John Katzenbach - W słusznej sprawie

Здесь есть возможность читать онлайн «John Katzenbach - W słusznej sprawie» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

W słusznej sprawie: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «W słusznej sprawie»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Miami. Znany reporter Matthew Cowart dostaje list z więzienia stanowego. Robert Fergusson czeka w celi śmierci na wykonanie wyroku, twierdzi jednak, że nie popełnił morderstwa, za które został skazany. Cowart postanawia zająć się tą sprawą. Nie przypuszcza, że jego sensacyjny reportaż uruchomi potężny mechanizm mistyfikacji i zbrodni…

W słusznej sprawie — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «W słusznej sprawie», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Stój! Policja! – wrzasnął Wilcox pod wpływem impulsu. Wydawało mu się, że w oczach Fergusona dostrzegł błysk rozpoznania i niedowierzania zarazem. Uciekinier wydostał się z kręgu światła, znikając w panujących dookoła ciemnościach. Wilcox wymamrotał jakiś nieprzyzwoity wyraz i popędził za nim.

Wskoczył na stertę cegieł i poczuł, jak usuwa mu się spod nóg. Runął na twarz, wyciągając przed siebie ręce, by zamortyzować uderzenie. Udało mu się uniknąć skręcenia karku, lecz prawa ręka natrafiła na wystający kawał zardzewiałego metalu. Krew chlusnęła z dłoni, trzy palce zostały złamane pod ciężarem ciała, a nadgarstek wygiął się nieprawdopodobnie. Wilcox zawył z bólu, usiłując złapać równowagę, ściskając okaleczoną rękę lewą dłonią. Czuł zwiększającą się opuchliznę i lepką wilgoć krwi. Palce i nadgarstek paliły go niemiłosiernie. Złamane, pomyślał przeklinając w duchu. Zacisnął pokiereszowaną dłoń w pięść i przycisnął ją do klatki piersiowej. Popędził dalej, wspinając się po drodze na kolejny stos odpadków, próbując dojrzeć w ciemności uciekającego człowieka.

Zgiął się prawie wpół, próbując złapać oddech, ignorując ból w pulsującym nadgarstku. Stanął ostrożnie na jakiejś kupie gruzu, starając się zachować równowagę, rozejrzał się uważnie i dostrzegł Fergusona akurat w momencie, gdy czarny mężczyzna przeskakiwał powyginane ogrodzenie na tyłach wolnej parceli. Zobaczył jeszcze, jak facet przebiega sprintem przez boczną uliczkę, waha się przez mgnienie oka, po czym wbiega po schodach do opustoszałego budynku.

W porządku, powiedział do siebie detektyw. Ty też się zmęczyłeś, skurczybyku. Złap oddech, ale i tak już stamtąd nie umkniesz.

Nie zważając na promieniujący ból w prawej dłoni, przebiegł ostatnie kilka metrów, przedarł się przez zniszczone ogrodzenie pustej parceli. W końcu dopadł do drzwi opustoszałego budynku, dysząc z wyczerpania.

W porządku, powtórzył. Sięgnął do kieszeni kurtki, wyciągnął chusteczkę i jak najdokładniej przewiązał nią okaleczoną dłoń. Niewiele widział w ciemności, lecz podejrzewał, że konieczne będzie założenie szwów. Pokręcił głową. Prawdopodobnie również zastrzyk przeciwko tężcowi. Zawiązał chusteczkę, która momentalnie nasiąkła krwią. Opuchlizna na dłoni wydawała się coraz większa i przez moment zastanowił się, czy firma ubezpieczeniowa z okręgu Escambia zajmie się tym. To ich obowiązek, pomyślał. Musi tak być. Zazgrzytał zębami, czując ból przeszywający całe ramię. Miał nadzieję, że jakiś cholerny lekarz rzuci jakieś cholerne zaklęcie na tę cholerną, paskudną ranę i żadna cholerna operacja nie będzie potrzebna. Rozejrzał się po wąskiej uliczce. Wilgotne, przemoczone deszczem śmieci walały się wszędzie, zagradzając w kilku miejscach drogę. Spojrzał w górę, chcąc się przekonać, czy w jakimś pobliskim budynku tętni życie. Nikogo jednak nie zauważył. Żadnego światła. Dzielnica wyglądała na całkowicie opustoszałą; jakieś porzucone domy, może magazyny. Ciężko stwierdzić. Jedynie kilka ulicznych latarni rzucało mętne, przyćmione światło.

Zastanowił się przez chwilę. Gdyby dojrzał gdzieś detektyw Shaeffer… Wtedy to nie byłoby już wyrównanie rachunków, miło jednak czuć jakieś ubezpieczenie za plecami.

Odpędził od siebie wątpliwości, pozwalając pojawić się innemu, bardziej znanemu uczuciu. Nie potrzebuję pomocy, by dopaść tego skurczybyka. Nawet jedną ręką mogę sobie z nim poradzić.

Wierzył w to całkowicie. Wszedł na schody.

Ferguson zostawił drzwi otwarte i teraz zdawały się zapraszać do środka. Detektyw stanął po jednej stronie wejścia, nasłuchując uważnie. Zawahał się na chwilę, po czym wyjął rewolwer z kabury pod pachą. Ciężar broni był niemożliwy do wytrzymania dla uszkodzonej ręki. Wydawało mu się, że trzyma rozgrzane do czerwoności węgle. Zacisnął oczy, przekładając rewolwer do lewej ręki. Po chwili spojrzał na swoją broń. Czy można w cokolwiek trafić trzymając rewolwer w lewej dłoni? Mówił do siebie w drugiej osobie. Czy jesteś pewien? Przypuśćmy, że facet jest uzbrojony. Poradzisz sobie. Dopadniesz tego skurczybyka. Aresztuj go i zobaczymy co później. Nawet jeśli będziesz musiał go wypuścić. Zastrasz go trochę. Spraw, żeby dotarło do niego, że jest w dużych tarapatach i ty mu je załatwiasz.

Zastanawiał się nad każdym dźwiękiem dochodzącym z wnętrza budynku, próbując go określić, zanalizować i zaszufladkować. Klasyfikował najmniejszy szmer, nadając mu kształt i tożsamość. Musiał być pewny, że nie ma się czego obawiać. Odgłos kapania to deszcz przeciekający przez dziurawy dach. Nikły szum to odgłos ruchu ulicznego kilka przecznic dalej. Chrapliwy odgłos to jego własny oddech. Usłyszał, jak wewnątrz budynku zatrzeszczały deski podłogowe.

Tam jest, pomyślał Wilcox. Jest blisko. Jest w środku i blisko.

Wziął głęboki oddech i wszedł do budynku.

Z początku odniósł wrażenie, że został okryty jakimś kocem. Słabe światło latarni ulicznych zniknęło całkowicie. Przeklinał samego siebie za to, że nie zabrał latarki. Przyszło mu na myśl, że własną zostawił na Florydzie. Żałował, że nie pali. Teraz miałby przy sobie przynajmniej zapałki, lub jeszcze lepiej zapalniczkę. Starał się przypomnieć sobie, czy Ferguson pali, i doszedł do wniosku, że tak. Przyczaił się nieruchomiejąc i nastawiając czujnie uszy, by zlokalizować uciekiniera, pozwolił oczom przyzwyczaić się do ciemności. Nie widział zbyt wiele, ale to musiało mu wystarczyć.

Ostrożnie zagłębiał się w otchłań ciemności. Dostrzegł schody prowadzące na górę i obok po prawej schody wiodące na dół. Stara kamienica, pomyślał. Kiedy tu ktokolwiek mieszkał? Postąpił krok do przodu i stara podłoga zaskrzypiała pod jego ciężarem. Nowa przerażająca myśl zakiełkowała mu w głowie.

Jezu. Przecież w podłodze może być jakaś dziura czy coś w tym rodzaju. Przypuśćmy, że te schody się zarwą? Zdrową ręką, w której ściskał broń, starał się utrzymać równowagę, trzymając ją prostopadle do ciała, wyczuwał nią ścianę, a prawą rękę cały czas przyciskał do piersi. Wybrał schody prowadzące na dół. Przez głowę przemknęła mu nagła myśl: Ferguson to szczur, stworzenie ziemne. Pójdzie na dół, głębiej. Tam będzie się czuł bezpieczny.

Zatrzymał się, ponownie nasłuchując.

Nic. Żadnego szmeru, żadnego odgłosu.

To nic nie znaczy, powiedział do siebie. On tu jest.

Ruszył powoli naprzód, wyczuwając drogę przed sobą, jak tylko potrafił najlepiej. Przeklinał wszelkie odgłosy, jakie czynił. Wydawało mu się, że jego własny oddech drapie w ciemności niczym paznokcie drapiące tablicę. Każdy krok wydawał się grzmotem. Wnętrze budynku wydawało się huczeć i dudnić.

Zwalczył chęć odezwania się, czekając aż znajdzie się zupełnie blisko uciekiniera i każe mu się poddać. Schody wydawały się solidne, lecz nie ufał im. Stąpał ostrożnie, testując każdy stopień jak ktoś niechętny do kąpieli, kto zbyt długo sprawdza zimną wodę. Doliczył się dwudziestu dwóch stopni, zanim stanął w wejściu do piwnicy. Powitało go zimne i wilgotne powietrze. Zszedł z ostatniego stopnia i poczuł pod stopami twardy beton. Dobrze, pomyślał. Będzie ciszej. Postąpił krok naprzód i wdepnął w kałużę wody, która natychmiast przesiąknęła przez buty. Do diabła, zaklął w duchu.

Zastygł w bezruchu, nasłuchując ponownie. Nie był pewien, czy słyszy oddech Fergusona, czy swój. Jest blisko, pomyślał detektyw. Wstrzymał oddech, by zlokalizować obecność ściganego.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «W słusznej sprawie»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «W słusznej sprawie» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


John Katzenbach - Profesor
John Katzenbach
John Katzenbach - La Guerra De Hart
John Katzenbach
John Katzenbach - Juegos De Ingenio
John Katzenbach
libcat.ru: книга без обложки
John Katzenbach
John Katzenbach - Juicio Final
John Katzenbach
John Katzenbach - Just Cause
John Katzenbach
John Katzenbach - The Wrong Man
John Katzenbach
John Katzenbach - La Sombra
John Katzenbach
John Katzenbach - La Historia del Loco
John Katzenbach
John Katzenbach - El psicoanalista
John Katzenbach
John Katzenbach - Opowieść Szaleńca
John Katzenbach
John Katzenbach - The Madman
John Katzenbach
Отзывы о книге «W słusznej sprawie»

Обсуждение, отзывы о книге «W słusznej sprawie» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x