Dick Francis - Płatne Przed Gonitwą

Здесь есть возможность читать онлайн «Dick Francis - Płatne Przed Gonitwą» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Płatne Przed Gonitwą: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Płatne Przed Gonitwą»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Bert Checkov was a Fleet Street racing correspondent with a talent for tipping non-starters. But the advice he gave to James Tyrone a few minutes before he fell to his death, was of a completely different nature. James investigates, and soon finds his own life, and that of his wife, at risk.

Płatne Przed Gonitwą — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Płatne Przed Gonitwą», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Schyliłem się i podniosłem krzywą wieżę, chwytając za dwa górne piętra. Tak jak uprzedzał Tonio, była ciężka. Aż przeszył mi potłuczone mięśnie ostry ból. Wiedziałem, że jutro da mi się ona strasznie we znaki. Niech tam. Skutki byłyby jeszcze straszniejsze, gdybym ją teraz odłożył… albo nie trafił.

Rolls zbliżał się tak wolno, jak Tonio odjechał. Gdybym był trzeźwy, miałbym tyle czasu, ile dusza zapragnie. A stało się tak, że źle obliczyłem jego prędkość i o mały włos go nie przepuściłem.

Zejdź ze schodka. Nie potknij się. Przejdź przez chodnik. Prędzej. Trzymając oburącz żelazną wieżę zatoczyłem nią koło, jakbym rzucał młotem, zapominając zwolnić uchwyt. Jej rozpędzona masa pociągnęła mnie za sobą. I chociaż Ross dostrzegł mnie w ostatniej chwili i chciał skręcić, ciężka podstawa wieży uderzyła dokładnie tam, gdzie celowałem. W sam środek przedniej szyby. Pijacki fart!

Trzask, warstwowa szyba popękała promieniście. Srebrzysta gwiazda zasłoniła Rossowi widok. Wielki samochód skręcił gwałtownie na środek ulicy, a potem, kiedy Ross nacisnął hamulec, do krawężnika. Zapiszczały opony, samochód zazgrzytał od wstrząsu. Rolls zatrzymał się ukośnie do chodnika, z tyłem wysuniętym na jezdnię, i aż się prosił, żeby się nim zainteresowała policja. Nie pojawił się jednak żaden policjant gotów okazać zainteresowanie. Wielka szkoda. Nie miałbym nic przeciwko temu, żeby mnie zatrzymano za pijaństwo, chuligaństwo i zakłócanie spokoju…

Zaraz po zadaniu ciosu odbiłem się od gładkiego boku wielkiego samochodu i padłem jak kłoda na jezdnię. Rolls zatrzymał się i o to mi chodziło. Dopiąłem swego. Żadna wyraźna myśl, żeby ratować własną skórę nie przebiła się przez mgłę spowijającą mi mózg. Nie pamiętałem, że masywne drzwi Tonią stoją otworem zaledwie kilka kroków ode mnie. Nogi miałem jak z galarety. Ulica zaczęła wirować wokół mnie i nie kwapiła się z wyprostowaniem.

Podniósł mnie Ross. Ross z pałką. Przestałem już dbać o to, jaki zrobi z niej użytek, a zresztą nie dowiedziałem się, co zamierzał, bo tym razem uratowało mnie nagłe pojawienie się grupki ludzi w strojach wieczorowych, którzy wyszli na ulicę z sąsiedniego domu. W ich wesołych, radosnych głosach dźwięczał udany wieczór, a na widok rollsa natychmiast dali głośny wyraz swojemu współczuciu z powodu jego pożałowania godnego stanu.

– Coś takiego, czy potrzebujecie panowie pomocy…?

– Mamy kogoś wezwać…policję czy co?

– Może panów podwieźć…?

– Albo zadzwonić do warsztatu?

– Nie, dziękuję – odparł Vjoersterod najbardziej czarującym tonem, na jaki potrafił się zdobyć. – To bardzo miło z państwa strony… ale poradzimy sobie.

Ross postawił mnie na nogi, przytrzymując kurczowo za ramię.

– Mieliśmy trochę kłopotów z moim siostrzeńcem – wyjaśnił Vjoersterod. – Niestety, za dużo wypił… ale zawieziemy go do domu i wszystko będzie dobrze.

Tamci wydali współczujące pomruki. Zaczęli się zbierać do odejścia.

– Nieprawda – krzyknąłem. – Oni mnie zabiją.

Wyszło to niewyraźnie i zbyt melodramatycznie. Przystanęli, wszyscy naraz obdarzyli Vjoersteroda współczującymi, nieco zakłopotanymi uśmiechami i ruszyli dalej.

– Ej – zawołałem. – Weźcie mnie ze sobą. Nic z tego. Nawet się nie obejrzeli.

– Co teraz? – spytał Ross Vjoersteroda.

– Tu go nie możemy zostawić. Ci ludzie nas zapamiętają.

– Do samochodu?

Kiedy Vjoersterod skinął głową, Ross pchnął mnie w stronę limuzyny, wykręcając mi prawą rękę. Zamachnąłem się na niego lewą, lecz całkiem chybiłem. Widziałem podwójnie, stąd moje trudności. Można powiedzieć, że wspólnymi siłami wrzucili mnie na tył wozu, gdzie rozwaliłem się jak długi, osuwając się częściowo z siedzenia i pieniąc się z wściekłości, że wciąż nie mogę się otrząsnąć z porażającego alkoholowego otępienia. Dzwoniło mi w głowie, jak po narkozie u dentysty. Tyle tylko, że wcale się nie rozbudzałem, nie było widno ani nie czułem w ustach smaku krwi. Po prostu miałem uporczywe, przedziwne uczucie, że równocześnie, nie na przemian, jestem przytomny i nieprzytomny.

Ross usunął kilka najgorzej potrzaskanych kawałków przedniej szyby i uruchomił samochód.

Siedzący przy nim Vjoersterod przechylił się przez oparcie fotela i spytał niedbale:

– Dokąd, panie Tyrone? Którędy do pańskiej żony?

– W koło, w koło, w koło, kręćcie się wesoło – wymamrotałem niewyraźnie. – I wam też życzę dobrej nocy.

Puścił wiązankę przekleństw, znacznie lepiej pasujących do jego osoby, niż dostojna gadanina, którą się zwykle posługiwał.

– To na nic – powiedział z niesmakiem Ross. – Nie powie nam, chyba że go rozniesiemy na strzępy, a nawet wtedy… jeżeli to z niego wyciągniemy… co nam to da? Nigdy nie będzie dla pana pisał. Na pewno.

– Ale dlaczego? – upierał się Vjoersterod.

– No, bo tak. Zagroziliśmy, że zabijemy mu żonę. Ugiął się? Tak, ale dopóki tam byliśmy. Ledwieśmy stamtąd wyszli, od razu zabrał się do jej przenosin. Śledzimy go, znajdujemy ją, a on znów ją usuwa… To może się ciągnąć bez końca. Właściwie pozostaje nam już tylko zabić ją, ale jeżeli to zrobimy, nie będzie go czym usadzić. Więc tak czy siak, nie będzie dla pana pisał.

Celująco, powiedziałem głupkowato w duchu. Mistrzowskie podsumowanie sytuacji. Najwyższa klasa.

– Nie przylałeś mu dość mocno – oskarżył go Vjoersterod, wymigując się od sprzeczki.

– Przylałem.

– Niemożliwe.

– Proszę sobie przypomnieć, że chłopcy Bostona też nie zrobili na nim wrażenia – tłumaczył cierpliwie Ross. – Są tacy, co reagują, i są tacy, co nie reagują na taki wycisk. Ten akurat nie. To samo z prośbami. To samo z alkoholem. Zwykle wystarcza jedna metoda. Tym razem dla pewności użyliśmy wszystkich trzech. I co nam to dało? W ogóle nic. Podobnie jak w zeszłym roku z Guntherem Braunthalem.

Vjoersterod chrząknął. Zastanawiałem się bez związku, jaki los spotkał Gunthera Braunthala. Doszedłem jednak do wniosku, że wolę nie wiedzieć.

Nie mogę pozwolić, żeby to mu się upiekło – powiedział Vjoersterod.

– Tak jest – zgodził się Ross.

– W Anglii nie lubię ich likwidować – ciągnął Vjoersterod z irytacją. – Za duże ryzyko. Wszędzie pełno ludzi.

Proszę zostawić to mnie – rzekł spokojnie Ross.

Usiadłem z wysiłkiem, podpierając się rękami. Wyjrzałem przez boczne okno. Migały za nim światła, zlewając się w jeden wielki wir. Z powodu rozbitej przedniej szyby nie jechaliśmy szybko, ale zimne podmuchy wiatru wpadały do samochodu, więc marzłem, mając tylko bawełnianą koszulę. Pomyślałem, że za chwilę, kiedy ciut-ciut rozjaśni mi się w głowie, otworzę drzwi i wytoczę się z samochodu. Nie jechaliśmy szybko… gdybym zaczekał na odcinek głównej ulicy, gdzie są ludzie… ale nie mogłem za bardzo zwlekać. Nie chciałem, żeby Ross zajął się moją likwidacją.

Vjoersterod obrócił się w moją stronę.

– Sam jest pan sobie winien, panie Tyrone. Nie trzeba było wchodzić mi w drogę. Trzeba było wykonać moje polecenia. Dałem panu taką możliwość. A pan postąpił nierozsądnie.

Bardzo, bardzo nierozsądnie. Więc teraz oczywiście pan za to zapłaci.

– Hę? – spytałem.

Jeszcze nie wytrzeźwiał. Nie rozumie – wtrącił Ross. Nie jestem taki pewien. Pomyśl, czego dokonał w ciągu minionej godziny. Ma strasznie mocny łeb.

Spostrzegłem nagle coś za szybą. Znajomy widok, powszechnie znany. Ptaszarnia w Regent’s Park, spiczasta, kanciasta druciana siatka naprzeciwko głównego wejścia do zoo. Byłem już tu z Vjoersterodem. Przyszło mi na myśl, że ma gdzieś w pobliżu kwaterę. Że wiezie mnie tam, gdzie mieszka. Nie chodziło o sąsiedztwo zoo. Rzecz w tym, że niecałą milę stąd znajdowała się klinika, do której Tonio zawiózł Elżbietę, i tędy się do niej jechało.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Płatne Przed Gonitwą»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Płatne Przed Gonitwą» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Dick Francis - Straight
Dick Francis
Felix Francis - Dick Francis's Gamble
Felix Francis
Dick Francis - Versteck
Dick Francis
Dick Francis - Todsicher
Dick Francis
Dick Francis - Sporen
Dick Francis
Dick Francis - Rivalen
Dick Francis
Dick Francis - Knochenbruch
Dick Francis
Dick Francis - Gefilmt
Dick Francis
Dick Francis - Festgenagelt
Dick Francis
Dick Francis - Hot Money
Dick Francis
Dick Francis - For Kicks
Dick Francis
Отзывы о книге «Płatne Przed Gonitwą»

Обсуждение, отзывы о книге «Płatne Przed Gonitwą» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x