Komandor Crozier – muszę pamiętać, że to jednak Irlandczyk – wpadł w furię, jakiej jeszcze nigdy nie widziałem. Zażądał natychmiastowych i pełnych wyjaśnień, jakbyśmy to my, lekarze, byli odpowiedzialni za prowiant podczas tej ekspedycji. Fitzjames z kolei zawsze żywił jakieś podejrzenia w stosunku do konserw i dostawcy, który nas w nie zaopatrzył – jako jedyny członek wyprawy i Admiralicji wyrażał wcześniej głośno swoje zastrzeżenia
– Crozier nie mógł jednak uwierzyć, że ktoś mógłby dopuścić się takiego oszustwa względem okrętów Królewskiej Marynarki Wojennej.
John Peddie, główny lekarz okrętowy z Terroru, spędził na morzu więcej czasu niż którykolwiek z naszej lekarskiej czwórki, służył jednak głównie na pokładzie HMS Mary – wraz z bosmanem Croziera, Johnem Lane ‘em – i to na Morzu Śródziemnym, gdzie konserwy stanowiły tylko drobną część zapasów zgromadzonych na okręcie. Mój bezpośredni przełożony, główny lekarz okrętowy Erebusa, Stephen Stanley, także nie miał doświadczenia z tak dużymi ilościami puszkowanego prowiantu. Szczególnie wyczulony na zagrożenie szkorbutem i przekonany o konieczności stosowania zróżnicowanej diety, doktor Stanley był zszokowany, gdy nasza inwentaryzacja wykazała, iż co najmniej połowa konserw z warzywami, mięsem i zupami, które zostały jeszcze na naszych statkach, może być zepsutą i niejadalna.
Tylko doktor McDonald, który pracował z panem Helpmanem – klarkiem komandora Croziera – podczas aprowizacji, miał swoją teorię na ten temat.
Jak już wspomniałem kilka miesięcy temu w tym dzienniku, oprócz dziesięciu tysięcy skrzynek zgotowanym, konserwowanym mięsem mamy na Erebusie konserwy z pieczoną baraniną, cielęciną, z różnymi warzywami, takimi jak ziemniaki, marchewka i pasternak, z różnego rodzaju zupami oraz dziewięć tysięcy czterysta pięćdziesiąt funtów czekolady.
Alex McDonald współpracował jako przedstawiciel medyczny naszej ekspedycji z głónym inspektorem Deptford Victualling Yard oraz z niejakim Stephanem Goldnerem, dostawcą puszkowanej żywności dla naszej wyprawy. McDonald przypomniał komandorowi Crozierowi, że do przetargu na zaopatrzenie ekspedycji sir Johna w konserwy stanęło czterech przedsiębiorców – firmy Hogarth, Gamble, Cooper amp;Aves oraz firma wspomnianego powyżej pana Goldnera. Doktor McDonald przypomniał również komandorowi, że oferta Goldnera była o połowę tańsza od ofert pozostałych trzech (znacznie lepiej znanych) dostawców. W dodatku, podczas gdy pozostali przedsiębiorcy zobowiązywali się dostarczyć prowiant w ciągu miesiąca lub trzech tygodni, Goldner zapewniał natychmiastową dostawę (nie pobierając przy tym dodatkowych opłat za przepakowanie konserw do skrzynek i transport). Oczywiście taka natychmiastowa dostawa była niemożliwa, a Goldner straciłby fortunę, gdyby jego żywność miała taką jakość i była przygotowana w taki sposób, jakie opisał w ofercie, jednak nikt prócz komandora Fitzjamesa nie zwrócił wówczas na to uwagi.
Admiralicja oraz trzech członków Służby Badawczej – wszyscy zaangażowani w proces decyzyjny, prócz doświadczonego kontrolera Deptford Victualling Yard – natychmiast zarekomendowali przyjęcie oferty Goldnera, wartej trzy tysiące osiemset funtów (prawdziwy majątek dla każdego Anglika, nie mówiąc już o cudzoziemcach – a jak wyjaśnił doktor McDonald, Goldner był w rzeczywistości cudzoziemcem. Jego jedyna fabryka konserw mieściła się w Mołdawii). Goldner miał zrealizować jedno z największych zamówień w historii Admiralicji – dziewięć tysięcy pięaet puszek mięsa i warzyw o ciężarze od jednego do ośmiu funtów oraz dwadzieścia tysięcy puszek z zupą.
McDonald przyniósł na spotkanie ulotkę reklamową Goldnera – Fitzjames rozpoznał ją od razu – a jej treść przyprawiła mnie niemal o zawroty głowy; siedem rodzajów baraniny, czternaście dań z cielęciny, trzynaście odmian jagnięciny. Na liście znajdowało się także mięso z zająca, pardwa górska, królik (w sosie cebulowym lub curry), bażant oraz pół tuzina innych rodzajów dziczyzny. Gdyby Służba Badawcza zechciała zakupić owoce morza, Goldner oferował puszkowane homary, dorsze, żółwie z Indii Zachodnich, steki z łososia ipiklingiz Yarmouth. Ulotka Goldnera wymieniała także bardziej wytworne dania, takie jak bażant z truflami, języki wołowe w pikantnym sosie i wołowina po flamandzku.
– W rzeczywistości – mówił doktor McDonald – dostajemy zazwyczaj soloną koninę w zaprzęgu z beczką.
Byłem już na morzu dość długo, by poznać znaczenie tego wyrażenia – marynarze nazywali tak koninę, którą dostarczano im zamiast obiecanej wołowiny. Oczywiście, tak czy inaczej jedli ją bez słowa protestu.
– Ale Goldner oszukał nas znacznie gorzej – mówił McDonald przed obliczem sinego z wściekłości komandora Croziera i kiwającego gniewnie głową komandora Fitzjamesa. – Wsadził tanie mięso do puszek z etykietami, które na jego ulotce miały znacznie wyższą cenę – na przykład zwykły gulasz wołowy do puszki z napisem „Rumsztyk wołowy”. Zwykły gulasz kosztował dziewięć pensów, a rumsztyk już czternaście.
– Na miłość boską, człowieku – wybuchnął Crozier. – Robi to każdy dostawca współpracujący z Admiralicją. Oszukiwanie marynarki to proceder stary jak świat. To nie tłumaczy, dlaczego nagle zostaliśmy niemal bez zapasów.
– Nie, komandorze – kontynuował spokojnie McDonald. – W tym wypadku chodzi o gotowanie i lutowanie.
– Co takiego? – żachnął się Irlandczyk, z wielkim trudem utrzymując nerwy na wodzy. Twarz Croziera była purpurowo-biała.
– Gotowanie i lutowanie – powtórzył Alex. – Pan Goldner chwalił się, że stosuje opatentowany proces gotowania, podczas którego dodaje dużą dawkę azotanu sodu i chlorku wapnia do ogromnych kadzi z wrzącą wodą, by w ten sposób podnieść temperaturę… głównie jednak, by przyspieszyć produkcję.
– Icow tym złego? – wypytywał Crozier. – Dostawy konserw i tak były spóźnione. Coś trzeba było zrobić, żeby Goldner zdążył przed wypłynięciem statków. Ten jego patentowany proces przyspieszył całą sprawę.
– Tak jest, komandorze – zgodził się z nim doktor McDonald. – Ale wygląda na to, że przyspieszył za bardzo. Wielu lekarzy, łącznie ze mną, uważa, że dzięki odpowiednio długiemu gotowaniu można się pozbyć z jedzenia trujących substancji, które mogą wywoływać choroby – ja jednak osobiście przyglądałem się procesowi Goldnera i mogę stwierdzić, że po prostu nie gotował mięsa, warzyw i zup wystarczająco długo.
– Dlaczego nie zameldował pan o tym członkom komisji Służby Badawczej? – warknął Crozier.
– Zrobił to – odrzekł ze znużeniem komandor Fitzjames. – Ja zresztą też. Ale jedynym człowiekiem, który nas słuchał, był kontroler z Deptford Victualling Yard, a on nie miał prawa głosu na ostatecznym zebraniu komisji.
– Chcecie więc powiedzieć, że ponad połowa naszego prowiantu zepsuła się w ciągu ostatnich trzech lat z powodu złego procesu gotowania? – Twarz Croziera nadal pokryta była mozaiką białych i szkarłatnych plam.
– Tak – potwierdził Alex McDonald. – Ale równie istotne, naszym zdaniem, było lutowanie.
– Lutowanie puszek? – spytał Fitzjames. Najwyraźniej jego zastrzeżenia wobec Goldnera nie obejmowały tego szczegółu technicznego.
– Tak jest, komandorze – odpowiedział mu pomocnik lekarza z Terroru. – Przechowywanie jedzenia w puszkach to nowy wynalazek, jeden ze zdumiewających cudów naszego wieku techniki – zdążyliśmy się już jednak nauczyć, że właściwe lutowanie kołnierza na łączeniu blachy, z której zrobiona jest puszka, ma ogromne znaczenie dla trwałości jedzenia zamkniętego w tejże.
Читать дальше