McGinley żył w społeczeństwie, które spotykało się z resztą Ameryki tylko w salach sądowych. Był tylko pożywieniem machiny. Machina musiała jeść, a McGinley leżał na talerzu. Flynn skazał go na uzgodnione pięć lat z możliwością zwolnienia warunkowego po trzech, po czym przystąpił do odczytywania wszystkich formułek prawnych towarzyszących ugodzie. Chcąc rozbawić obecnych na sali – choć radość udzieliła się tylko personelowi sądowemu – czytał swoim akcentem. Na tym posiedzenie się zakończyło.
Wiedziałem, że McGinley sprzedawał śmierć i zniszczenie w formie kokainy i prawdopodobnie popełnił niejedno brutalne przestępstwo, za które nigdy nie postawiono mu zarzutów, mimo to współczułem mu. Uważałem go za kolejnego nieszczęśnika, któremu było dane zaznać wyłącznie bandyckiego życia. Nie znał swojego ojca i rzucił szkołę w szóstej klasie, żeby się uczyć dilerki. Potrafił liczyć pieniądze w hurtowni prochów, ale nigdy nie miał konta w banku. Nigdy nie był na plaży i przez całe życie nie wystawił nosa z Los Angeles. Teraz miał odbyć pierwszą podróż w furgonetce z okratowanymi oknami.
Zanim odprowadzono go do celi i przygotowano do transportu do więzienia, podałem mu rękę, choć utrudniał to skuwający mu ręce łańcuch, i życzyłem powodzenia. Rzadko wykonuję taki gest wobec klientów.
– Spoko – odrzekł. – Jeszcze wrócę.
Nie wątpiłem w to. W pewnym sensie Darius McGinley był prawie takim samym klientem licencyjnym jak Louis Roulet. Interes z Rouletem był prawdopodobnie jednorazowy. Miałem jednak przeczucie, że McGinley z biegiem lat stanie się moim „dożywotnim”.
Będzie darowanym mi wielokrotnie prezentem, jeśli wytrzyma trudny czas i przeżyje.
Kiedy zapowiadano następną sprawę, włożyłem teczkę McGinleya do aktówki i wyszedłem za barierkę. Na zatłoczonym korytarzu czekał na mnie Raul Levin. Umówiliśmy się na spotkanie, żeby przedyskutować to, co udało mu się ustalić w sprawie Rouleta. Musiał przyjechać do Compton, ponieważ miałem napięty plan dnia.
– Dzień dobry – powiedział Levin, naśladując irlandzki akcent.
– Tak, widziałeś?
– Zajrzałem do sali. Facet ma rasistowskie skłonności, nie sądzisz?
– I uchodzą mu na sucho, bo odkąd połączono wszystkie sądy w okręgu, jego nazwisko pojawia się na listach wszędzie. Nawet gdyby ludzie z Compton zjednoczyli się przeciwko niemu, ci z zachodu mogliby ich spokojnie przegłosować. Popieprzony system.
– Jakim cudem w ogóle został sędzią?
– Jak skończysz prawo i będziesz właściwie dbał o interesy właściwych osób, to możesz zostać sędzią. Mianował go gubernator. Cały figiel w tym, jak wygrać pierwsze wybory, żeby zostać na stołku.
Ale jemu się udało. Nigdy nie słyszałeś historii Flynna?
– Nie.
– Jest świetna. Mniej więcej sześć lat temu/Flynn odbiera nominację od gubernatora. Jeszcze przed unifikacją sądów. Wcześniej sędziowie byli wybierani przez wyborców swojego rejonu. Sędzia nadzorujący okręg Los Angeles sprawdza jego kompetencje i dość I szybko się orientuje, że ma do czynienia z facetem o szerokich koneksjach politycznych, ale z zerowym talentem i doświadczeniem sądowym. Flynn pracował głównie w biurze. Pewnie nie mógłby znaleźć budynku, nie mówiąc o sądzeniu jakiejkolwiek sprawy. Tak więc przewodniczący okręgu zsyła go do karnego w Compton, bo zasada jest taka, że musisz kandydować w wyborach po roku od mianowania na urząd. Przewodniczący przypuszcza, że Flynn da dupy i wkurzy ludzi, którzy go odrzucą w głosowaniu. Rok na stołku i do widzenia.
– Z głowy.
– Otóż to. Tyle że się nie udało. W ciągu pierwszej godziny pierwszego dnia zgłaszania się kandydatów na sędziów do biura wkracza Frederica Brown i składa papiery jako kontrkandydatka Flynna.
Znasz Freddie Brown?
– Osobiście nie. Słyszałem o niej.
– Pewnie wszyscy stąd o niej słyszeli. Poza tym, że jest znakomitym adwokatem, jest też kobietą, jest czarna i popularna wśród mieszkańców. Zgniotłaby Flynna stosunkiem głosów co najmniej pięć do jednego.
– No to jak to się stało, że w końcu wybrali Flynna?
– Właśnie do tego zmierzam. Kiedy na liście zjawiła się Freddie, nie zgłosił się już nikt więcej. Po co, przecież była pewniakiem, chociaż ciekawe, dlaczego chciała zostać sędzią i zarabiać mniejsze pieniądze. Wtedy musiała dostawać niezłe sześciocyfrowe honoraria.
– I co?
– To, że dwa miesiące później, tuż przed zamknięciem listy kandydatów, Freddie wraca do biura i wycofuje papiery.
Levin skinął głową.
– A Flynn startuje bez konkurentów i zostaje na stołku – rzekł.
– Właśnie. Potem przyszło połączenie sądów i już nigdy nie da się go stąd wywalić.
Levin wyglądał na oburzonego.
– Co za bzdura. Na pewno był jakiś układ. Musiało dojść do naruszenia przepisów wyborczych.
– Tylko jeżeli da się udowodnić, że to był układ. Freddie zawsze twierdziła, że nikt jej nie zapłacił i że nie brała udziału w żadnym planie spreparowanym przez Flynna. Powiedziała, że po prostu zmieniła zdanie, kiedy zdała sobie sprawę, że z pensją sędziego nie będzie mogła prowadzić dotychczasowego trybu życia. Ale powiem ci jedno. Kiedy prowadzi jakąś sprawę sądzoną przez Flynna, idzie jej wyjątkowo dobrze.
– I nazywają to wymiarem sprawiedliwości.
– Owszem.
– A co sądzisz o Blake'u?
To nazwisko musiało paść. Tylko o nim teraz mówiono. Robert Blake, aktor filmowy i telewizyjny, został poprzedniego dnia uniewinniony przez sąd okręgowy Van Nuys z zarzutu zamordowania żony. Prokurator i policja przegrali kolejną głośną sprawę i gdziekolwiek by się poszło, wszędzie był to temat numer jeden.
Media i większość ludzi żyjących i pracujących poza machiną prawa niczego nie rozumieli. Pytanie nie brzmiało, czy Blake to zrobił, ale czy w procesie przedstawiono wystarczająco mocne dowody, żeby go skazać. Były to dwie zupełnie różne rzeczy, lecz w publicznej dyskusji, jaka wybuchła po ogłoszeniu wyroku, mieszano je ze sobą.
– Co sądzę? Podziwiam przysięgłych, że cały czas skupiali się wyłącznie na dowodach. Jeżeli niczego nie dowodziły, to nie dowodziły.
Nie cierpię, kiedy prokuratorowi wydaje się, że ława może wydać wyrok, kierując się tylko zdrowym rozsądkiem. „Jeżeli nie on, to kto mógł to zrobić?”. Daj spokój. Jak chcesz skazać człowieka i wsadzić do pudła na resztę życia, to pokaż dowody. Nie możesz czekać, że przysięgli cię wyręczą.
– Jakbym słyszał prawdziwego adwokata.
– Żyjesz dzięki adwokatom, stary. Powinieneś to sobie wbić do głowy. Skończ już z tym Blakiem. Jestem zazdrosny i męczy mnie to gadanie o nim w kółko. Mówiłeś przez telefon, że masz dla mnie dobre wiadomości.
– Mam. Gdzie chcesz pogadać i posłuchać, czego się dowiedziałem?
Spojrzałem na zegarek. Miałem posiedzenie wstępne w siedzibie sądów karnych w centrum. Musiałem tam być przed jedenastą i nie mogłem się spóźnić, bo spóźniłem się dzień wcześniej. Potem miałem pojechać do Van Nuys, żeby poznać Teda Mintona, prokuratora, który przejął sprawę Rouleta od Maggie McPherson.
– Nie mam czasu nigdzie iść – powiedziałem. – Możemy usiąść w samochodzie i napić się kawy. Masz ze sobą materiały?
W odpowiedzi Levin uniósł teczkę i zabębnił w nią palcami.
– Co z twoim kierowcą?
– Nie musisz się nim przejmować.
– No to chodźmy.
Kiedy wsiedliśmy do Lincolna, kazałem Earlowi znaleźć gdzieś w okolicy Starbucksa. Musiałem się napić kawy.
Читать дальше