– Mówi Frank Clevenger – powiedziałem.
– Cieszę się, że cię słyszę.
– Wiesz już, czyje odciski były na negatywie? – spytałem.
– Tylko jednej osoby – rzekł niepewnie Fields. – Darwina Bishopa.
Poczułem się, jakbym zgarnął główną wygraną. Ale w głosie Fieldsa nie było triumfu.
– Nie słychać, żebyś był zadowolony – stwierdziłem.
– Bo nie ma na nim żadnych innych odcisków. Ani Billy’ego Bishopa, ani niczyich innych. Lepiej bym się czuł, gdybym znalazł na nim choćby jeden nie zidentyfikowany odcisk, na przykład osoby, która go wywoływała, jakiegoś sprzedawcy, tego, kto zrobił zdjęcia i dał film Bishopowi. Kogokolwiek.
– O ile się nie mylę, ludzi, którzy wywołują filmy, uczy się, żeby trzymali je za krawędzie. Niektórzy noszą też chyba rękawiczki.
– Ale wielu z nich to olewa. Zastanawiam się, czy przypadkiem ktoś nie zadał sobie trudu, by wyczyścić negatyw, zanim dotarł on do Bishopa. A jeśli tak, to dlaczego.
– Chyba że to zbieg okoliczności. Na przykład jeden z ochroniarzy Darwina zrobił film, zaniósł go do wywołania i przyniósł szefowi negatywy w kopercie, tak że nikt w ogóle nie dotykał jego powierzchni.
– Oczywiście, to możliwe. Czasem zdarza się, że wszystko idealnie ze sobą współgra, ale byłbym pewniejszy, gdybym znalazł w tle jakiś fałszywy dźwięk.
– Zgoda. Czy przekazałeś wyniki Andersonowi?
– A powinienem?
Pytał, czy można mu zaufać, zważywszy na to, co zobaczył na zdjęciu. Ale zadając mi to pytanie, pomógł mi zrozumieć, że wciąż ufam Andersonowi. Uwierzyłem w jego historię o magnetycznym uroku Julii, który sprawił, że stracił dla niej głowę. Miała taką moc. Teraz było to dla mnie najzupełniej oczywiste.
– Tak – odparłem natychmiast. – Wszystkie informacje muszą przechodzić przez niego.
– W takim razie zrobię to.
– Będę ci bardzo wdzięczny.
– Nie ma za co. Pracuję dla każdego, kto zjawi się tu z odpowiednimi referencjami, ale lubię to robić dla ludzi, którzy rzeczywiście chcą poznać prawdę. Trzymaj się. – Odłożył słuchawkę.
Na pewno negatyw stanowiłby mocniejszy dowód, gdyby był trochę bardziej zabrudzony. Mimo to Darwin Bishop dobrze pasował do roli zabójcy Brooke. Tylko jego odciski palców znajdowały się na negatywie. Naciskał na Julię, żeby przerwała ciążę. Mógł liczyć na pieniądze z polisy ubezpieczeniowej bliźniaczek, był w przeszłości skazany za znęcanie się nad rodziną i zażądał od Julii fiolki z nortryptyliną.
Dochodziła dziesiąta, więc Julia powinna wkrótce się zjawić. Musiałem się przespać, choćby przez pół godziny. Zagłębiłem się w fotel, z którego miałem widok na Tobin Bridge, i patrząc na punkciki świetlne poruszające się po łuku mostu, zapadłem w sen.
Dziesięć minut później mój telefon znów zadzwonił. Spojrzałem na wyświetlacz. Komórka Andersona. North chciał mnie pewnie poinformować, czyje odciski palców Fields znalazł na negatywie. Nie miałem ochoty odbierać, ale wiedziałem, że unikanie Andersona niczego nie rozwiąże. Podniosłem słuchawkę.
– Słucham.
– Jak się czujesz?
– Dobrze – odparłem trochę bardziej sztywno, niż zamierzałem. – A co u ciebie? Zignorował pytanie.
– Złapali Billy’ego – oświadczył. – Chłopak chce się z tobą zobaczyć.
– Złapali? Wszystko z nim w porządku?
– Zdaje się, że tak, poza tym, że jest wycieńczony. Niewiele jadł i mało spał przez ten czas.
– Gdzie go znaleźli?
– W Queens. Na LaGuardii. Miał właśnie wejść na pokład samolotu do Miami.
– Jak mu się udało wymknąć policji i wydostać z wyspy?
– Przypuszczalnie wyjechał zaraz po włamaniu.
– Polecę do Nowego Jorku najbliższym samolotem.
– Nie musisz. Policja stanowa przenosi Billy’ego do Zakładu Karnego Hrabstwa Suffolk. To w samym centrum Bostonu. Bez problemu mogę cię tam wprowadzić. Został aresztowany i zarzuca mu się zabójstwo pierwszego stopnia, usiłowanie zabójstwa i całą masę pomniejszych przestępstw: włamanie, kradzież, ukrywanie się przed wymiarem sprawiedliwości. Jutro wielka ława przysięgłych ma zadecydować, czy postawić go w stan oskarżenia. Jeśli to zrobi, Billy będzie sądzony jak dorosły. Grozi mu dożywocie.
– Czy ma adwokata?
– Na razie tylko z urzędu. Darwin Bishop nie chciał nikogo wynająć. Może nie ma pieniędzy. Dobrze by było, gdybyś porozmawiał z Julią i wysondował, czy mogłaby mu pomóc.
Wiem, kiedy ktoś przychodzi do mnie z gałązką oliwną. Anderson oddawał mi Julię.
– Wspomniałem jej o Carlu Rossettim. To genialny facet. I znam go niemal tak długo jak ciebie. Możemy mu zaufać. – Chciałem powiedzieć Andersonowi głośno i wyraźnie, że wyciągam rękę do zgody.
– Dzięki, Frank – odparł. Odczekał kilka sekund. – Billy’emu potrzebny jest ktoś taki jak Rossetti. O’Donnell i prokurator są przekonani, że dopadli właściwego faceta. Zrobią z niego potwora w mediach, tak że nim przekroczy próg sądu, zostanie okrzyknięty wrogiem publicznym numer jeden.
Tak się składa, że ich „właściwy facet” jest jeszcze chłopcem, pomyślałem sobie. Skoro można sądzić dzieci jak dorosłych, to czemu nie stawiać przed sądem niedojrzałych pięćdziesięciolatków jako nieletnich? Kolejny przykład jednostronnego myślenia w ustawodawstwie stanowym.
– Czy rozmawiałeś z Fieldsem? – zapytałem, zmieniając temat.
– Owszem. Wiele, łącznie z negatywem, wskazuje na to, że zabójcą jest nasz stary dobry Darwin, ale to wszystko poszlaki. Prokurator wychodzi z założenia, że jego koronnym dowodem jest włamanie się Billy’ego do domu. Wygra sprawę, jeśli uda mu się przekonać przysięgłych, że włamanie i zatrzymanie akcji serca u Tess nastąpiły w zbyt krótkim odstępie czasu, żeby to był zbieg okoliczności. Ukrywanie się przed wymiarem sprawiedliwości również nie przemawia na korzyść Billy’ego.
– Tak – zgodziłem się. – Nie przemawia.
– To wszystko?
– Rozmawiałem z Julią o liście.
– I co powiedziała?
– Że napisała go do swojej psychoterapeutki, Marion Eisenstadt, która ma gabinet na Manhattanie.
– Możesz to sprawdzić?
– Już do niej dzwoniłem. Nie zdradzi mi żadnych szczegółów bez zgody Julii, ale wspomniała, że spotkała się z nią tylko cztery lub pięć razy.
– I co z tego?
– To, że list Julii brzmi tak, jakby pisała go do psychoterapeutki, z którą spotykała się pięć czy sześć razy, ale na tydzień, i to przez wiele tygodni.
– Owszem, tak brzmi, ale nie zapominaj, z kim mamy do czynienia.
– To znaczy?
– Julia wzbudza w ludziach niezwykle silne uczucia, niezwykle szybko. Może to działa w obie strony.
– Niby że sama nawiązała silną więź z psychiatrą podczas terapii? Natychmiastowe przeniesienie?
– Ty jesteś psychiatrą, ale wydaje się to możliwe.
– Owszem – zgodziłem się. – Ale bardziej prawdopodobne, że był to list do innego mężczyzny.
– Z którym chcielibyśmy porozmawiać.
– Jeśli kiedykolwiek dowiemy się, kim jest.
Anderson milczał przez kilka sekund.
– Nie jesteś tym specjalnie zachwycony, mam rację?
– Masz – odparłem. – Chyba tak. – Nie do końca jednak wierzyłem w to, co mówiłem. O dziwo, wciąż się łudziłem, że Julia to kobieta o skomplikowanej przeszłości, która w końcu postanowiła na stałe związać się z jedną osobą – ze mną. Pragnąłem jej wybaczyć… niemal wszystko.
– Wracasz do szpitala, żeby z nią pomówić? Chciałbym wiedzieć, co powie na to, że rozmawiałeś z jej lekarką.
Читать дальше