John Katzenbach - W słusznej sprawie
Здесь есть возможность читать онлайн «John Katzenbach - W słusznej sprawie» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:W słusznej sprawie
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
W słusznej sprawie: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «W słusznej sprawie»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
W słusznej sprawie — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «W słusznej sprawie», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– Chodźmy – powiedział. Odwrócił się i zaczął oddalać się od miejsca zbrodni, nie patrząc, czy Cowart idzie za nim. – Musimy jeszcze dotrzeć w jedno miejsce.
Cowart ponownie się rozejrzał. Chciał zakodować to miejsce w pamięci. Odczuwając mieszaninę podniecenia i niesmaku, ruszył za detektywem.
Detektyw zatrzymał nie oznakowany samochód przed małym domkiem, przypominającym inne domki przy tej ulicy. Był to parterowy, biały ceglany budynek, ze starannie przystrzyżonym trawnikiem i dobudowanym z boku garażem. Do domu wiodła wykładana czerwoną kostką ścieżka. Z tyłu Cowart dostrzegł werandę, obok której stała czarna czasza rusztu. Wysoka sosna skrywała połowę domu przed słońcem, rzucając wielki cień z przodu budynku. Nie miał pojęcia, gdzie się znajdowali ani dlaczego się zatrzymali, więc odwrócił wzrok od budynku i spojrzał na detektywa.
– Pańska kolejna rozmowa – powiedział Wilcox. Od momentu gdy opuścili miejsce zbrodni, w ogóle się nie odzywał, a teraz do jego głosu wdarła się jakaś cierpka nuta. – Jeśli jest pan na nią przygotowany.
– Czyj to dom? – spytał Cowart niespokojnie.
– Joanie Shriver.
Cowart wziął głęboki oddech.
– Tutaj…
– Tutaj się wybierała. Ale nigdy nie dotarła. – Spojrzał na zegarek. – Tanny powiedział im, że będziemy przed jedenastą i jesteśmy trochę spóźnieni, więc lepiej się pospieszmy. Chyba że…
– Chyba że co?
– Chyba że nie chce pan przeprowadzać tej rozmowy.
Cowart popatrzył na detektywa, na dom i znowu na detektywa.
– Rozumiem – powiedział. – Chce się pan przekonać, jak bardzo im współczuję, tak? Już się pan domyślił, że dość sceptycznie odnoszę się do winy Fergusona, więc to ma być część sprawdzianu, tak?
Detektyw patrzył w drugą stronę.
– Tak?
Wilcox z impetem odwrócił się na fotelu i spojrzał na niego.
– Nie zdążył się pan jeszcze przekonać, panie Cowart, że to ten sukinsyn zabił tę dziewczynkę? Chce pan zobaczyć, co to naprawdę znaczy, czy nie?
– Na ogół sam planuję swoje rozmowy - odparł Cowart, bardziej pompatycznie niż zamierzał.
– Więc chce pan jechać? Wrócimy tu może w bardziej odpowiednim czasie?
Wyczuł, że tego właśnie chce detektyw. Wilcox bardzo pragnął wszelkich powodów, żeby go znienawidzić, a ten na początek by mu wystarczył.
– Nie – odpowiedział Cowart, otwierając drzwi samochodu. – Porozmawiajmy z tymi ludźmi.
Trzasnął drzwiczkami, przeszedł szybko po ścieżce i zadzwonił dzwonkiem u drzwi, podczas gdy Wilcox podążył za nim. Przez chwilę słyszał jakieś szmery, po czym drzwi się otworzyły. Stanął twarzą w twarz z kobietą w średnim wieku, która, sądząc po wyglądzie, bez wątpienia była gospodynią domową. Miała niewiele makijażu, ale widać było, że poświęciła rano trochę czasu, żeby ułożyć swoje jasnobrązowe włosy. Otaczały aureolą jej twarz. Ubrana była w prostą brunatną podomkę i sandałki. Miała jasnoniebieskie oczy i przez chwilę Cowart widział w twarzy matki brodę, policzki i nos Joanie. Spoglądała na niego z zaskoczeniem. Powiedział:
– Pani Shriver? Jestem Matthew Cowart z „The Miami Journal”. Chyba porucznik Brown uprzedził panią…
Przytaknęła i przerwała mu:
– Tak, tak, proszę wejść, panie Cowart. Proszę mówić do mnie Betty. Tanny powiedział mi, że detektyw Wilcox przywiezie pana dziś rano. Wiemy, pisze pan artykuł o Fergusonie. Proszę bardzo, mój mąż też jest, chcielibyśmy z panem porozmawiać.
W jej głosie brzmiała przyjemna swoboda, która nie potrafiła zamaskować zdenerwowania. Pomyślał, że ostrożnie dobiera słowa, żeby nie dać się ponieść emocjom. Jednak im ustąpi, pomyślał, idąc za kobietą w głąb domu.
Matka zamordowanej dziewczynki zaprowadziła Cowarta przez mały korytarzyk do saloniku. Zdawał sobie sprawę, że Wilcox idzie za nimi, ale zignorował go. Gdy wszedł do pokoju, z odchylanego fotela podniósł się otyły, łysiejący pan z dużym brzuchem. Mężczyzna przez chwilę zmagał się, żeby wydostać się z fotela, po czym podszedł, aby uścisnąć Cowartowi dłoń.
– Nazywam się George Shriver – powiedział. – Cieszę się, że mamy taką okazję.
Cowart skinął głową i szybko rozejrzał się wokół, próbując zakodować w pamięci szczegóły. Pokój, podobnie jak cały dom, był schludny i nowoczesny. Meble były proste, a na ścianach wisiały kolorowe reprodukcje. Panowała w nim atmosfera pewnej przytulnej przypadkowości, jakby każdy przedmiot został zakupiony niezależnie od pozostałych, przede wszystkim dlatego że przypadł do gustu, a niekoniecznie dlatego że pasował do reszty. Ogólnie odnosiło się wrażenie jakiegoś nieładu powiązanego z ogromną wygodą. Jedna ściana została poświęcona fotografiom rodzinnym i tam powędrował wzrok Cowarta. Pośrodku ściany wisiała ta sama fotografia Joanie, którą widział w szkole, otoczona innymi zdjęciami. Zwrócił uwagę na starszego brata i siostrę oraz zwyczajowe portrety rodzinne.
George Shriver podążył za jego wzrokiem.
– Dwójka starszych dzieci, George junior i Annę, studiują w innym mieście. Obydwoje są na Uniwersytecie Florydy. Pewnie woleliby być tutaj – powiedział.
– Joanie była najmłodsza – odezwała się Betty Shriver. – Niedługo miała iść do szkoły średniej. – Kobiecie nagle zabrakło tchu, warga zaczęła jej drżeć. Cowart zauważył, jak zmaga się ze sobą i odwraca od fotografii. Jej mąż wyciągnął potężną, grubą dłoń i delikatnie zaprowadził ją do kanapy, gdzie usiadła. Natychmiast jednak zerwała się i powiedziała:
– Panie Cowart, przepraszam, co z moimi manierami. Czy ma pan ochotę napić się czegoś?
– Z przyjemnością napiję się wody z lodem – odparł Cowart, odwracając się od zdjęć i podchodząc do fotela. Kobieta na chwilę wyszła. Cowart zadał George’owi Shriverowi banalne pytanie, takie, które, miał nadzieję, mogło rozproszyć ponurą atmosferę panującą w pokoju.
– Jest pan radnym miejskim?
– Byłem – odpowiedział. – Teraz przesiaduję w sklepie. Jestem właścicielem dwóch sklepów z artykułami metalowymi, jednego tutaj w Pachoula i jednego przy drodze do Pensacola. Dają mi dość zajęcia. Szczególnie teraz, gdy czekamy wiosny.
Przerwał na chwilę i ciągnął dalej:
– Były radny miejski. Kiedyś się tym wszystkim interesowałem, ale wypadłem z obiegu, gdy Joanie od nas odeszła i spędziliśmy tyle czasu w sądach, i tak dalej; to wszystko, po prostu, jakoś się od nas oddaliło i już nigdy do tego nie wróciłem. Dużo się działo. Gdybyśmy nie mieli jeszcze dwójki, George’a juniora i Annę, chyba byśmy się poddali. Nie wiem, co by się z nami stało.
Pani Shriver wróciła i wręczyła Cowartowi szklankę wody z lodem. Zauważył, że zajęło jej chwilę wzięcie się w garść.
– Przepraszam, jeśli ta rozmowa sprawia państwu przykrość – powiedział.
– Nie. Wolimy pokazać nasze uczucia, niż je ukrywać – odparł George Shriver. Usiadł na kanapie obok żony i otoczył ją ramieniem. – Ten ból nigdy nie ustąpi – westchnął. – Może trochę osłabł i nie jest tak przenikliwy, że myśli się tylko o nim. Ale najdrobniejsze sprawy przywodzą go z powrotem. Czasami po prostu siedzę w fotelu i gdzieś daleko usłyszę głos dziecka sąsiadów, i przez chwilę wydaje mi się, że to ona. A to boli, panie Cowart. To okropny ból. Albo czasami schodzę rano na dół, żeby sobie zrobić kawy, siadam i wpatruję się w te zdjęcia, tak jak pan przed chwilą. I jedyne, co mi przychodzi do głowy, to że to się nie stało, że Joanie zaraz wypadnie ze swojego pokoju, jak zawsze jaśniejąca szczęściem i radością, pełna wigoru, żeby zacząć nowy dzień; takim właśnie była dzieckiem, proszę pana. Złotym dzieckiem.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «W słusznej sprawie»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «W słusznej sprawie» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «W słusznej sprawie» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.