– Przyprowadź tutaj tego cholernego lekarza! – krzyknął do Goldinga.
– To wcale nie boli, Corneliusie – oznajmił Manson. – Raczej łaskocze.
Golding poderwał z ziemi Goodsira i pchnął go w stronę Hickeya i Mansona. Lekarz włożył okulary i przyjrzał się podwójnej ranie.
– Nie jestem pewien, ale wydaje mi się, że kule nie przebiły podskórnej warstwy tłuszczu pana Mansona, nie mówiąc już o jego mięśniach. To tylko dwa niewielkie otwory w jego skórze. Czy mogę teraz zająć się komandorem Crozierem, panie Hickey?
Hickey roześmiał się chrapliwie.
– Cornelius! – krzyknął Aylmore.
Korzystając z zamieszania, Crozier podniósł się powoli na kolana i zaczął pełznąć w stronę lasu seraków. Po chwili wstał na równe nogi i chwiejnym krokiem kontynuował marsz, zostawiając na lodzie szeroki, krwawy ślad.
Golding zachichotał i podniósł strzelbę.
– Nie! – krzyknął Hickey. Wyjął z kieszeni rewolwer Croziera i starannie wymierzył.
Gdy od ściany seraków dzieliło go już nie więcej niż dwadzieścia stóp, Crozier obejrzał się za siebie. Hickey strzelił.
Trafiony w ramię Crozier obrócił się w miejscu i opadł na kolana. Przez chwilę klęczał, wspierając się zakrwawioną ręką o lód, a potem spróbował wstać.
Hickey zrobił kilka kroków do przodu i strzelił ponownie.
Crozier upadł na plecy i leżał nieruchomo, z podciągniętymi w górę kolanami.
Hickey podszedł dwa kroki i strzelił raz jeszcze. Jedna noga komandora opadła na ziemię, kiedy kula przebiła kolano lub mięśnie tuż pod kolanem. Crozier nie wydał z siebie żadnego dźwięku.
– Corneliusie, kochany – przemówił Magnus Manson głosem skrzywdzonego dziecka. – Zaczyna mnie boleć brzuch.
Hickey obrócił się na pięcie.
– Goodsir, daj mu coś. Lekarz skinął głową.
– Zabrałem ze sobą całą butelkę proszku Dovera – mówił lekarz beznamiętnym tonem. – To środek złożony głównie z ekstraktu liści koki, zwanego czasami kokainą. Podam mu to. Wszystko, jeśli pan zechce. Dorzucę do tego trochę mandragory, laudanum i morfiny. To uśmierzy ból. – Goodsir umilkł i sięgnął do swojej torby.
Hickey podniósł broń i wymierzył w lewe oko lekarza.
– Jeśli podasz Magnusowi jakąś truciznę albo jeśli wyciągniesz z tej torby nóż czy skalpel, przysięgam na Boga, że strzelę ci w jaja i każę ci je zjeść. Rozumiesz mnie, konowale?
– Rozumiem – odrzekł spokojnie Goodsir. – Ale składałem przysięgę Hipokratesa i nie zamierzam nikomu robić krzywdy. – Wyjął z torby butelkę i łyżeczkę, na którą nalał kroplę morfiny. – Proszę to wypić – zwrócił się do olbrzyma.
– Dziękuję, doktorze – odrzekł Magnus Manson i wypił lekarstwo.
– Cornelius! – zawołał Thompson, wskazując na las seraków. Crozier zniknął. Krwawe ślady na lodzie prowadziły w lodową gęstwinę.
– A niech to szlag. – Mat uszczelniacz westchnął. – Same problemy z tym dupkiem. Dickie, przeładowałeś już? – spytał Hickey, przeładowując własną broń.
– Tak – odparł Aylmore, podnosząc strzelbę.
– Thompson, weźmiesz drugą strzelbę i zostaniesz tutaj z Magnusem i lekarzem. Jeśli nasz doktorek zrobi coś głupiego, nawet głośniej pierdnie, odstrzelcie mu jaja.
Thompson skinął głową. Golding zachichotał. Hickey, Golding i Aylmore ruszyli powoli w stronę lasu seraków.
– Nie będzie go tu łatwo znaleźć – wyszeptał Aylmore, kiedy weszli w lodową gęstwinę.
– Chyba żartujesz – parsknął Hickey, wskazując na szeroką smugę krwi ciągnącą się między serakami.
– On ciągle ma ze sobą ten mały pistolet – wyszeptał Aylmore, przechodząc ostrożnie od seraka do seraka.
– Pieprzyć jego i jego mały pistolet – odparł Hickey, maszerując śmiało przed siebie.
Golding zachichotał głośno.
– Pieprzyć jego i jego mały pistolet – powtórzył i zachichotał ponownie.
Krwawy ślad prowadził prosto do połyni. Hickey podbiegł do czarnego kręgu wody i spojrzał na smugi znaczące pionową powierzchnię grubej na osiem stóp warstwy lodu. Coś wpadło tutaj do wody.
– Szlag by to jasny kurwa trafił – krzyknął Hickey, uderzając pięścią w udo. – Chciałem strzelić mu prosto w tę jego przemądrzałą mordę, chciałem, żeby to widział. A ten fiut odebrał mi tę przyjemność.
– Panie Hickey, proszę spojrzeć tam – zawołał Golding, chichocząc. Wskazał na jakiś przedmiot, który wyglądał jak obrócone twarzą w dół ciało unoszące się na powierzchni wody.
– To tylko pierdolony płaszcz – odparł Aylmore, który wyszedł spomiędzy seraków, trzymając przed sobą broń gotową do strzału.
– Tylko pierdolony płaszcz – powtórzył Robert Golding.
– Więc Crozier utonął, nie żyje – rzekł Aylmore. – Zbierajmy się, zanim ktoś przyjdzie. Przed nami dwa dni drogi, a musimy jeszcze pociąć ciała.
– Nigdzie na razie nie idziemy – warknął mat. – Crozier może jeszcze żyć.
– Ciężko ranny, bez ubrania? – zdziwił się Aylmore. – Spójrz tylko na ten płaszcz, Corneliusie. Jest cały porwany.
– Może jeszcze żyje. Musimy się upewnić. Może za chwilę ciało wypłynie na powierzchnię.
– I co wtedy zrobisz? – spytał Aylmore. – Będziesz strzelał do trupa? Hickey obrócił się na pięcie i spiorunował Aylmore’a wzrokiem.
Wyższy o głowę mężczyzna cofnął się o krok speszony.
– Tak – wycedził przez zęby Hickey. – Właśnie to zamierzam zrobić.
– Potem zwrócił się do Goldinga. – Sprowadź tu Thompsona, Magnusa i lekarza, przywiążemy go tutaj do seraka. Ja, Aylmore i Thompson będziemy szukać Croziera, a ty przypilnujesz w tym czasie lekarza i potniesz na kawałki Lane’a i Goddarda.
– Ja mam ich pociąć? – oburzył się Golding. – Mówiłeś, że właśnie dlatego chcemy złapać lekarza. To on miał się tym zajmować, nie ja.
– Goodsir będzie to robił w przyszłości, Bobby – odparł Hickey.
– Na razie nie możemy mu jeszcze zaufać… Kiedy już stąd odejdziemy i wrócimy do swoich, na pewno namówimy Goodsira do współpracy. A teraz sprowadź go tutaj, przywiąż mocno do seraka. Powiedz Magnusowi, żeby przyniósł tutaj ciała, a potem potnij je na mniejsze kawałki. Weź sobie noże z torby Goodsira i piłę, którą tu przyniosłem, jest w torbie.
– No dobra… – mruknął z rezygnacją Golding, ruszając w stronę polany. – Ale wolałbym szukać komandora.
– Crozier krwawił jak zarzynana świnia – powiedział Aylmore. – Jeśli nie wpadł do wody, to musiał zostawić tu gdzieś ślad.
– Masz rację, Dickie – odparł Hickey z dziwnym uśmiechem. – Jeśli nie wpadł do wody, to musiał odczołgać się gdzieś na bok, ale na pewno nie przestał krwawić. Będziemy szukać, dopóki się nie upewnimy, że nie przysiadł gdzieś za serakiem i nie wykrwawił się na śmierć. Ty zaczniesz po południowej stronie połyni, ja po północnej. Będziemy szli zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Jeśli zobaczysz jakikolwiek ślad, choćby jedną kroplę krwi w śniegu, choćby najmniejszy odcisk, zatrzymaj się i krzyknij. Przyjdę do ciebie. I uważaj. Nie chcemy, żeby ten skurwiel wyskoczył nagle z cienia i zabrał nam strzelbę.
Aylmore wyglądał na zaskoczonego i zaniepokojonego.
– Naprawdę myślisz, że może mieć jeszcze dość sił, żeby to zrobić? Dostał przecież trzy kulki i całą garść śrutu. Poza tym bez płaszcza i tak zamarznie na śmierć w ciągu kilku minut. Robi się coraz zimniej. Naprawdę myślisz, że może się na nas czaić?
Hickey uśmiechnął się i wskazał głową na czarny krąg wody.
Читать дальше