John Katzenbach - W słusznej sprawie

Здесь есть возможность читать онлайн «John Katzenbach - W słusznej sprawie» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

W słusznej sprawie: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «W słusznej sprawie»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Miami. Znany reporter Matthew Cowart dostaje list z więzienia stanowego. Robert Fergusson czeka w celi śmierci na wykonanie wyroku, twierdzi jednak, że nie popełnił morderstwa, za które został skazany. Cowart postanawia zająć się tą sprawą. Nie przypuszcza, że jego sensacyjny reportaż uruchomi potężny mechanizm mistyfikacji i zbrodni…

W słusznej sprawie — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «W słusznej sprawie», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Blisko. Bardzo blisko.

Wziął głęboki oddech i poczuł okropny zapach porażający go złością, znajomy, lecz trudny do zlokalizowania. Włoski na karku stanęły mu dęba, a na ramiona spłynęła fala gorąca, mimo chłodu panującego w piwnicy.

Coś tu umarło. Aż krzyknął w duchu. Coś tu jest martwego. Blisko.

Obrócił głową, próbując dojrzeć cokolwiek w czarnej przestrzeni, lecz czuł się jak ślepiec.

Paraliżujący strach i podniecenie przeszyły go w jednej sekundzie. Zrobił trzy małe kroki w głąb piwnicy, wciąż przytrzymując się ściany zdrową ręką, w której trzymał rewolwer. Ściana wydała się miękka i mokra. Wyobraził sobie szczury, pająki i człowieka, którego ścigał.

Nie potrafił dłużej wytrzymać napięcia.

– Ferguson, chłopcze, wyjdź. Jesteś, do kurwy nędzy, aresztowany. Wiesz, kim jestem. Podnieś pieprzone łapy do góry i wyłaź.

Słowa zdawały się odbijać echem w małym pomieszczeniu, zamierając po chwili i ustępując miejsca wszechobecnej ciszy.

Czekał przez moment, lecz nie usłyszał odpowiedzi.

– Do cholery! Dalej, Bobby Earl. Skończ z tym gównem. Nie jest warte kłopotów.

Zrobił następny krok w przód.

– Wiem, że tu jesteś, Bobby Earl. Do cholery, nie utrudniaj tego. Zwątpienie nagle chwyciło go za serce. Gdzie jest ten skurczybyk? Zesztywniał pod wpływem napięcia, strachu i złości.

– Bobby Earl, powystrzelam ci twoje pieprzone oczy, jeśli natychmiast nie wyjdziesz!

Z prawej strony usłyszał dźwięk przypominający skrobanie. Spróbował odwrócić się szybko, zwracając rewolwer w tym kierunku. Jego wyobraźnia nie była w stanie przetworzyć tego, co się działo. Wiedział jedynie, że wokół panowała niezmącona ciemność i że nie był tutaj sam.

Przez ułamek sekundy zdał sobie sprawę z jakiegoś kształtu tnącego powietrze. Uświadomił sobie, że tuż obok ktoś wstał, sapiąc z wysiłku. Detektyw cofnął się podnosząc okaleczoną rękę, próbując odeprzeć uderzenie. Wystrzelił raz, celując w ciemność do niczego innego jak do przejmującego uczucia strachu. Eksplozja rozbrzmiała hukiem w ciemności i w tym samym momencie długa metalowa rura ugodziła go w plecy i ucho. Bruce Wilcox ujrzał nagle błysk białego światła rozprzestrzeniającego się w jego głowie, rozpraszającego się natychmiast w zamęcie ciemności czarniejszych, niż kiedykolwiek zdołał sobie wyobrazić. Zachwiał się w tył wiedząc, że nie może sobie pozwolić na utratę przytomności. Poczuł na policzku wilgotny beton i zdał sobie sprawę, że upadł na podłogę.

Podniósł rękę, by powstrzymać drugi cios, który nadszedł z podobnym sykiem, gdy ołowiana rura zmierzała w kierunku celu. Przyjął uderzenie na złamaną rękę i czerwone pasma bólu przecięły ciemność przed jego oczami.

Nie wiedział, gdzie ani jak stracił swój rewolwer, lecz był pewny, że nie znajduje się już w jego dłoni. Sięgnął rozpaczliwie lewą ręką i jego palce natrafiły na jakąś tkaninę. Szarpnął z całych sił i usłyszał odgłos rozpruwanego materiału, a następnie poczuł, jak jakieś ciało wali się na niego.

Dwaj mężczyźni połączyli się w śmiertelnym uścisku, otoczeni ciemnościami. Wilcox walczył z kształtem człowieka, którego chwycił, próbując znaleźć jego gardło, genitalia, oczy, jakiś czuły organ. Przetaczali się po mokrej podłodze, uderzając o ściany i rozpryskując liczne kałuże. Żaden z nich nie wypowiedział słowa. Charczeli tylko z bólu i wściekłości, i były to jedyne dźwięki, jakie wydobywały się z ich gardeł.

Mocowali się w ciemnościach połączeni bólem i nienawiścią.

Bruce Wilcox poczuł, jak zaciska palce na szyi przeciwnika, próbując wydusić z niego życie. Teraz użył także bezużytecznej do tej pory prawej ręki. Już po wszystkim. Sapnął z wysiłku.

Mam cię, ty sukinsynu, pomyślał.

W tej samej chwili przeszył go potworny ból.

Nie wiedział, co go zabija, nie wiedział nawet, kto go zabija. Zdał sobie jeszcze sprawę, że coś rozpruło mu brzuch i zmierza w kierunku serca. Poczuł ogarniającą falę paniki prawie równocześnie z nadchodzącą agonią. Ręce opadły z szyi zabójcy i spoczęły na trzonku noża, który przesądził o losie walki i o losie detektywa.

Z ust Wilcoxa wydobył się słaby jęk, po czym jego ciało opadło bezwładnie na podłogę.

Nie zdawał sobie z tego sprawy. Nie zdawał sobie sprawy już z niczego więcej, lecz trwało to jakieś dziewięćdziesiąt sekund, zanim wydał swój ostatni oddech i umarł.

Rozdział dwudziesty czwarty

PUSZKA PANDORY

Czuła się kompletnie osamotniona. Andrea Shaeffer spojrzała na opustoszałe ulice, ponure i otulone mgłą, szukając jakiegoś śladu swego towarzysza. Prześledziła trasę, którą prawdopodobnie przemierzała po raz dziesiąty, próbując znaleźć jakąś przyczynę zniknięcia Wilcoxa, stwierdzając jedynie, że każdy krok pogrąża ją w głębszej desperacji. Nie chciała spekulować, pozwalając zamiast tego wypełnić się złości, jak gdyby daremne poszukiwania oznaczały raczej niedogodność niż katastrofę.

Stanęła pod uliczną latarnią i odzyskała równowagę opierając się na niej. Z uczuciem ulgi powitałaby widok wozu patrolowego z Newark, lecz żaden nie pojawił się w zasięgu wzroku. Ulice pozostawały wciąż opustoszałe. To jest szalone, pomyślała. Nie jest jeszcze późno. Dopiero wieczór. Gdzie się wszyscy podziali? Deszcz przybierał na sile, uderzając w nią z coraz większym impetem. Kiedy w końcu zobaczyła samotną kobietę zataczającą się bezwładnie na rogu ulicy, prawie odczuła. Zgięta wpół kobieta podpierała się o budynek, próbując osłonić się przed żywiołem. Andrea Shaeffer zbliżyła się do niej ostrożnie, trzymając w wyciągniętej ręce odznakę.

– Proszę pani. Policja. Chcę zamienić słówko. Kobieta rzuciła szybkie spojrzenie i zaczęła się oddalać.

– Hej, chcę tylko zadać pytanie!

Kobieta szła, przyspieszając kroku. Shaeffer podążyła za nią.

– Do cholery, zatrzymać się! Policja!

Kobieta zwolniła i obróciła się. Spojrzała z obawą na Shaeffer.

– Mówisz do mnie? Czego chcesz? Nic nie zrobiłam.

– Chcę zadać tylko pytanie. Widziałaś dwóch przebiegających tędy mężczyzn, piętnaście, dwadzieścia, może trzydzieści minut temu? Biały facet, glina. Czarny facet w ciemnym płaszczu. Jeden ścigał drugiego. Widziałaś, jak tędy przechodzili?

– Nie. Nie widziałam nikogo takiego.

Kobieta cofnęła się, starając się zwiększyć odległość między sobą a detektywem.

– Nie słuchasz mnie – powiedziała Shaeffer – Dwaj mężczyźni. Jeden biały. Jeden czarny. Biegli szybko.

– Nie widziałam nic, już ci mówiłam.

Andrea poczuła gniew i popchnęła pojemnik na śmieci.

– Nie pieprz mi tutaj, paniusiu. Mogę wpędzić cię w cholerne tarapaty. Teraz gadaj, czy widziałaś ich? Powiedz mi prawdę albo wyślę cię do diabła.

– Nie widziałam żadnych goniących się ludzi. Dzisiejszej nocy w ogóle nie widziałam ludzi.

– Musiałaś ich widzieć – upierała się Andrea. – Musieli tędy przechodzić.

– Nikt tędy nie przechodził. Zostaw mnie w spokoju. – Kobieta cofnęła się jeszcze bardziej, potrząsając głową.

Shaeffer ruszyła za nią i w tym momencie zdziwiona usłyszała głos za plecami.

– Chcesz sprawiać ludziom kłopoty, paniusiu?

Obróciła się nerwowo. Ujrzała przed sobą potężnego mężczyznę w długim skórzanym płaszczu i w czapeczce baseballowej New York Yankees na głowie. Krople deszczu zamieniały się w małą strużkę na krańcu daszka. Facet kroczył sztywno w jej kierunku, jego ruchy, jego głos, jego ciało, wszystko wyrażało groźbę.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «W słusznej sprawie»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «W słusznej sprawie» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


John Katzenbach - Profesor
John Katzenbach
John Katzenbach - La Guerra De Hart
John Katzenbach
John Katzenbach - Juegos De Ingenio
John Katzenbach
libcat.ru: книга без обложки
John Katzenbach
John Katzenbach - Juicio Final
John Katzenbach
John Katzenbach - Just Cause
John Katzenbach
John Katzenbach - The Wrong Man
John Katzenbach
John Katzenbach - La Sombra
John Katzenbach
John Katzenbach - La Historia del Loco
John Katzenbach
John Katzenbach - El psicoanalista
John Katzenbach
John Katzenbach - Opowieść Szaleńca
John Katzenbach
John Katzenbach - The Madman
John Katzenbach
Отзывы о книге «W słusznej sprawie»

Обсуждение, отзывы о книге «W słusznej sprawie» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x