?
– Słyszałeś o tym, co zaszło trzy dni temu? O tej próbie buntu?
– Naprawdę było aż tak źle? Peglar wzruszył ramionami.
– Było paskudnie. Koszmar każdego oficera. Mat uszczelniacz Hickey i dwóch czy trzech innych agitatorów podjudziło całą załogę. Wiesz, jak łatwo manipulować takimi ludźmi. Crozier doskonale sobie z tym poradził. Nie widziałem jeszcze nigdy, by dowódca uspokoił motłoch z taką finezją i pewnością siebie, jak zrobił to w środę Crozier.
– A wszystko z powodu tej Eskimoski?
Читать дальше