– Co do nich wrzeszczałeś?
Reacher nie odezwał się.
Posterunkowy go wyręczył.
– Po hiszpańsku z fatalnym akcentem – rzekł.
– Do tej kobiety: „Carmen, w razie kłopotów dzwoń prosto do tych facetów”.
Reacher milczał przez całe sto kilometrów, które pokonał poprzedniego dnia w przeciwną stronę białym cadillakiem, znów do osady na skrzyżowaniu, gdzie stała szkoła Ellie, stacja benzynowa i stary bar. Gdy dotarli tam, wszystko było już pozamykane na cztery spusty Nikt się nie odzywał. Jechali dalej do Pecos.
Nie dotarli jednak na miejsce. Wezwano ich przez radio po godzinie i trzydziestu pięciu minutach jazdy.
– Niebieska piątka, niebieska piątka – usłyszeli.
Posterunkowy wziął mikrofon, nacisnął guzik.
– Niebieska piątka, zgłaszam się, odbiór.
– Pilne wezwanie do Czerwonego Domu sto kilometrów na południe od skrzyżowania w Echo. Zgłoszono awanturę rodzinną, odbiór.
– Przyjąłem. Co się stało, odbiór.
– Nie ma pewności. Podobno było ostro, odbiór.
– Przyjąłem. Jedziemy, bez odbioru – zameldował posterunkowy.
Zawrócił o sto osiemdziesiąt stopni.
– Najwyraźniej zrozumiała twój hiszpański.
– Popatrz na to z dobrej strony – rzekł sierżant. – Teraz możemy w końcu interweniować.
– Ostrzegałem was – powiedział Reacher. – Trzeba mnie było słuchać. Jeśli stłukł ją na kwaśne jabłko, to wasza wina.
Sierżant nic nie odpowiedział, tylko dodał gazu. Z powrotem byli w dwie i pół godziny po wyjeździe. Najpierw rzucił im się w oczy radiowóz szeryfa. Sierżant zaparkował tuż za nim.
– Co on tu, do diabła, robi? – zdziwił się. – Przecież ma wolny dzień.
Nikogo nie było w zasięgu wzroku. Posterunkowy otworzył drzwi. Sierżant wyłączył silnik i też wysiadł.
– Wypuście mnie – domagał się Reacher.
– Nie ma mowy – sprzeciwił się sierżant. – Posiedzisz tutaj.
Weszli do środka. Po dwunastu minutach posterunkowy wyszedł sam. Wrócił do wozu i nachylił się do mikrofonu.
– Czy coś jej się stało? – spytał Reacher.
Mężczyzna potrząsnął ponuro głową.
– Jej nic nie jest – odparł. – Przynajmniej fizycznie. Bo napytała sobie niezłej biedy. Wezwano nas nie, dlatego, że on zaatakował ją. Było odwrotnie. To ona zastrzeliła jego. Właśnie ją aresztowaliśmy.
POSIŁKI nadjechały po godzinie. Identyczny radiowóz z posterunkowym za kierownicą i sierżantem obok. Wysiedli z samochodu i weszli do domu. W niektórych pomieszczeniach zapalały się i po chwili gasły światła. Dwadzieścia minut później szeryf hrabstwa Echo wyszedł z domu i odjechał.
Po kolejnej godzinie pojawiła się karetka, sanitariusze wnieśli do domu nosze na kółkach. Wyszli tak szybko, jak się dało. i znieśli nosze po schodkach. Slup Greer wyglądał na nich jak zwalista bryła owinięta białym prześcieradłem. Sanitariusze wsunęli nosze do karetki, zatrzasnęli drzwi i pojechali na północ.
Po pięciu minutach gliny wyprowadziły Carmen. Miała dłonie skute z tyłu, szła ze zwieszoną głową, twarz miała bladą jak papier. Gliniarze, którzy zjawili się jako ostatni, powiedli ją do radiowozu, trzymając z obu stron za łokcie. Nie stawiała oporu, kiedy pakowali ją do środka. Była całkowicie bierna.
Policjanci uruchomili silnik radiowozu. Dwaj, którzy przyjechali tu z Reacherem, też wsiedli do swojego pojazdu, przepuścili przodem przybyłych później kolegów, a potem wyjechali przez bramę i pełnym gazem ruszyli na północ.
– Gdzie ją wiozą? – spytał Reacher.
– Do Pecos – odparł sierżant. – Do aresztu hrabstwa.
– Ale przecież jesteśmy w Echo – zauważył przytomnie Reacher. – A nie w Pecos.
– Hrabstwo Echo ma stu pięćdziesięciu mieszkańców. Po co mieli by tworzyć oddzielną jurysdykcję? Z aresztami i całym tym kramem?
– No, to mamy poważny problem – rzekł Reacher. – Bo prokuratorem okręgowym w Pecos jest Hack Walker, kumpel Słupa Greera. Będzie oskarżać osobę, która zastrzeliła jego przyjaciela.
– Znamy Hacka – powiedział sierżant. – Ma swój rozum. Nie będzie brał tej sprawy sam, przekaże ją zastępcy. Zastępcami prokuratora okręgowego w Pecos są dwie kobiety, będą bardziej przekonujące, twierdząc, że oskarżona działała w obronie własnej.
– Do czego tu przekonywać – żachnął się Reacher. – To jasne jak słońce.
– Hack staje do wyborów na sędziego w listopadzie – wyjaśniał mu sierżant. – Nie zapominaj o tym. Zależy mu na licznych głosach Meksykanów z hrabstwa Pecos. Nie pozwoli na to, by jej adwokat oczernił go w prasie. Kobieta ma dużo szczęścia. Meksykanka zabija białego mężczyznę w Echo, sądzi ją kobieta, zastępca prokuratora okręgowego w Pecos – czy może być lepiej?
– Ona jest Kalifornijką – zauważył Reacher. – A nie Meksykanka.
– Ale wygląda na Meksykankę – powiedział sierżant. – A właśnie wygląd ma znaczenie dla wyborcy z Pecos.
RADIOWÓZ policji stanowej doścignął karetkę tuż przed szkołą na skrzyżowaniu i zostawił ją w tyle.
– Zostaniesz w Pecos? – sierżant zwrócił się do Reachera.
– Chyba tak. Chcę się upewnić, że wszystko z nią w porządku. Przecież ma dzieciaka. Musi wyjść za kaucją, najlepiej jutro.
– Do jutra trudno to będzie załatwić – zauważył z powątpiewaniem sierżant. – Chodzi przecież o morderstwo. Kto jest jej adwokatem?
– Nie ma adwokata. Nie stać jej.
– Kiepsko – odparł sierżant. – Ile lat ma dzieciak?
– Sześć i pół. Czy to ważne?
– Fatalnie, że nie ma adwokata. Dziecko ukończy siedem i pół roku, nim zaczną zastanawiać się nad tym, czy ją wypuścić za kaucją.
– Ale przydzielą jej przecież adwokata?
– Jasne, tylko, kiedy? Jesteśmy w Teksasie.
– Nie dostaje się adwokata od razu?
– Trzeba trochę poczekać. Nawet całkiem długo. Adwokat zostaje przydzielony dopiero wtedy, gdy jest akt oskarżenia. I właśnie dzięki temu Hack Walker wyjdzie z tego bez szwanku. Zamknie ją i zapomni o całej sprawie. Nie ma adwokata, ale kto o tym wie? Nawet do Bożego Narodzenia może potrwać przygotowywanie aktu oskarżenia. Wtedy jednak Hack będzie już najprawdopodobniej sędzią, a nie prokuratorem. Wyjdzie z tego obronną ręką, bo nie będzie miał do czynienia z konfliktem interesów. Chcesz jej pomóc znaleźć adwokata?
Nikt już się nie odzywał przez resztę drogi do Pecos. W końcu sierżant zwolnił i zjechał na pobocze.
– Wracamy na patrol – zakomunikował. – Musisz wysiadać.
– Nie możecie mnie podwieźć do aresztu?
– Nie jesteś aresztowany. A my nie robimy za taksówkę.
– Gdzie jestem?
Sierżant wskazał przed siebie.
– Za kilka kilometrów trafisz tą drogą do centrum Pecos.
– A gdzie jest areszt?
– Przy skrzyżowaniu przed torami kolejowymi. W piwnicy sądu.
Sierżant wysiadł z wozu i otworzył z galanterią drzwi przed Reacherem. Reacher wysiadł. Wciąż było gorąco. Pojedyncze samochody pędziły autostradą, jeździły na tyle rzadko, że między jednym a drugim zapadała cisza.
– Uważaj na siebie – pożegnał go sierżant.
Wsiadł z powrotem do radiowozu i zatrzasnął drzwi. Opony zachrzęściły i samochód znów wjechał na asfalt, Reacher obserwował, jak tylne światła wozu oddalają się na wschód. Ruszył piechotą ku północy, w kierunku neonu z napisem PECOS.
Szedł od jednej oświetlonej oazy do drugiej, wzdłuż drogi, przy której stały motele coraz elegantsze i droższe, im bardziej oddalał się od autostrady. Minął targ i dwa bary: cukiernię oraz pizzerię. Oba lokale były zamknięte i nieoświetlone. Na końcu szosy znajdowało się skrzyżowanie, a przy nim znak wskazujący drogę do muzeum Claya Allisona. Jednak bliżej stał budynek sądu. Przeszedł wzdłuż bocznej ściany na tyły. Jeszcze nie spotkał aresztu, do którego wchodziłoby się od strony ulicy. Na tylnej ścianie zobaczył oświetlone wejście do półsutereny, dwa cementowe stopnie prowadziły w dół z poziomu parkingu. Na stalowych drzwiach widniał namalowany za pomocą szablonu napis: ZAKAZ WSTĘPU. Powyżej spozierało oko kamery.
Читать дальше